Część 4 - Ocalali

1.3K 72 16
                                    

Po tym jak wiatr ustał, Dipper i Ford postanowili wyjść na małą ekspedycję. Gdy wyszli zobaczyli kilka przewróconych przez wiatr drzew. Jak poszli kilkanaście kroków dalej zobaczyli miasto. Nie było jakoś strasznie zniszczone. Było wywalone tylko kilka starych lub słabych drzew. Oczywiście Dipper chciał zobaczyć czy z Wendy wszystko ok, jednak Bill wszystko widział i trudno było wybiec z lasu. Więc postanowił ciągle iść w ukryciu. Po około godzinie był już przed domem Wendy. Zapukał. Z wnętrza domu dobiegł właśnie jej głos.
-Odwal się Bill!
-Cicho, to ja Wendy. - powiedział cicho, ale wyraźnie Dipper.
-Dipper? Wchodź. - powiedziała po czym otworzyła ostrożnie drzwi - Obyś to był ty. - wypuściła go.
-Wendy, tak dawno cię nie widziałem. - odpowiedział Dipper, po czym przytulił ją.
-Oj, Dipper, Dipper. Tęskniłam. - odparła Wendy i także go objęła.
-Wszystko u was dobrze? Macie jedzenie, picie, broń? - upewnił się Dipp.
-O to się nie martw. U nas zawsze wszystko jest. - uśmiechnęła się.
-Słuchaj, potrzebujemy ekipy. Właściwie nie planowaliśmy tego, ale ja tak postanowiłem z Fordem. Dołączysz? - zapytał Dipper.
-Hmm... moja rodzina. Nie wiem czy sobie poradzą.
Po tych słowach tata Wendy puścił jej oczko i pokazał kciuka w górę. Wendy uśmiechnęła się. Odeszła od Dippera i wzięła nieduży, lecz pojemny zielony plecak. Zaczęła się pakować.
-Czyli idziesz z nami? - spytał zdumiony Dipper.
-Tak!
Po kilku minutach już byli w drodze do "obozu" Pinesów. Ford dotarł tam już wcześniej. Dotarli po czterdziestu minutach.
-Wujku Fordzie! Przyprowadziłem Wendy. Kogo jeszcze potrzebujemy?
-Hmm... może Gideon? I Pacyfika. - zasugerował Ford.
-Dobrze wujku. Ja z Wendy pójdziemy. Poradzimy sobie.
Po tych słowach przygotowali się i poszli. Najpierw kierowali się w stronę salonu samochodów Gleeful'ów. Z daleka było go widać. Wszystkie samochody zniszczone, tylko kilka się zachowało w miarę dobrym stanie. Weszli przez okno budynku. Wszystko w środku było opustoszałe, jakby ktoś brał potrzebne rzeczy i uciekał w pośpiechu. Nagle zza jednych z drzwi w salonie wyłoniła się twarz Gideona.
-A wy co tu robicie? - spytał zdziwiony.
-Słuchaj, widzisz co się dzieje na zewnątrz. Chcielibyśmy abyś nam pomógł znowu pokonać Billa. Każdą para rąk jest ważna. Idziesz z nami? - wyjaśnił Dipper.
-Emm... czemu nie. Moi rodzice gdzieś uciekli. - zasmucił się młody Gleeful.
Nie czekali długo, tylko pobiegli w stronę domu Pacyfiki. Jak wiadomo nie mieszkali już w swoim dworku. Dom Northwestów był jasnoszary i zabarykadowany. Za pomocą siekiery Wendy szybko weszli do środka.
-Pacyfika! - krzyknął Dipper.
Z ciemności (bo w całym mieście padł prąd i nie mieli oświetlenia) odezwał się głos Pacyfiki.
-Dipper? Wendy? GIDEON? - zdziwiła się Pacyfika. Nagle rozeszło się walenie do drzwi.
-Wszyscy chować się! - przekazała Wendy.
Drzwi wyłamały się i widać było jakiegoś potwora od Billa. Był przerażający. Nie miał źrenic, jego skóra była czerwona i jego szpony były wielkie i ostre. Jak dobrze, że zdążyli się schować. Monstrum zaczęło się rozglądać, jednak po chwili wyszło.
-Heh, oby każdy z nich tak patrolował. Wtedy będzie łatwo. - stwierdziła Wendy. Jednak nikt jeszcze nie wiedział, że tak łatwo nie będzie. Gdy Pacyfika bez gadania zebrała się wszyscy opuścili jej dom. Na zewnątrz okazało się, że nadszedł kolejny kataklizm. Że wszystkich stron zaczęła płynąc woda. Powódź. Tego im brakowało. Każdy złapał się czegoś co miał pod ręką. Akurat w okolicy leżały deski. Mieli szczęście. Potem okazało się, że woda zalała miasto Tak, że w najgłębszym miejscu jest 6 metrów głębokości. Nie było tak głęboko. Płynęli w stronę lasu, tam gdzie był obóz. Okazało się, że tamci znaleźli ponton, czy co to tam było. Dzienniki jak i inne ważne rzeczy nie przemokły. Byli bezpieczni. Mieli ekipę. Teraz tylko plan działania. Więź Dipper zajął się tym z Fordem, A reszta słuchała. Po ustalaniu planu musieli zbudować bazę. Szukali wysokiego miejsca. Zobaczyli, że można ulepszyć trochę zbiornik z wodą, który ma na sobie rysunek grzyba atomowego autorstwa Robbiego. Płynęli w tamtą stronę. Teraz nic im nie przeszkodzi.

Sory, za to, że długo czekaliście, ale byłem na wycieczce na tydzień. Już jestem w Polsce i będę dla was pisał dalej. :)

Przetrwać do końca - Wodogrzmoty MałeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz