Wyjdziesz za mnie?

2.2K 109 6
                                    

Jessica

Rano po śniadaniu postanowiłam wziąć jeszcze szybki prysznic. Umyłam się i potem posmarowałam moją suchą skórę balsamem. Nie było innej opcji, bez niego moje ciało wyglądało fatalnie. Koniecznie użyłam tego o zapachu kawy, bo to ulubiony zapach Marco.

Ubrałam czarne szorty, a do tego biała bluzka odsłaniająca lekko mój brzuch. Wsunęłam na stopy moje czarne adidasy i byłam gotowa. Wyszłam z domu po usłyszeniu klaksonu auta. Nie jechałam z chłopakami tylko z Carolyn. Pożyczyłam jej swoje BMW i to ona dzisiaj prowadziła. Wsiadłam na miejsce pasażera i włączyłam muzykę, bo bez niej po prostu nie mogłam jechać nigdzie.

- Hej kochana. - pocałowała mnie w policzek. - Podekscytowana?

- Ty jeszcze się pytasz? Jasne, że tak!
- Jak tam na zawał nie padniesz to będzie do... - zamilkła, bo pewnie coś prawie wygadała.

- O czym ty mówisz? - posłałam jej badawcze spojrzenie.

- Eeee mamy piękną pogodę prawda? - zmieniła temat spryciula. No nic muszę odpuścić i tak się dowiem skoro to coś dotyczy mnie.

- Tak piękna. - zaśmiałam się, a dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem jak by chciała sprawdzić czy więcej nie będę jej wypytywać.

Dojechałyśmy pod stadion po piętnastu minutach. Widzowie siedzieli na trybunach, a chłopcy rozgrzewali się na boisku. Nasi mieli czerwone stroje, a przeciwna drużyna niebieskie. Usiadłyśmy w pierwszym rzędzie, bo tam leżały koszulki Marco i Nathana. Chłopcy mieli nam zająć miejsca i chyba zrobili to w taki sposób.

Wpatrywałam się chwilę w chłopaków, ale gdy Marco zdjął koszulkę mój wzrok lustrował go od góry do dołu. Idealnie wyrzeźbione mięśnie i tatuaż. Tatuaż? Zaraz, że co? Wcześniej go nie miał. Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk trenera.

- No chłopaki ruszyć dupy! Macie skopać im tyłki i ty Hamilton! Patrz kto na trybunach cię obserwuję. Wygraj to dla niej! - krzyknął Pan Sternsen i poklepał go po plecach.

- Tak jest trenerze! Dla niej wszystko! - odkrzyknął i spojrzał w moja stronę uśmiechając się.

- No to rozumiem! DO ROBOTY CHŁOPAKI! - ostatnie słowa niemal rozrywały jego krtań. Były jak ryk rozwścieczonego byka.

Zawodnicy  założyli koszulki, przybili piątki i ruszyli na swoje miejsca. Rozległ się gwizdek i piłkę przejęli nasi. Marco podał do Nathana. Potem dalej podali Olivierowi i jakiemuś innemu chłopakowi. Piłka została wystawiona pod nogi bruneta i gol!

- Marco! Marco! - wstałam i krzyczałam ile sił w płucach.

Ze mną reszta widowni też wiwatowała jego imię.

Mecz skończył się naszym zwycięstwem. Wygraliśmy 3:1. Wszyscy wiwatowali i krzyczeli.

W pewnym momencie na murawie chłopcy ustawili się w półkolu. Marco stanął po środku i trener rzucił mu jakieś pudełko. Z głośników usłyszałam słowa piosenki Marry you. Zamarłam. O co chodzi?

Brązowo oki otworzył pudełeczko i kleknął na jedno kolano.

- Jessica Kelly proszona o pilne pojawienie się na boisku. - usłyszałam wołanie Nathana.

Speszona wstałam, a wzrok wszystkich skierował się na mnie. Stawiałam wolno kroki na stopniach schodząc na boisko. Krzyki z trybun ucichły

Marco

Szła w moją stronę. Coraz bardziej się bałem. Zaraz miał podejść do mnie chłopak z mikrofonem. Jessica stanęła na przeciwko mnie i w tej samej chwili stanął po mojej prawej blondyn z mikrofonem.  Przystawił go do moich ust. Bałem się. Tak cholerne się bałem, co jeśli powie nie?

- Jessica... - głos mi drżał. - Kochanie wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza. Zrobił bym dla ciebie wszystko. Kiedyś mówiłaś, że chciałabyś mieć ciche i skromne zaręczyny. Tylko mnie znasz i ja wszystko robię na opak. - z trybun usłyszałem śmiechy, które wbrew pozorom dodały mi otuchy. - Więc chciałem... chciałem zapytać czy zostaniesz moją żoną? - wstrzymałem na chwilę oddech i wyjąłem pierścionek. Zerknąłem na dziewczynę, jej oczy były zaszklone. Prawie płakała.

- Tak!! TAK! - krzyknęła i wystawiła rękę. Wsunąłem jej na palec złote małe kółeczko z diamentem i wstałem. - Wyjdę za ciebie ty wariacie!! - pisnęła i rzuciła mi się na szyję. Zacząłem się kręcić dookoła.

Ludzie wiwatowali i gwizdali. Drużyna wraz z trenerem zrobiła wokół nas koło i skakali przy nas. Przeciwna drużyna również się dołączyła i teraz stałem z kobietą mojego życia w środku, pomiędzy spoconymi facetami. Bardzo romantyczne.

- Kocham cię kruszynko. - szepnąłem jej do ucha i ja odstawiłem.

- Też cię kocham głupku. - wyszeptała i wytarła łzy z policzków.

Pocałowałem ją w czoło i odszedłem do szatni z chłopakami. Zostawiłem ją tam, ale mam wrażenie, że Carolyn na pewno zaraz do niej dobiegła.

Weszliśmy do środka i od razu wszyscy zaczęli mi gratulować.

- Dziękuję chłopaki! Cholernie mi pomogliście. Nie wiem co powiedzieć. - powiedziałem dość głośno, żeby wszyscy usłyszeli.

- Wystarczy jak zaprosisz nas na swój ślub. - Nathan odpowiedział za wszystkich na co reszta zagwizdała.
Roześmiałem się i poszedłem pod prysznic, a potem przebrałem się z mojego stroju sportowego.

---------------

Kochani no i jestem! Po długiej przerwie, ale wiecie święta i te sprawy. Na dodatek mam problemy zdrowotne.

Mało co jem, bo nie mogę. Niestety. Przez to jestem osłabiona i ostatkiem sił napisałam dzisiejszy rozdział. Nie wiem czy kolejne będą szybko czy raczej troszkę zejdzie.

Mam nadzieję, że mnie nie zostawicie. No i dalej będziecie czytać moje wypociny.

Ktoś spodziewał się, że tak będzie?

Pozdrawiam kochani i jeszcze raz przepraszam Klakierek ;*

Nie odpychaj mnie [POPRAWIANE] Where stories live. Discover now