II

420 33 3
                                    

Ava

Niektórzy ludzie lubią samotność. Znajdują w niej spokój, ucieczkę od rzeczywistości, ukojenie. Ale nie Ava. Chwila bez towarzystwa potrafiła doprowadzić ją do szaleństwa.

Nigdy nikomu tego nie mówiła, może tylko Raulowi, ale jego już nie było. Zginął podczas strzelaniny w Sunset Shore, miasteczku, które w pierwszej chwili mogło wydawać się azylem. Rzeczywistość jednak okazała się brutalna i Ava musiała stawić jej czoło razem z dwoma towarzyszami - jej chłopakiem i Kotem, ich wspólnym przyjacielem. A we wszystko to wciągnęła ich nieznajoma poznana w lesie, chwilę po tym jak zastrzeliła dziewczynę, która okazała się wygnaną z Sunset Shore...

'Boże, jakie to skomplikowane', pomyślała Ava, drążąc zaostrzonym patykiem dziurę w ziemi obok niedopalonego ogniska.

Co ciekawe, ta, która zaczęła cały ten syf w ich spokojnej, pełnej przemieszczania się z miejsca na miejsce egzystencji, w tej chwili była gdzieś niedaleko razem z resztą grupy. I to przez nią Ava została sama w ciemnej, drewnianej szopie, którą napotkali przy drodze.

Do tej pory robiła, co mogła, żeby ktoś z nią ciągle był, więc oferowała swoją pomoc przy każdej wyprawie po jedzenie, broń czy lekarstwa. Jeśli na ich drodze trafiało się jakiekolwiek miejsce warte sprawdzenia, pierwsza chwytała za broń. Wszystko dlatego, że na takie wypady nigdy nie chodzili samotnie.

Tym razem jednak wszyscy uznali zgodnie, że Ava musi odpocząć, choć może prostu mieli jej dość. Tak czy tak, powiedzieli jej, że tym razem ma pilnować ich rzeczy, bo jeszcze jej się coś stanie z przemęczenia.

- Tak, bo sama w tej gotowej do zawalenia w każdej chwili szopie jestem całkowicie bezpieczna! - krzyknęła w pustkę Ava, podrywając się z wilgotnej ziemi.

Odpowiedział jej tylko szum wiatru, nic więcej. Podniosła z ziemi karabin i zaczęła go rozkładać, żeby zająć czymś ręce. Wtedy właśnie usłyszała skrzypienie drzwi.

- Nareszcie - rzuciła pozornie swobodnym tonem - Już myślałam, że nie wrócicie.

Nikt jej nie odpowiedział. Dopadły ją mgliste wątpliwości co do tego, kto wszedł do szopy, ale zdusiła je tak szybko, jak przyszły. Przecież Sztywni nie potrafią otwierać drzwi. Była tego prawie pewna.

Chciała chwycić za swój karabin, ale dopiero co rozłożyła go na części pierwsze, więc mogła co najwyżej rzucić w intruza magazynkiem, co wyrządziłoby mu raczej niewielkie szkody. Nie miała dokąd uciekać. Była zgubiona.

Wycofała się w kąt i skuliła, drżąc ze strachu. Teraz pozostało jej tylko liczyć na szybką śmierć.

- Wytłumacz mi, proszę, jakim cudem przeżyłaś apokalipsę - odezwał się przesiąknięty drwiną nieznajomy głos.

W tym samym momencie jej twarz oblało oślepiające światło latarki. Skrzywiła się, wywołując tym samym śmiech nowo przybyłych.

- Nie ma mowy, żeby była sama. Czeka na kogoś. Co za kretyn cię tutaj zostawił? - zapytał drugi głos. Ten z pewnością należał do jakiejś dziewczyny.

- Daj spokój, Scar. Nie wydaje mi się, żeby miała zamiar odpowiedzieć. Strzel jej w łeb i zabierz, co się da. Mamy jeszcze kawał drogi przed sobą.

- Czy ja wiem? To nie jest dobry pomysł. Jej ludzie wrócą i zastaną ograbionego trupa. Myślisz, że nie zaczną nas szukać?

- Myślę, że do tego czasu będziemy już daleko.

- Jak uważasz.

Ava przysłuchiwała się nieznajomym, wciąż nie mogąc dostrzec ich twarzy ukrytych w mroku. Dotarło do niej, że było ich tylko dwoje, nikogo więcej. Mogłaby sobie z nimi poradzić, wykorzystać to, że uważają ją za bezbronną wariatkę i...

- Na waszym miejscu oddałbym nam te zabawki - w ciemności rozległ się głos Ray'a - Zanim ja odstrzelę wasze łby.

____________________________________

Co ja tu jeszcze robię?

Powinnam kończyć sprawozdanie. Powinnam zrobić zadanie z matematyki. Powinnam pisać projekt na koniec semestru. Powinnam robić tysiąc innych rzeczy, a siedzę tutaj i zastanawiam się nad wszystkim, co zostawiłam kilka miesięcy temu bez kontynuacji.

Wszystko miało wyglądać inaczej. Już po pierwszej części miał wejść happy end. Wszyscy przeżyli, kurtyna. Jakoś tak wyszło, że powstała druga część. Nie mogłam jej skończyć przez długi czas. W końcu ucięłam wszystko i obiecałam sobie, że wejdzie trzecia część - z nową fabułą, nową energią, świeża i pełna życia (tak bardzo, że aż martwi wstają, he he, nieśmieszne). No i na tym się skończyło. Zabrakło mi chęci i motywacji, nie do pisania, bo kocham pisać, raczej do wszystkiego innego.

Przez ten czas, gdy mnie nie było, sporo rzeczy się zmieniło, w tym ja sama i to diametralnie. Całe życie byłam potwornie pamiętliwym stworzeniem, które początkowo nie potrafiło się na nikim odegrać, więc przenosiło wszystko na swoje dzieła. Tak, The Walking Dead - Silver powstało tylko dlatego, że chciałam alternatywnego zakończenia znajomości z niektórymi osobami. Chyba już wspominałam, że Silver to ja - cóż za niespodzianka.

Potem przestało mi się podobać. Silver już mnie nie przypomina - przynajmniej obecnej mnie. Najchętniej bym się jej pozbyła, ale tak jakby ta historia w pewnym stopniu nadal kręci się wokół jej osoby. A szkoda, bo jest tak niesamowicie bezbarwną postacią. Muszę coś z tym zrobić.

W końcu wylądowałam tutaj. Skończyłam kolejny rozdział zupełnie inaczej, niż planowałam. Przyznaję się do wszystkiego - chciałam zabić Avę. Nie wiem dlaczego, ale pamiętam, że chciałam. Pół godziny temu zmieniłam zdanie i zakończyłam rozdział tak, jak zakończyłam.

Nie obiecuję, że pojawią się kolejne, pomimo tego, że postanowiłam wrócić. Po prostu wiem, że bywa ze mną różnie. Ale z powrotem ściągam Wattpada na telefon i może coś z tego będzie.

To wszystko z mojej strony, niech Wam Lucille lekką będzie.

The Walking Dead 3Where stories live. Discover now