Rozdział 23

4.3K 248 15
                                    


  - To o czym chcieliście rozmawiać? - pytam, siadając na huśtawkę. Klepię miejsce obok, ale oni ani drgną z miejsca. - Co wy macie takie grobowe miny? - W moim głosie słychać rozbawienie. 

- Kaja.. .Mamy ci coś ważnego do powiedzenia. Ale obiecaj, że wysłuchasz nas do końca.  I nie będziesz krzyczeć - mówi błagalnie moja przyjaciółka. Co jest grane?

- Wysłuchać, wysłucham, ale nie obiecuję, że nie będę krzyczeć. W ogóle o co wam chodzi? Po co ta cała szopka?

- Ale...

- Mów! - Jestem już zdenerwowana. 

- Pamiętasz ten dzień kiedy zostałam potrącona? -  pyta w końcu, a ja podnoszę z zaskoczenia brwi. 

Czyżby znali jakieś fakty? Sprawa do tej pory się nie wyjaśniła. Nie znaleźli sprawcy wypadku. 

Wiktor odwróci się plecami, a potem kucnął i schował twarz w dłonie.

- No pamiętam... Jeden z najgorszych dni w moim życiu...

- To był plan. 

- Co? - pytam zaskoczona. Widzę, jak Konstancji cisną się łzy do oczu. - Jaki plan? Co jest grane? - pytam, nerwowo się podśmiewając. 

- Daj mi skończyć... Wkręciłam w to wszystko Wiktora. To on mnie potrącił, ale...- oznajmia szybo i  Co ona powiedziała?!

- Co? Ale jak to? -  pytam z niedowierzaniem. Patrzę jej prosto w oczu. Widać, że to co mówi jest prawdą. - Wiktor! - krzyczę niespodziewanie. 

- Nie krzycz na niego! - Nagle naskakuje na mnie moja przyjaciółka. 

- Ale jak mogę tego nie robić? - Krzyk zamienia się we wrzask.

- Nie chciałam dziecka! Nakłoniłam go, żeby mnie potrącił. Nie chciał tego zrobić, ale go zaszantażowałam tobą. Mówiłam, że nagadam mu coś tobie i ty go znienawidzisz. Ty miałaś być przy przystanku. Wiedziałam, że będziesz czekać. Wiktor nie jechał z dużą prędkością...

- Wy pieprzeni egoiści! Co wyście zrobili! Myślicie tylko o osobie! Wmieszaliście mnie w to! Nie wiecie co ja przeżywałam. A ty... - Podchodzę do przyjaciółki.- Pomyślałaś o sobie!? Pomyślałaś, że możesz zostać kaleką, zapaść w śpiączkę albo zginać?! Nie chciałaś dziecka!? Ale mi to wytłumaczenie! Zawsze mogłaś urodzić i oddać! A ty.. - Podochodzę tym razem do chłopaka. Staję przed nim. On się podnosi i patrzy na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, w których zebrały się łzy. - Zawiodłam się na tobie. Udawałeś opiekuńczego, troskliwego, niby wtedy nic nie wiedziałeś... Jaka ja byłam głupia! - warczę. - Jesteście popieprzeni! 

- Kaja! - Nagle słyszę głos taty. Spoglądam w prawo. - Jak ty się wyrażasz? - pyta, wchodząc na taras.

- Przepraszam, zdenerwowałam się - mówię trochę łagodniejszym tonem. 

- Za 10 minut kolacja. Wy kochani też zostajecie. - Wskazuje palcami na dwójkę, po czym wchodzi do domu i zamyka drzwi tarasowe. 

- Zawiodłam się na was i to strasznie! - oznajmiam, płacząc.

- Przepraszam - wypowiada Wiktor ochrypłym głosem. - Nie powinien tego robić...ale... Bałem się, że ciebie stracę, a tak bardzo mi na tobie zależy.

- W tym momencie straciłeś...- wypowiadam. - Nie mam już przyjaciół...- Ocieram łzy. - Zabawne, prawda? - Zaczynam się śmiać, ale śmiech zamienia się w szloch. 

- Kaja, przepraszam, tak bardzo cię przepraszam! - Podbiegam do mnie Konstancja i mocno przytula. - Jestem pieprzoną i głupią egoistką! Wiem o tym. Nie zgłaszaj tego na policję. Nie ze względu na mnie, tylko na Wiktora. To może mu zniszczyć przyszłość. Zrób to tylko ze względu na niego. - Odrywam się do niej. Spoglądam na Wiktora. Na jego twarzy namalowane jest ból, cierpienie i rozpacz? Dlaczego oni mi to zrobili? Dlaczego!?

