Dziwadło

498 37 3
                                    

Zza drzwi wyszło kolejne dziecko które miało wystraszony wyraz twarzy i łzy w oczach. * Chyba jednak się dogadamy * Pomyślała ironicznie podchodząc do drzwi, chwile odczekała i weszła .

- Witaj.. - Powiedział wesoło mężczyzna i założył nogę na nogę, Dziewczyna pewnie usiadła na krześle na przeciw niego i uważnie się mu przyglądała - To.. może powiesz mi jak się nazywasz? Co lubisz? - zapytał po dłuższej ciszy, Oliwia parsknęła śmiechem i założyła ręce na piersi.

- Nie sądzę, że jest ci to potrzebne - powiedziała ironicznie, mężczyzna uważnie się jej przyglądał dziwiło go to dlaczego ona nosi maskę. Te oczy .. były mu dziwnie znajome ale to zignorował.

- Skoro przyszedłem tu by adoptować któreś z dzieci, a możliwe że to będziesz ty to  uwierz mi, jest mi to potrzebne - powiedział łagodnie .

- Coś mocno wątpię, że to będę ja ale niech ci będzie mam na imię Oliwia i to ci powinno wystarczyć - Bruce uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny

- Oliwia ... możesz to odebrać za jakiś przejaw wścibstwa ale jestem bardzo ciekawy dlaczego nosisz tą maskę - powiedział spoglądając na ową rzecz . Dziewczyny to nawet nie zdziwiło ... on zapytał o to łagodnie inni ludzie kiedy ją widzieli to pierwsze co powiedzieli "Boże drogi ! Po co ci ta maska drogie dziecko?!" Kończyło się na tym że zawsze uciekali z przerażeniem wypisanym na twarzy, ciekawa była jak on zareaguje. Nic nie mówiąc powoli zaczęła ja ściągać

PERSPEKTYWA BRUC'A :

Dziewczyna powoli ściągnęła swoją maskę a Bruce widząc to co jest pod nią zamarł z przerażenia oczywiście nie pokazał tego po sobie  . Już wiedział skąd ją zna.. To ta nieszczęsna dziewczyna, której nie zdążył pomóc ... Przez te wszystkie lata nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie zdążył. Biedna dziewczyna . Pomyślał skruszony , postanowił jej to wszystko wynagrodzić.
 Dziewczyna westchnęła i wstała .

- to ja pójdę po Luci - powiedziała zmierzając w stronę drzwi, Bruce dopiero wtedy oprzytomniał .

- tak! powiedz jej żeby przyniosła mi papiery potrzebne by cię z tą zabrać..- Oliwia stanęła jak wryta .

- co takiego?! - zapytała tępo . Mężczyzna popatrzył na nią rozbawiony.

- Powiedz twojej opiekunce by przyniosła mi papiery do adopcji -powtórzył powoli i wyraźnie.

PERSPEKTYWA OLIWII :

* Co kurwa?!* Dziewczyna otrząsnęła się po lekkim szoku i wyszła nic nie mówiąc   . od razu znalazła się przy niej Luci.

- I JAK??? - zapytała zniecierpliwiona, Oliwia spojrzała na nią zimnym wzrokiem .

- Przynieś papiery ... będzie mnie adoptował .. - powiedziała sucho i poszła do siebie .

- A NIE MÓWIŁAM! -krzyknęła za nią i uradowana poszła skocznym krokiem do swojego gabinetu po potrzebne rzeczy.

                                                                                             ****

- Przykro mi proszę pana ale nie może jej pan od razu zabrać ... wie pan jest mnóstwo papierkowej roboty - powiedziała kobieta pokazując mu swoje zawalone stertą papierów biurko . Bruce zaczął grzebać w swoim garniturze, podszedł do kobiety i wręczył jej grubą.. kopertę ( z pieniążkami oczywiście ^^) Kobieta otworzyła kopertę i zrobiła wielkie oczy .

- To ja po nią pójdę - powiedziała od razu zmieniając swój ton i wyszła pośpiesznie z gabinetu

                                                                                             ****

- Alfredzie za chwilę wychodzimy możesz po nas podjechać- powiedział Bruce do telefonu .

- Oczywiście paniczu zaraz będę - odpowiedział starszy mężczyzna i się rozłączył . - Po chwili zorientował się że dziewczyna sama nosi swoją ciężką walizkę chciał jej pomóc i ją wziąć ale dziewczyna od razu ją on niego odsunęła .

- Poradzę sobie ... nie jestem jakąś ślamazarą żeby sobie nie poradzić - powiedziała z dumnie uniesioną brodą .

- Ufam ci na słowo ale nalegam bym to ja ją niósł - powiedział przekonująco .

- Nie odpuścisz prawda? - zapytała ze znudzoną miną, on uśmiechnął się triumfalnie .

- tak nie odpuszczę.

- No to masz problem bo ja również nie odpuszczę. - powiedziała pewnie i ruszyła przed niego, on na chwilę się zatrzymał zdziwiony jednak szybko się zreflektował i szybko ją dogonił. Akurat Alfred już przyjechał .. otworzył kulturalnie drzwi dziewczynie, a sam zasiadł na miejsce pasażera .

- Widzę, że udała się wizyta w sierocińcu - Powiedział Lokaj zerkając na dziewczynę siedzącą z tyłu prze lusterko . Bruce przełknął ślinę (wyf ślinę xD ) - Rozumiem.... Porozmawiamy jak dojedziemy do domu. - powiedział i skupił się na drodze .

                                                                                             ****

Kiedy dojechali już pod Wille ( wille? nie? ) Alfred wysiadł jako pierwszy i zabrał bagaż panienki (Panienki xDD ). Bruce zajął się dziewczyną ... oprowadził ja po całej rezydencji, oczywiście nie zdradził gdzie są tajne przejścia prowadzące do Bat jaskini i ty podobnym . Nie spodziewał się, że spodoba się jej pokój w którym będzie sypiać ale cóż... Był różowy ( Pink... Bleeeeee.)więc postanowił dać jej wolną rękę i udekorować, pomalować i ozdobić jak jej się podoba jednak był jeden warunek, pokój nie może wyglądać jak jakaś... jaskinia . Zrobiwszy te wszystkie rzeczy ruszył w poszukiwania Alfreda by z nim porozmawiać na temat przeszłości dziewczyny . Nie musiał szukać zbyt długo gdyż był w kuchni ...

- Alfredzie ... musimy porozmawiać - Zaczął Bruce - na temat Oliwii

- dobrze paniczu proszę mówić ... jeśli panu nie będzie przeszkadzało to że będę w tym czasie zmywał naczynia. - oznajmił spokojnie Lokaj, a Bruce wygodnie rozsiadł się na krześle i zaczął.

- Pamiętasz może ten dzień w którym nie zdążyłem pomóc pewnej rodzinie...- powiedział cicho .

- Jakbym mógł zapomnieć nie przespał pan w tamtym okresie za dużo nocy... ale jeśli znowu będzie panicz mówił, że to jego wina niech wie że ja mam te same zdanie co wcześniej . - powiedział twardo nie odwracając wzroku od naczyń .

- Ja wiem... Alfredzie... po prostu ..- zakrył twarz dłońmi -To jest ona . - Alfred upuścił talerz , który po chwili się rozbił .

- To... wiedziałem, że coś jest nie tak - walnął pięścią o blat - ona je ma ? -zapytał z nadzieją że jednak nie .

- Tak... są identyczne... takie same jakie on ma ... - powiedział zerkając na lokaja .

- dobrze... paniczu ja muszę teraz wracać do pracy jutro jak mniemam chce ją pan wziąć na jakieś zakupy ? - Wayne przytaknął na potwierdzenie . - Dobrze to ja już idę .. dobranoc paniczu ..





WOOOOOOOW taaaaaaaaki długi rozdział ^^ z okazji że przez jakieś nie wiem tydzień? więcej? nie dawałam rozdziału . Przepraszam moja wena ostatnio daje się we znaki!  I teraz w szkole mam dużo nauki ... ale teraz jest przerwa świąteczna :) i mam dobrego laptopa przez kilka dni więc tak o to wyjątkowo mało błędów ^^ DZięki za czytanie! I Proszę o komentarze !!( ale ze mnie żebrak xD) to motywuje!!! DO NASTĘPNEGO!!! ^^

Chaos [Zakończone]Onde histórias criam vida. Descubra agora