Juliett

8.1K 592 127
                                    

To nie tak miało wyglądać.

Znowu to samo.

Czy nie może mi się udać?

Proszę...

* * *

Marinette

Dziewczyna z każdą chwilą drażniła mnie coraz bardziej. Mimo, że była unieruchomiona, zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Już nie starała się podrywać Kota, jednak we mnie cały czas wlepiała swoje ślepia.
-Jesteś posiadaczem miraculum?
Z resztą nadziei spojrzałam na dziewczynę. Ta odpowiedziała mi zimnym wzrokiem i przekrzywiła głowę jakby nie rozumiała co do niej mówię.
-Kocie, powiedz tej zołzie, że z nią nie mam zamiaru rozmawiać.
Mój towarzysz odwrócił się do mnie z pełną powagą.
-Biedro-
-Czy ty sobie kpisz?! Słyszałam ją doskonale dachowcu!
Wyrzuciłam ręce w powietrze. Stanęłam na skraju dachu odwrócona do nich plecami. Nie chciałam na nich patrzeć. Oboje. Doprowadzali mnie do szału. Czarny Kot jest dzisiaj wyjątkowo upierdliwy.
-Ale kochanie, to nie powód żeby skakać.
Poczułam dłoń blondyna na ramieniu przez co mimowolnie się zaśmiałam.
-Wolałabym zrzucić ją.
Odwróciłam się kierując oczy w stronę dziewczyny, która smutno patrzyła w niebo.

Czyli wygrałam?

Podeszłam do dziewczyny siadając obok niej. Spojrzałam w górę.
-Kocie, spadaj stąd. Wróć za 20 minut.
-Cze-
-Idź!
Poczułam wzrok mojej kopii na sobie. Kot podszedł na skraj budynku i spojrzał ukradkiem w naszą stronę. Posłałam mu delikatny uśmiech na znak, że wiem co robię. Jednak nie miałam zielonego pojęcia co mnie do tego skłoniło. Kiedy zniknął z naszego pola widzenia znów spojrzałam w niebo. 
-Czemu kazałaś mu iść?
-Bo mnie denerwował - zaśmiałam się do siebie.
-Zawsze tak do ciebie lgnie?
Spojrzałam w jej oczy. Mimo jej sytuacji była zaciekawiona i radosna.
-Niestety tak. - uśmiech wpłynął jej na usta. - ej czemu ty jesteś dla mnie taką zołzą? Co ja ci zrobiłam?
Złożyłam ręce na piersi.
-Jestem dla ciebie miła. Powinnaś mi dziękować. - chyba źle wybrałam zostając z nią tutaj sam na sam.
-To ty chyba nie znasz znaczenia tego słowa.
-Oh moja ty głupiutka. Gdybym chciała być zołza Kot nie musiałby bawić się w detektywa Mari.

Co proszę?! Pojawia się nie wiadomo skąd. Nie wiadomo kim jest. I jeszcze zna moje prawdziwe ja? Co jest z nią nie tak?

Moje oczy pewnie przypominały spodki od filiżanek.
-Proszę cię, nie udawaj zaskoczonej. Przecież to takie oczywiste. Kot to serio idiota, że tego nie widzi.
-Tikki, odkropkuj.
W ciągu krótkiej chwili wróciłam do prawdziwej postaci, na dłoni siedziała moja kochana kwami patrząc zaskoczona to na mnie, to na Biedronkę.
-No to się wydało, nie?
Tikki przytaknęła swoją mała główka. Położyłam się na zimnym betonie a ręką rozwiązałam dziewczynę. Kątek oka zauważyłam czerwony błysk światła. Przede mną pojawiła się blondynka która jeszcze dzisiaj rano chciała zabić mnie wzrokiem. Dziewczyna położyła się obok mnie.
-Juliett.
-Marinette, ale to już wiesz.
Podałyśmy sobie dłonie.

Właściwie do teraz nie rozumiem tamtej sytuacji. Czemu ją uwolniłam?  Czemu pokazała mi swoje prawdziwe ja? Czemu ja też to zrobiłam? Do teraz tyle pytań pojawia się w mojej głowie, a ja do teraz nie potrafię sobie na nie odpowiedzieć.

-Znudziło ci się? - obróciłam głowę w jej kierunku.
-Hm.. Chyba można tak powiedzieć.
-Kim ty tak właściwie jesteś?
Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Podniosła się z betonu i podkuliła nogi pod brodę.
-Juliett. Posiadaczka kwami. Wredna zołza kradnąca superbohaterom tożsamość. Mia?
Zza pleców blondynki wyleciał mały kolorowy stworek. Jedno oko miał zielone, kocie, drugie niebieskie. Wyglądał jakby ktoś pochlapał go farbą. Miał jedną czułke jak Tikki i rude ucho. Przypominało lisie więc na myśl przyszła mi volpina. A na plecach miał skrzydełka. 
-Jak widzisz, kradnę tożsamości. Dosłownie. Wystarczy, że wiem kto jest posiadaczem danego miraculum.

Zagadka rozwiązana. Teraz wszystko stało się prostsze. Więc ona wcale nie była taka zła. Chciała się przydać. Chciała ratować i pomagać tak jak my. Chciała być doceniona. W tej sytuacji pochlebia mi to, jednak nie zapomnę tego jak dobierała się do mojego towarzysza walki.

Wygrałam...

-Przepraszam Marinette. Chciałabym ci to jakoś wynagrodzić ale...
-Koniec. Jak na razie zrobiłaś wystarczająco.
-Mari-
-Przestań. Spadaj zanim wróci Kot. I zostaw go. Tak mi to wynagrodzisz. Wiesz, gdyby nie to, może i bym cie polubiła.
Posłałam jej najzimniejszy uśmiech na jaki tylko byłam w stanie się zdobyć. Dziewczyna wstała, wypowiedziała słowa przemiany i znów była idealnym odzwierciedleniem mojej osoby.
-Do zobaczenia.
-Może lepiej nie.
Wzdrygnęłam ramionami. Odwróciłam się plecami do dziewczyny i ruszyłam z stronę krańca dachu.
-Mari!
Odwróciłam głowę.
-Nienawidzę cię.
-I z wzajemnością Juliett.
Pomachałyśmy sobie na pożegnanie.  Na śmierć zapomniałam o Czarnym Kocie, który miał wrócić na dach tamtego budynku i jakby nigdy nic się nie stało, wróciłam do domu.

* * *

-Wróciłam!
Krzyknęłam na cały dom. Jak na zawołanie usłyszałam zbieganie po schodach. Podeszłam do schodów i spojrzałam na ucieszoną dziewczynę.
-Ma-
Dziewczyna źle odmierzyła schodek i poleciała w moją stronę wyciągając ręce przed siebie. Poczułam ból w tyle głowy a przed oczami pojawił się biały sufit.
-Ty mała niezdaro!
Razem z Yuki leżałyśmy na podłodze z tym, że kuzynka miała lepsze lądowanie. Może nie była gruba, ale swoje ważyła.
-Przepraaaaaaszam.
Ukłoniła się teatralnie i pomogła mi wstać. Machnęłam na nią ręką i weszłam po schodach do pokoju. W pierwszej kolejności plecak wylądował na krześle. Rzuciłam się na łóżko pogrążając się w rozmyślaniach dotyczących wcześniejszego zdarzenia. Nawet nie zauważyłam kiedy kuzynka położyła się tuż obok mnie i przyglądała mi się niczym mała dziewczynka.
-Coś mi mówi, że nie masz siły na spacer?
-Wiesz co, chyba się poświecę pod warunkiem, że kupisz mi cytrynowe lody!
Yuki przytaknęła i położyła się na plecach patrząc w sufit.
-Co cię łączy z kotem?
Na dźwięk tych słów podniosłam się z łóżka i odwróciłam głowę w stronę okna.
-Szczerze?
-Szczerze.
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz? Widziałaś jak na ciebie patrzy? To musi być miłość!
Uśmiech sam wpłynął mi na usta.

To nie tak, że uważam tak samo, tylko chciałabym żeby tak było. Chciałabym? A może tylko mi się wydaje.

Wstałam i wołając dziewczynę gestem dłoni wdrapałam się na łóżko i otworzyłam okno, którym wydostałam się na dach. Podeszłam do barierki i oparłam się o nią łokciami. Wzięłam głęboki wdech i przymknęłam oczy. Kuzynka lekko zdziwiona zrobiła to samo, co dało się usłyszeć.

Czy to uczucie którym darzę rodziców?

Którym darzę Czarnego Kota?

Czy może Adriena?

Uczucie którym darzę Alye też można nazwać miłością?

A może to uczucie którym Kot darzy Biedronkę?

Czy to jednak uczucie którym Juliett darzy Kota?

-Yuki? Czym jest miłość?

* * * * * *

*Hej słoneczka :3
Szczerze mówiąc jestem zawiedziona tym rozdziałem :c Następny pojawi się nie wiem kiedy, uprzedzam wasze pytania. Planuję jeszcze jedną "książkę" jednak czy powstanie, zależy od was. Czemu? Ponieważ chce byście mi w tym pomogli. Jeszcze nie wiem jakby to do końca miało wyglądać jednak nie wiem też czy sam pomysł wam się podoba :3 W komentarzu dajcie znać czy chcielibyście coś takiego a ja w następnym rozdziale postaram się rozświetlić jak miałoby to wyglądać.

Gwiazdeczka na zachętę? c:*







\\ Miraculous ♥ LadyNoir //Donde viven las historias. Descúbrelo ahora