27 lat

5.1K 578 83
                                    

Minął rok od śmierci Daniela. Nie mogę uwierzyć, że aż tyle czasu minęło. Byliśmy przyjaciółmi, kochankami, małżeństwem, a jedna chwila zniszczyła wszystko. Jego śmierć. Chociaż może to lepiej, że on umarł pierwszy. Nie chciałbym by cierpiał, tak jak ja teraz cierpię. Nie zniósłbym tego, gdybym musiał go zostawić samego. Teraz przynajmniej zaznał spokój i już nic tego nie zmieni.

Maxim ma dwa lata. Jest moim oczkiem w głowie. Ogromnym wsparciem dla mnie jest Lydia, która pomaga mi przy małym. Jeszcze nie znalazła sobie nikogo, więc zaoferowałem jej, by zamieszkała ze mną i pomogła przy Maxim'ie, z którego praktycznie oka nie spuszczam. Jest taki podobny do Daniela. Dzieki naszemu małemu szkrabowi, będę mógł znów przeżyć jak Daniel się rozwijał, poprzez nasze dwadzieścia trzy lata znajomości i wspólnej miłości. Ten czas to był najlepszy czas w moim życiu. Już nigdy nie zaznam takiego szczęścia jak przy moim ukochanym, jak przy moim przyjacielu.

Teraz już wiem jak się czują ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego. To uczucie jest okropne. Nie życzę nikomu, by musiał przeżywać takie piekło, które ja przeżywam. Na szczęście jest parę osób, które mnie wspierają. Lydia, Maggy, May, moje matki i ojciec. Nawet w małym Maxim'ie czuję podporę, która utrzymuję mnie w miarę prosto. Nie wiem, co bym zrobił gdyby ich nie było. Chyba już dawno bym się zabił. Jednak żyję ze świadomością, że Daniel by tego nie chciał. Wolałby, bym żył. Czasem mam ochotę pogrążyć się w ciemnościach śmierci i znaleźć tam mojego męża, jednak kiedy patrzę na twarzyczkę mojego synka lub siostry, wiem, że mam dla kogo żyć. Beze mnie sobie nie poradzą, tak jak ja nie poradzę sobie bez nich.

Nie mogłem najbardziej znieść myśli, że mimo tego upływającego czasu jedna jedyna rzecz się nie zmieniła. Od zawsze była i jest taka sama. Mianowicie, matka Daniela. Przez cały czas oskarżała mnie o wszystko co najgorsze. Nie tolerowała mnie, nawet kiedy byłem dzieckiem. Przez cały czas unikała mnie jak ognia. Chyba łudziłem się, że mimo wszystko coś dobrego stanie się mimo tego wszystkiego.

Teraz siedzę na cmentarzu, wpatrując się w płytę nagrobną, na której wyryte jest imię i nazwisko mego męża. Daniel Hunter-Williams. Chciałbym usłyszeć jego śmiech, kiedy powiedziałem, że brzmi to jakby był łowcą Williamsów. Bo w sumie to nim był. Złowił przed laty moje serce i zabrał je tam, gdziekolwiek się teraz znajduje.

Od roku codziennie chodzę na jego mogiłę. Kocham go, a to nigdy się nie zmieni. Może i w przysiędze było powiedziane "dopóki śmierć nas nie rozłączy", jednak ja wiem, że i po mojej śmierci będę go kochał.

Wyczyściłem już dzisiaj jego nagrobek. Nalałem wody do kwiatów. Kupiłem nowe znicze. Teraz siedzę i mówię do niego. Opowiadam jak to Maxim czytał mi wczoraj bajkę. Tak naprawdę to patrzył na obrazki i opowiadał co widzi. Opowiadam mu jak to moja siostra zdała studia biologiczne. Mówię o tym, jak to moje mamy postanowiły wyjechać na wakacje do Hiszpanii.

Nagle obok mnie ktoś się dosiada. Odwracam głowę i widzę matkę Daniela. Wstaję, by pozwolić jej pobyć sam na sam z synem. Zawsze tak robiłem od jakiegoś czasu. Wiem przecież, że ona nie znosi mojego towarzystwa, a nawet widoku.

- Nie odchodź - mówi, zaskakując mnie. - Nie przyszłam dzisiaj do Daniela, tylko do ciebie. Wiedziałam, że tutaj z nim będziesz. - Uśmiecha się blado.

- Przyszła pani do mnie? - pytam się jej, by się upewnić.

- Tak. I nie mów do mnie pani. Jestem Ann - oznajmia, a ja siadam obok niej. - Chcę cię przeprosić. Chcę was przeprosić. Byłam okropną sąsiadka, okropną teściową, a na zakończenie, czego nie można zaprzeczyć, byłam okropną matką. Kochałam go, dalej go kocham. Pewnie tak samo mocno jak ty go kochasz. Wiem, że zrobiłam wiele okropnych rzeczy, jednak najgorszą jest to, że odtrąciłam własnego syna. Powinnam zaakceptować to kim był, kim ty jesteś, co razem tworzyliście. Kochał cię, to było widać. Po prostu bałam się, że się zmieni. Że stanie się kimś, kim tak naprawdę nie był. Ale on zawsze był sobą. Był idealnym synem. Teraz już jest za późno, by go przeprosić, by mi wybaczył, jednak jedną rzecz mogę zrobić. Mogę prosić osoby, które były mu bliskie, bliższe niż ja, o wybaczenie, na które raczej nie zasługuję. Tobie zrobiłam wiele złego. Byłeś i jesteś dalej wspaniałym człowiekiem. Jesteś teraz prawnikiem, a w przyszłości może założysz własną kancelarię. Byleś jedną z niewielu osób, które mimo iż wyrządziłam im tak wiele krzywdy, były dla mnie miłe. Zawsze gdy mnie wdziałeś mówiłeś dzień dobry. Później robiłeś wszystko, by tylko mnie bardziej nie zdenerwować. Może po tylu latach to ci się wyda dziwne, ale ty mnie nigdy nie denerwowałeś. Nawet wtedy, kiedy podejrzewałam cię już o homoseksualizm. Wiem, że może to noc nie znaczyć, ale bardzo cię przepraszam za wszystko co ci w życiu złego zrobiłam. Zrozumiałam swoje błędy i teraz w życiu bym ich nie popełniła. - Kończy swój monolog.

- Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony. Nie spodziewałem się tego po pani, to znaczy tobie Ann. Jednak przyjmuję twoje przeprosiny. Sądzę, że gdyby Daniel żył, zrobiłby to samo. - Uśmiecham się do niej słabo.

- Dziękuję. Kto wie... Może z czasem pozwolisz mi wstąpić do twojego życia. Czuję, że gdyby to się stało, byłabym bliżej mego syna.

- Zawsze w nim byłaś, tylko nie chciałaś tego dostrzec.

- Dziękuję - mój jeszcze raz i przytula się do mnie.

Kiedy tak rozmawiamy o tym, że chętnie zapoznam ją z jej wnukiem, że pokażę jej wszystko co miało związek ze mną i Danielem, myślę sobie: " Szkoda, że musiałeś umrzeć by to się stało, ale w końcu twoja mama mnie lubi."

Twoja matka mnie nie lubiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz