Rozdział VI

16 0 1
                                    

Obudziło mnie wibrowanie telefonu. Lekko zdziwiona otworzyłam oczy i zobaczyłam obok siebie moją szkolną torbę, a obok niej poruszający się telefon. Szybko chwyciłam go do ręki i spojrzałam na dotykowy ekran mama. Nareszcie.
-Hej mamo.- powiedziałam przyjaźnie.
-Mia! Gdzie ty się u diabła podziewasz?!- krzkneła zdesperowana, a ja kompletnie nie wiedziałam co jej powiedzieć, jak jej to wszystko wytłumaczyć?
-Mamo, jestem u...Clary, pamiętasz ją? To ta koleżanka, która zawsze przynosi mi zeszyty, kiedy jestem chora- improwizowałam, a język plątał mi się jakbym wypiła kilka piw.
-Co ty u niej robisz?! Cała telewizja i radia huczy od masakry w twojej szkole, a ty jeszcze znikasz? Co ty u niej robisz?!- mama cały czas krzyczała, a ja martwiłam się, że z tych nerwów dostanie zawału...
-Spotkałam ją w drodze do szkoły i jej ojciec nas podwiózł i na szczęście kiedy wypadłyśmy cudemnze szkoły zobaczywszy tą masakrę, zabrał nas do ich domu no i zostałam...- nie wiem skąd brały mi się te wszystkie kłamstwa, ale to chyba było najgorsze ze wszystkich.
-Ale dlaczego jej rodzice mnie nie powiadomili oprócz jednego dziwnego telefonu gdzie powiedziano mi o jakimś twoim chłopaku...- mówiła troche spokojniej, więc moja historyjka chyba przeszła.
-Bo to ja wymyśliłam... ale przepraszam, że cię okłamałam.- nie wiem za które mam przepraszać.
-Dobrze, w takim razie przyjadę po ciebie po południu, wiem gdzie mieszkają- powiedziała, a ja zamarłam. Jak ja się stąd wydostanę?!
-A nie możesz...- ale nie dała mi dokończyć.
-Nie, nie mogę! Przyjeżdżam później po ciebie i koniec- rozłączyła się.

Telefon nadal trzymałam w dłoni kiedy wszedł Luke.
-Cześć- powiedział z lekkim uśmiechem i podszedł do mnie.
Nie odpowiedziałam. Siedziałam jak wryta, tępo pacząc w jakiś punkt w pokoju nie patrząc na chłopaka.-Mia, hej, co ci jest?- lekko mną potrząsnął, a ja nic, ani drgnęłam.
-Musze stąd iść- powiedziałam w końcu i obróciłam się w stronę chłopaka.
-Co?- zaśmiał się nie rozumiejąc powagi sytuacji.

-To co słyszałeś- powiedziałam poważnym tonem żeby zrozumiał, że to w cale nie żart.

-Chyba sobie żartujesz- powiedział wstając z krzesełka na którym siedział sekundę temu i łapiąc się za tył głowy.

-Moja mama dzwoniła, powiedziałam jej, że jestem u koleżanki i inne pierdoły, a ona powiedziała, że przyjedzie dziś po południu po mnie.- przekazałam mu rozkaz mamy i czekałam na jego reakcje.

Popatrzył na mnie z nie dowierzeniem po czym wziął jeden ze swoich noży i rzucił nim prosto w dziesiątkę. Lekko się wzdrygnęłam.

-Jak ty sobie do cholery wyobrażasz?! Jesteś teraz nasza i pod władzą rady. Gdy stąd wyjdziesz albo ja albo rada będziemy musieli cię zabić!- krzyknął, a wypowiadając ostatnie słowa jego głos się załamał.

-A podobno miałeś mnie chronić!- również krzyknęłam ze zdziwienia. Czyżbym po raz kolejny dała się nabrać na jego 'pomoc i bezpieczeństwo'?

-Nie rozumiesz?! Ne przeciwstawie się radzie!- chodził w tą i z powrotem nie patrząc na mnie. 

Wstałam z łóżka, podeszłam do niego i potrząsnęłam nim, zatrzymał się.

- Więc musisz to zrobić teraz.- powiedziałam twardo patrząc mu w oczy.

-Co? O czym ty mówisz?- patrzał na mnie zdziwiony. Podeszłam pod ścianę gdzie znajdował się wbity przed chwilą nóż przez chłopaka i wyciągłam go. 
-Wiesz dobrze, że stąd wyjdę, więc załatw sprawę od razu, przynajmniej oszczędzisz roboty wielmożnej radzie- ostatnie słowa powiedziałam z obrzydzeniem w głosie. Zadałam sobie pytanie "Czy dla nich bedzie potrafił mnie zabić?"

-Nie wygłupiaj się- podszedł do mnie chcąc zabrać mi sztylet z dłoni, a ja odsoczyłam od niego na drugi koniec pokoju.- Oddawaj m to!- krzyknął raz- Już!- drugi. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 23, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

NieprawdopodobneWhere stories live. Discover now