Rozdział 11

5.3K 301 94
                                    

Coś zimnego było na mojej nodze. Przestraszyłem się, że to robak i zapiszczałem mało męsko.

Momentalnie podniosłem się do siadu. Jednak to był najgorszy pomysł z możliwych. Od razu złapałem się za głowę z powodu pulsującego bólu.

Rozejrzałem się wokoło. Tym zimnym czymś była stopa... przeniosłem wzrok wyżej... Fabiana!? Jego ręka obejmowała mnie w pasie. Spaliśmy ze sobą. W jego łóżku. Matko, czy ja aby na pewno obudziłem się?

Czy w nocy do czegoś doszło? Podniosłem kołdrę. Uf, byłem ubrany. Czyli prawdopodobnie nie. Chociaż nie mam się z czego cieszyć, bo moje wspomnienia z wczorajszej imprezy są tylko częściowe.

Tak, pocałunek pamiętam dokładnie, ale resztę jak przez mgłę.

Spojrzałem na śpiącego Fabiana. Wyglądał tak niewinnie, spokojnie i ... słodko.

Postanowiłem, że udam przed nim, iż nie pamiętam tego pocałunku. W końcu oboje byliśmy pijani i cóż, nie myśleliśmy trzeźwo. Nie chcę, aby między nami nagle zrobiło się niezręcznie. Zapewne i tak Fabian kazałby zapomnieć o tym co się stało, bo też nie kontrolował swojego zachowania. Powiedziałby, że to była tylko chwila słabości, tak myślę.

Ja jednak nie żałuję tego co się stało. Dopiero wtedy zrozumiałem jak bardzo potrzebowałem bliskości i czyjegoś ciepła. Pierwszy raz dowiedziałem się jak to jest poczuć się bezpiecznie.

Musiałem wstać do toalety. Chciałem delikatnie zrzucić jego rękę, ale nie udało mi się. Otworzył oczy i przetarł je. Następnie zmrużył je i spojrzał na mnie.

Zaspany Fabian to najlepszy widok na świecie, uwierzcie mi. Jego włosy były poczochrane, a oczy szklisto niebieskie. Chciałbym zrobić mu zdjęcie i oprawić w ramkę.

- Mhm, co ty robisz? Spij - powiedział zachrypniętym głosem, który bardzo na mnie podziałał. Aż chciało się zrobić tak jak kazał.

- Muszę do toalety - i poszedłem.

Opłukałem twarz wodą. Krople skapywały z mojej twarzy, a ja przyglądałem się swojemu odbiciu. Cicho westchnąłem. Zmieniłem się bardzo. Moje rysy stężały, a wyraz twarzy stał się bardziej groźny. Rożne zmartwienia pozostawiły po sobie na mojej twarzy ślad.

Co ja mam zrobić w obecnej sytuacji? Wyjść i udawać jakby nigdy nic? Rozmawiać jak starzy, dobrzy znajomi?

Chyba tak postąpię.

Gdy ponownie wróciłem Fabian był już przebrany. Wyglądał o wiele lepiej niż ja. Kac morderca.

Ból głowy ani na chwilę nie ustawał. Usiadłem na łóżku, jednak po chwili rzuciłem się plecami na pościel i zacząłem rozmasowywać skronie. Dodatkowo czułem mdłości i suchość w ustach.

- Przyniosę tabletki i coś do zjedzenia. Zaraz wracam, a ty stąd się nie ruszaj.

- W takim stanie nawet gdybym chciał, to bym nie mógł.

- Mam na kaca magiczny sposób - uśmiechnął się i zniknął.

- Pieprzony Potter - wymamrotałem. Cholercia, więcej nie pije. To zdecydowanie był zły pomysł z tym alkoholem. Chociaż z drugiej strony dzięki temu mogłem posmakować jego perfekcyjnych ust.

Zamknąłem oczy i uciąłem sobie drzemkę. Za dużo myślenia jak na tak wolno pracujący mózg. Zmęczyłem się tym.

Obudziło mnie szturchnięcie. Bardzo delikatne, ale nawet gdybym spał na ziarnku grochu to bym to poczuł.

- Wstawaj, przyniosłem śniadanie do łóżka. Tylko się nie przyzwyczajaj.

Na tacce była tabletka, szklanka soku z pomidorów oraz jajecznica. Wyglądało apetycznie. Aż zaburczało mi w brzuchu, a Fabian się zaśmiał. To był najpiękniejszy śmiech jakikolwiek słyszałem.

Carelessly together (bxb) ✔Where stories live. Discover now