- Nie chcę wam psuć przyszłość, ale Konstancja... Nie dam rady ci zaufać. Przepraszam... Okłamywałaś mnie przez tyle miesięcy. Chciałabym, żeby było inaczej, a-ale nie potrafię - jąkam się przez łzy.

- Rozumiem cię. - Patrzy sobie w oczy i po prostu płaczemy. Opłakujemy naszą przyjaźń, która się skończyła. Nie myślałam, że kiedykolwiek to się wydarzy. 

- Chodźcie do środka. Zjemy. - Ocieram łzy.

- Ja nie. Przepraszam jeszcze raz. Cześć. - Była przyjaciółka odwraca się na pięcie i kieruje się w stronę bramy. Nie zatrzymuję jej. 

- Kaja...- Słyszę jak ochrypnięty Wiktor woła moje imię. Odwracam się w jego kierunku. - Nie chciałem tego zrobić ,naprawdę. A-ale... - Nagle się "zawiesza", a następnie przeciera oczy. Kiedy spogląda na mnie w jego oczach widać maleńkie iskierki. - Wiem, że cię okłamałem, ale świadomość utraty ciebie była silniejsza. Kurwa mać! Wszystko się wali. - Chwyta się za głowę. Nic nie odpowiadam tylko podchodzę do niego i obejmuję go w pasie. Czuję, że zaskoczył się tym faktem, ale po chwili odwzajemnia przytulenie. Trzymam głowę na jego torsie, a on przycisnął mnie do siebie. - Zależy mi na tobie... I to bardzo. Wybacz mi, proszę. Kocham cię. - Całuje mnie we włosy.

-Mi też na tobie zależy. Ale daj mi trochę czasu, proszę. 

***
-Michał, powiedź, jak u taty? Nadal siedzi w Norwegii? - Pyta ojciec. - Dawno z nim nie rozmawiałem. Musimy kiedyś się spotkać.

Rozpoznał go od razu. Jego ojciec z moimi bardzo się polubili i nawet często spotykali się na mecze. Oczywiście, jako już większe dzieci ja z Michałem unikaliśmy się. Nigdy nie bawiliśmy się, nie wspominając, siedzenie obok siebie. A teraz? Siedzę z nim w ławce szkolnej, teraz po mojej prawej stronie przy stole, tańczę i całkiem dobry kontakt z nim nawiązałam. Szczerze mówiąc, to się zmienił. Nawet nie wiem jak bardzo. Może czasem jeszcze podręczy pierwszaki, ale później robi z nim jaja i się śmieje razem z nimi. Można się zastanawiać, jak nienawidzić mogło się kiedy, aby zrozumieć, że to wszystko i tak traci sens. A kiedy się to już zrozumie, może być całkiem przyjemnie.

- Tak, za niedługo przylatuje - odpowiada mu przyjaźnie. 

- Wy razem? - Pokazuje widelcem na mnie, to na towarzysza. 

- Tato! - Besztam go zaskoczona. 

- Co? - pyta z pełną buzia makaronu. Michał tylko się śmieje pod nosem.

- Musisz każdemu robić przesłuchanie? - pytam dociekliwie. 

- Ty jeszcze masz mi pokazać tego Dawida. - Wykonuje ten sam ruch widelcem co przedtem. Przewracam oczami. Kocham go, ale on jest taki irytujący. W sumie taka sama ja jestem.

Po 10 minutach kończymy posiłek.

- Bardzo dziękuję za mile spędzony czas i dobrą kolację. - Od stołu wstaje Michał. Ja prawie nic nie zjadłam. Jestem przybita tymi całymi wydarzeniami. Marzę tylko o kąpieli i śnie. 

- To ja pójdę cię odprowadzić.- Również wstaję i idę za szatynem. Stajemy przed drzwiami.-Przepraszam, że wszystko tak wyszło... Nie chciałam... - oznajmiam lekko zrezygnowana. 

- Nie przejmuj się. - Uśmiecha się i robi coś niespodziewanego. Całuje mnie w policzek po czym wychodzi.

Nieoczekiwana miłość - KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz