43. Malfoy Manor (I)

1.4K 103 14
                                    


Julie leciała spokojnie na około kopuły. Nie widziała żadnego zagrożenia.
Nagle usłuszała swoje imię. Nie było jednak wypowiedziane aksamitnie z uczyciem, ale był to krzyk przerażenia. Dziewczyna rozejrzała się poszukując źródła hałasu i zobaczyła.
Harry Potter, jej brat, spadał z niesamowitą prędkością w dół, w stronę pola siłowego. Julie niewiele myśląc ruszyła szybko w jego stronę szukając po drodze różdżki. O nie! Jeszcze kilka sekund i z Harrego zostanie tylko pieczone mięso. Trzy... dwie... Jedna...

Julie dobyła różdżki i machnęła nią nadal lecąc w stronę brata. Potter zatrzymał się dosłownie milimetry od wielkiej kopuły. Jego but jednak dotykał pola siłowego i powoli się przypalał. Julie podleciała w końcu do Harrego i złapała go pod ramionami. On zrobił to samo.

Nauczycielka z ogromnym trudem leciała w stronę dziury. Oboje syczeli z bólu, bo ich stopy ocierały się o barierę ochronną. Na szczęście mieli buty i pole siłowe nie dotknęło jeszcze ich skóry.

- Co ty sobie myślałeś!? Miałeś lecieć od razu i nie czekać na mnie! Przecież pyłek nie działa wieczność! - warknęła Julie podlatując ze swoim pasażerem nad dziurę.

- No przepraszam. - bąknął Harry. - Zmieścimy się oboje do tej dziury?

Dopiero teraz Julie zdała sobie sprawę, że nie uda im się obojgu przejść na raz.

- Uwaga! Puszczam! - ostrzegła dziewczyna. Chłopak próbował zaprotestować, ale siostra już go puściła i leciał w dół, kilkanaście metrów, tak jak kiedyś gdy spadał z miotły.

Nagle zatrzymał się kilka centynetrów od ziemi, i upadł już z mniejszej wyskokości.
Julie zgrabnie wylądowała obok niego.

- Musiałaś mnie puszczać? - ziryrował się Harry wstając z ziemi.

- Powiedzmy, że to była kara. - odpowiedziała dziewczyna. - Gdzie Ron i Hermiona?

- Harry! Julie! - jak na polecenie zza rogu wybiegła dwójka Gryfonów. Wyglądali jakby przed czymś uciekali.

- Co tak tutaj krzyczycie? Chcecie żeby ktoś nas rozpoznał? - odparła sciszonym głosem nauczycielka.

- I tak nas zobaczą. Nie jesteśmy już niewidzialni! - przeraził się Ron. Julie przeklnęła głośno spoglądając na przyjaciół. Nawet w tej dziurze musiały być zaklęcia, która zmywają wszystkie czary.

- I mamy jeszcze jeden problem. - Hermiona wskazała na miejsce, z którego przybiegła z Ronem. stała tam grupka pawi. Nie? Chwila? To nie były pawie! Zamiast głów, wystawały im węże!!!

- Zwiewamy! - Julie pociągnęła brata za ramię i wszyscy zaczęli uciekać wokół dworu. (Taak, to baaardzo rozsądne).

Zmutowane pawie biegły cały czas za nimi. Przez pewnien czas przyjaciele myśleli już, że je zgubili, ale one wybiegły z innej strony! I tak po kilku chwilach otoczyły ich pawio-węże.

- To koniec. - jęknął Ron. - Harry byłeś moim najlepszym...

Nie dane było mu jednak skończyć, bo stało się coś... dziwnego.

W jednym momencie Julie zniknęła, a zaraz potem ogromny srebrno-zielono-pomarańczowy wąż z zielonymi ślepiami i małą srebrną gwiazdką, zaatakował "pawia", który rzucił się na Hermionę. Wbił mu kły w kark i zaraz potem dobrał się do kolejnego i kolejnego.

- Uciekajcie. - syknął wąż wbijając kły w kolejnego mutanta. Potter od razu domyślił się, że to Julie.

- Wiejemy. - Harry pociągnął za sobą przyjaciół i zaczęli uciekać zostawiając węża samego w wirze walki.

Harry Potter i Więzy KrwiTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon