III

1.7K 111 13
                                    

when we were young

Rozdział III

Draco Malfoy po raz kolejny w przeciągu jednego dnia zastanawiał się, co do cholery wyprawiał. Najpierw całkiem niepotrzebnie podszedł do rozbitego samochodu tylko po to, żeby znaleźć w nim jednego ze swoich odwiecznych wrogów, a teraz siedział w poczekalni szpitala św. Munga. Błoto spływało mu z butów na białą, błyszczącą posadzkę.

Kiedy piętnaście minut wcześniej teleportował się tam, ociekając wodą, a w ramionach trzymając nieprzytomną Gryfonkę, wydawało mu się, że postępuje właściwie. Jednak miał wystarczająco dużo czasu, żeby dojść do wniosku, że to, co zrobił, było po prostu niedorzeczne. On, Draco Malfoy, nie słynął z postępowania w sposób właściwy. Nie był znany również z tego, że wnosił do szpitala krwawiące i nieprzytomne mugolaczki. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że to przez niego Granger znajdowała się w takim stanie, przecież to on aportował się na środek śliskiej jezdni. Ba! Sam mógł zginąć przez tę nieprzemyślaną decyzję. Właśnie, nieprzemyślaną.

Ostatnimi czasy wszystko, co robił, wydawało się być niepoparte żadną racjonalną decyzją. Dlatego, nie myśląc już wiele, wstał z trzeszczącego krzesła i ruszył korytarzem w kierunku wyjścia. Nie miał zamiaru zostawać tam ani chwili dłużej i narażać się na zdziwione spojrzenia ludzi, którzy do tej pory znali go tylko z tego, że był synem jednego z najgroźniejszych śmierciożerców. Przy odrobinie szczęścia Granger też nie będzie pamiętała, że był w to wszystko zamieszany i cała sprawa stanie się tylko kolejnym, niewygodnym elementem jego przeszłości. Blondyn zdążył przejść już prawie cały korytarz, kiedy usłyszał wołanie za swoimi plecami.

- Panie Malfoy?! Proszę zaczekać, gdzie pan się wybiera? - Malfoy obrócił się na pięcie i ujrzał niskiego, krępego uzdrowiciela, który badał Granger przed kilkunastoma minutami. Na rękawie żółto-zielonej szaty miał zaschniętą krew, a na policzkach wykwitły mu rumieńce od biegu za blondynem. Co za ofiara losu, pomyślał Draco, ostatkiem sił powstrzymując się od wypowiedzenia tego na głos.

- Raczej nie jestem tu już do niczego potrzebny, wracam do domu - odpowiedział za to, siląc się na uprzejmy ton. Magomedyk zmarszczył brwi i podszedł bliżej.

- Panna Granger właśnie się obudziła. Chce pana widzieć. - Mężczyzna brzmiał, jakby to, co powiedział, było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Otóż nie. Blondyn nie zamierzał odwiedzać Gryfonki. Bo niby co mógłby jej powiedzieć? Przepraszam, że przeze mnie prawie zginęłaś, a twój samochód wygląda jak po spotkaniu z Bijącą Wierzbą? Po pierwsze, Granger sama sobie była winna, że nie skupiała się na drodze, a po drugie Draco Malfoy nie przepraszał. A przynajmniej tak było do tej pory. Sądząc jednak po tym, jak się tamtego wieczora zachowywał - mogło być różnie. Kiedy tak bił się z myślami, uzdrowiciel, przestępując z nogi na nogę, powiedział:

- Niech się pan tak nie przejmuje, wydaje mi się, że chce panu podziękować.

- Chyba pan zwariował! Ja się nie przejmuję. Po prostu... Jestem zmęczony, muszę wracać - odparował, zirytowany uwagą magomedyka. Prychnął pod nosem. Granger chciała mu podziękować? Wyglądało na to, że nie pamiętała, kto sprawił, że rozbiła się o drzewo. Tym lepiej dla niego, teraz w spokoju może wrócić do domu i odespać ten beznadziejny dzień.

Uzdrowiciel nadal wpatrywał się w niego.

- I tak musi pan podpisać kilka dokumentów, nie może pan tak po prostu wyjść. Podczas kiedy ja wszystko przygotuję, pan może pójść do chorej. To zajmie tylko kilka minut. - powiedział mężczyzna stanowczym głosem. Jego zmarszczone brwi i srogi ton zupełnie nie pasowały do aparycji rubasznego wujaszka. - Zależy jej - dodał łagodniejszym tonem.

Nasze drogi pocięte | DramioneWhere stories live. Discover now