~18. Tylko ja znałem prawdę

1.3K 228 194
                                    



No i masz, Franku, placek.

Nie widziałem płaczącego Gerarda od wielu miesięcy. Ostatnio płakał, kiedy jeszcze pił i pewnego dnia zjawił się na moim progu tak schlany, że ledwie mógł utrzymać się na nogach. Przez łzy mówił wtedy, że jest beznadziejny i nie ma już siły. Od tamtego czasu nie tknął już alkoholu. I nie płakał.

Teraz jednak ewidentnie był trzeźwy i szlochał, skulony na moim łóżku, z twarzą zatopioną w poduszce. Wyglądało to tak żałośnie i smutno, że sam ledwie opanowałem łzy.

-Gerard, co się dzieje?- zapytałem, dotykając ostrożnie jego ramienia. Wzdrygnął się na mój dotyk, jakbym miał bardzo zimne ręce.- Dlaczego płaczesz?

-Frank, ja nie mogę- powiedział cicho. Podniósł na mnie spojrzenie smutnych, załzawionych oczu. -Ja... Po prostu nie mogę. Nie mogę się z tobą spotykać.

-Ale o co chodzi?- próbowałem wydobyć z niego odpowiedź. Pokręcił głową.

-Skłamałem.- powiedział to jedno słowo i znów zapłakał jak małe dziecko. Żebym jeszcze zrozumiał, co on ma na myśli.

-Kiedy skłamałeś? Co ty w ogóle wygadujesz?- dopytywałem.

-W dniu, w którym się poznaliśmy. Jedną z pierwszych rzeczy, którą ci powiedziałem, było kłamstwo.- wyrzucił z siebie. Mówił tak jakoś niejasno i kompletnie nie rozumiałem, co chce mi przekazać.

-Możesz mówić konkretniej?- poprosiłem ostrożnie.

-Moja matka nie chorowała. Nie umarła naturalnie, tak jak mówiłem. Zabiła się- powiedział, nie podnosząc na mnie wzroku. Zbiło mnie to z tropu. Z jednej strony zdziwiło mnie, dlaczego nie powiedział mi tego wcześniej, ale z drugiej... Co miała śmierć jego matki do dzisiejszego zachowania?

-Ale dlaczego mi to teraz mówisz? Czy to ma coś do rzeczy?- zapytałem. Gerard w końcu spojrzał na mnie. Wyglądał na bardzo zagubionego.

-Nie powiedziałem ci wielu rzeczy, Frank, ale teraz już nie mogę. Należy ci się wyjaśnienie- stwierdził i westchnął. Nie płakał już, wytarł łzy o poduszkę i nieznacznie się podniósł. -Matka zabiła się, bo ojciec... Wykorzystywał ją.

Zamurowało mnie totalnie. Znałem ojca Gerarda i zawsze wydawał mi się dobrym człowiekiem, tylko trochę oschłym. W życiu bym na to nie wpadł.

-Jak?

-Oh, doskonale wiesz, o co chodzi, nie jesteś już dzieckiem- Gerardowi łamał się głos.- Tylko ja o tym wiedziałem. Mikey nie ma o tym pojęcia do dziś. Ja... Kiedyś przyłapałem ich w takiej sytuacji...- schował twarz dłoniach, opanowując płacz.- Widziałem, jak ją potraktował i... To było okropne...- przerwał na chwilę, widocznie walcząc ze wspomnieniami gromadzącymi się w głowie. Potrafiłem sobie wyobrazić, jak musiał się czuć.- Ojciec groził mi, że jeżeli komuś powiem, ukarze mnie.

-I nie powiedziałeś- stwierdziłem. Pokręcił głową.

-Nie. A powinienem. Może uratowałbym matkę. Pewnego dnia po prostu nie wytrzymała tego wszystkiego. Ja ją znalazłem. Powiesiła się w piwnicy, gdzie przeważnie malowałem.- załkał cicho. Chciałem objąć go ramieniem, ale wyraz jego twarzy mnie powstrzymał. -Wtedy... Miałem piętnaście lat, Mikey niecałe trzynaście i nie chciałem, żeby wiedział. Ojciec wymyślił tę całą szopkę z jakimiś chorobami i niewiadomo czym. Tylko ja znałem prawdę.

-Tak mi przykro- powiedziałem. Historia przygnębiła mnie bardzo. Dotknąłem dłoni Gerarda. -A powiesz mi, dlaczego dziś jesteś taki dziwny?

-Właśnie do tego zmierzam- powiedział, spuszczając głowę i wlepiając wzrok w mój dywan. -Bo... Cholera jasna, naprawdę nie chcę tego mówić... Po pogrzebie matki Mikey jakoś szybko się ogarnął i pogodził ze wszystkim, ale ja... Nie. Miałem przed oczami wyraz jej martwej twarzy, gdy ją znalazłem... Nie chodziłem już do piwnicy, malowałem tylko w swoim pokoju, i to same smutne rzeczy. Trumny, martwych ludzi... Mam mnóstwo takich obrazów u siebie, ale nie chciałem ci ich pokazywać. -kiwnąłem głową ze zrozumieniem.- Jednego dnia, akurat malowałem... Portret. Portret mojej martwej matki... Przyszedł do mnie ojciec. Powiedział, że wie, że ja wiem. I nie mogę nikomu nic powiedzieć, bo będę mieć, delikatnie mówiąc, przesrane. Nie wytrzymałem i nakrzyczałem na niego, że to jego wina i że ma matkę na sumieniu. Uderzył mnie wtedy tak mocno, że myślałem, że zemdleję. A potem...- przerwał i załkał przejmująco.

-Co potem?- dopytywałem się.

-Zrobił mi to samo, co kiedyś matce- powiedział pomiędzy szlochami Gee.

Wiecie jak to jest, kiedy pod wpływem emocji płuca zaciskają się tak, że nie możecie złapać oddechu? Ja już wiem.

-Gerard, czekaj, co?- wydusiłem w końcu. -Dlaczego mi nie powiedziałeś?

-To nie jest rzecz, którą chcę się chwalić!- krzyknął. Zacisnął dłonie w pięści, aż pobielały mu kostki. -Nie chciałem, żebyś wiedział!

-Powienieneś był iść z tym na policję!- powiedziałem, starając się zachować spokój.

-I co bym powiedział? Nie miałem żadnych dowodów, wyśmialiby mnie. A ojciec zbiłby mnie jak psa w domu- Gee złapał się za włosy i pociągnął, jakby ból miał mu w czymś pomóc.

-Zrobił to tylko raz?- zapytałem ciszej.

-Nie. Robił to wiele razy. Nie radziłem sobie z tym i właśnie dlatego zacząłem pić.

Miałem ochotę iść i zamordować ojca Gee. Naprawdę.

-Kiedy ostatnio? -ledwie opanowałem się, żeby nie ruszyć się z miejsca i czegoś nie rozwalić ze wściekłości.

-Wczoraj.- powiedział beznamiętnie Gee. -Nie robił tego od naprawdę dawna. W sumie od czasu, gdy mało nie trafiłem na odwyk. Ale wczoraj... Widział, jak się żegnamy przed moim domem. Pocałowałem cię w policzek i... Zawołał mnie do siebie. Spojrzał mi prosto w oczy i powiedział coś w stylu "nie wiedziałem, że gustujesz w chłopcach, kochany. Może powtórzymy nasze dawne rozrywki?". -zamknął oczy. Spod jego powiek wyciekło kilka łez. -Nie krzyczałem tylko ze względu na Mikeya, on nie może wiedzieć...

-Pójdę na policję- oświadczyłem. Gee pokręcił energicznie głową.

-Nie zrobisz tego.

-Zrobię- powiedziałem pewnie.

-Nie możesz!- zdenerwował się. -Nie możesz! Nie mogę z tobą być! Nie mogę się z tobą spotykać! Jeszcze coś ci się stanie z mojej winy!

-Nieprawda- zaprzeczyłem. -Nie mów tak!

-Nie mogę. Frank. Przepraszam. Jeżeli przez mojego ojca coś by ci się stało, nie wybaczyłbym sobie. Kocham cię- zawahał się, zanim dokończył- i dla twojego dobra nie mogę z tobą być.

Wstał z łóżka. Również zerwałem się na nogi i chwyciłem go desperacko za ramię. Odwrócił się i pocałował mnie mocno, prawie agresywnie, unosząc mnie lekko nad podłogę. Nie mogłem złapać oddechu. W końcu postawił mnie na ziemi, spojrzał mi ostatni raz w oczy i wypadł biegiem przez drzwi.

Usiadłem na łóżku i przez chwilę tylko tępo patrzyłem się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był Gerard. Potem zacząłem płakać.
.

Uderz w struny, a Way się odezwie ~Frerard~Donde viven las historias. Descúbrelo ahora