Rozdział 13.

1K 80 8
                                    

Śnieg znów zaczął prószyć. Latarnie oświetlały już ścieżkę bladym blaskiem, choć dochodziła dopiero druga. Niedługo powinien zacząć się obiad. Ilja biegł przed siebie stałym tempem. Czuł lekkie ssanie w brzuchu, ale nie zwracał na nie większej uwagi. Skupiał się na muzyce lecącej z bezprzewodowych słuchawek.

W pewnym momencie przyspieszył, wybił się z prawej nogi, zrobił w powietrzu podwójny piruet i wylądował znów na prawej nodze, podskakując lekko i trzymając lewą nogę wysoko, a ręce szeroko dla zachowania równowagi. Po chwili powtórzył ćwiczenie, wybijając się z lewej nogi. Ilja doskonale wiedział, że szanse na powrót do łyżwiarstwa miał małe, żeby nie powiedzieć żadne, ale nie chciał rezygnować z ćwiczeń, choćby tylko tych na sucho. Iwanow pozwolił mu wychodzić do parku, więc Ilja z tego korzystał. Biegał dwa albo i nawet trzy razy dziennie, nie przyjmując się zimnem. Miał kurtkę termiczną i wygodne ciepłe buty, poza tym był dobrze zahartowany.

Po części Ilja biegał też ze zwykłego przyzwyczajenia, robił to codziennie od bodajże dziesięciu lat i prawdopodobnie, gdyby car nie pozwolił mu wychodzić, chłopak biegałby w pokoju od ściany do ściany. Poza tym nie lubił siedzieć w pałacu. Zarośnięty dziki park także nie był jego ulubionym miejscem na Ziemi, ale tam przynajmniej nie było osób, z którymi musiałby wchodzić w interakcje. Bo Ilja nienawidził wchodzić z ludźmi w interakcje, choć przy tym nie miał nic przeciwko temu, żeby ludzie go otaczali – samotność w tłumie bardzo mu odpowiadała, chodź i tak wolał siedzieć samotnie we własnym pokoju, najlepiej jeszcze bez ojca kręcącego się gdzieś po domu. Za to mała liczba osób zgromadzona na stosunkowo niewielkiej zamkniętej powierzchni, jak teraz w pałacu, koszmarnie Ilję przytłaczała. Byłby jeszcze to w stanie znieść, gdyby wszyscy dali mu święty spokój, ale nie, wciąż ktoś czego od niego chciał, ktoś się o coś czepiał. Więc Ilja wychodził biegać. I tak nie miał nic lepszego do roboty.

Dobiegłszy do rozwidlenia ścieżki, zatrzymał się, wykonał kilka ćwiczeń rozluźniających, zrobił skłon, kładąc łokcie na ziemi i chowając głowę między łydkami, kilka sekund postał na rękach, dopóki rękawiczki nie zaczęły przemakać. Potem ruszył biegiem w drogę powrotną.

Zwolnił dopiero, kiedy dzika ścieżka parku zmieniła się w zadbaną alejkę ogrodu. Do pałacu wszedł bocznym wejściem dla służby. Był głodny, zmęczony i spocony. Najchętniej najpierw poszedłby do kuchni po obiad, a prysznic zostawił na później, ale wolał uniknąć potencjalnego ochrzanu. Wykąpał się szybko i przebrany w świeży dres, poszedł do kuchni.

Obiad trwał już w najlepsze. Rozmowy przy stole ucichły, kiedy Ilja wszedł, zaraz jednak rozpoczęły się na nowo w nieco spiętej atmosferze. Kucharka obrzuciła chłopaka niechętnym spojrzeniem.

– Spóźniony przyszedł – burknęła, marszcząc się jak buldog.

Ilja wzruszył ramionami, zdejmując sobie z szafki szklankę.

– Siadaj do stołu – poleciła kucharka wciąż tym samym zgryźliwym tonem.

– Zjem u siebie – mruknął, napełniwszy szklankę wodą.

Kobieta prychnęła, ale nie zaprotestowała. Nalała Ilji zupę jarzynową do miski i wzięła się za krojenie mu pieczeni. Chłopak przyglądał się jej, powoli popijając wodę i jednym uchem słuchając przyciszonych nieco rozmów przy stole.

Ilja nie lubił jadać razem z innymi. Niewolnicy cara wymieniali się przykrymi doświadczeniami, wymyślali władcę od najgorszych, nie szczędząc też reszcie wampirów. Chłopak czuł się zawsze wykluczony z ich rozmów i, chociaż nie raz miał ochotę się do nich przyłączyć, uważał, że zwyczajnie mu nie wypada, jako że jego Iwanow wyraźnie traktował lepiej. Poza tym Ilji niekoniecznie sprawiało przyjemność, wysłuchiwanie przy posiłku jakie okrucieństwa go na razie omijają, a najprawdopodobniej czekają w przyszłości, jak już niektórzy życzliwi zdążyli dać mu do zrozumienia.

Trudne związkiWhere stories live. Discover now