Rozdział 26

762 46 20
                                    

Czytasz? Podziel się opinią!

Laura

Pierwszy raz uciekałam z domu. W kuchni skąpanej w bladym blasku księżyca, ojciec znów kłócił się z matką, która płynnymi ruchami ugniatała ciasto. A ja chciałam znaleźć się jak najdalej stamtąd. Iść do celu i nie tłumaczyć nikomu, dlaczego tego pragnę.
Nie wiedziałam, że tej nocy wiatr przeznaczenia wskaże mi drogę i odmieni życie dziesięciolatki, którą byłam.
Żarówka w szklanej lampie w holu zamigotała i zgasła, gdy ubrałam lekką kurteczkę, owinęłam się szalikiem i zarzuciłam na plecy maleńką torbę.

Nasz dom. Biała willa. Swoimi grubymi ścianami robiła wrażenie nijakiej i prytłaczającej.
Była taka odkąd pamiętam.
Krótko przykoszona trawa, staw...Mama przeznaczyła go tylko dla złotych rybek, a od ich nieustannego zataczania kółek zawsze kręciło mi się w głowie.
Huśtawka nie chciała poszybować ku niebu wystarczająco wysoko, nie ważne jak mocno odbijałam się od ziemi. Nie mogłam nawet zerwać liścia z gałęzi, która wisiała nad moją głową.

Dreptałam na swoich patyczkowatych nóżkach do drewnianej altanki nad przełęczą. Często tam przychodziłam. Wyciągałam do przodu bladą rączkę i wyobrażałam sobie, że dżentelmen o długich, ciemnych włosach, zostawia na niej dotyk swoich ust. Już wtedy marzyłam o byciu adorowaną.

Wyjęłam z plecaka termos z ostudzoną herbatą owocową. Wcześniej zaparzyłam ją w drugiej, mniejszej kuchni, która znajdowała się na poziomie sypialni.
Myśląc o mojej samodzielnej podróży, spostrzegłam jakiegoś malucha. Dzierżył w swoich rączkach bączka. Gdy wpuścił go w obieg po kamiennym podłożu niedaleko altanki, przez chwilę słyszałam irytującą melodię; wykrzywiłam usta. Spojrzałam się na parę unoszącą się znad napoju. Gdy podniosłam wzrok, zabawki już nie było. Zniknęła gdzieś w przepaści.
Razem z nią chłopczyk.

Wychyliłam się przez barierkę; spadał coraz szybciej. Krzyczał. Wyjęłam różdżkę; dziwnie, instynktownie. Machnęłam nią i mały zawisł w powietrzu z rękoma rozłożonymi jak do lotu.

Usłyszałam cichy stukot stóp, szum oddechu..Odwróciłam się w stronę hałasu.
Matka chłopca biegła boso z drobnym bukietem jakichś polnych kwiatów. Wypuściła zielsko w ciemną othchłań. Upadła na kolana. Szepnęła zaklęcie. Chłopak wpadł w jej ramiona. Zamknęła oczy, tuliła go; ręce jej lekko drżały, ale ruchy jakie nimi zataczała były zdecydowane. Kiedy podeszła do mnie, jej mina była poważna.
-Chodź za mną- powiedziała.
Zrobiłam, co kazała. Prowadziła mnie przez gęsty las, ale nie czułam strachu. W tamtym czasie był mi on zupełnie obcy, wszysko w mojej głowie zmierzało do happy endu. Zawsze towarzyszyła mi dziecinna ciekawość i żądza przygody. Nawet w tamtej sytuacji.
Iglaste drzewa odsłoniły polanę mieniącą się wszystkimi kolorami zieleni. Na jej końcu stał dom z kamienną werandą.
W środku było ciemno; zamiast lamp ktoś powiesił pochodnie, na drewnianych stolikach stały długie świece. Na polecenie czarowicy rozjarzyły się czerwienią. Wzdłuż ścian znajdowała się biblioteczka; obco brzmiące tytuły zdawały się zlewać w rozmazane plamy.
Boczny korytarz prowadził pewnie do kuchni, drzwi naprzeciwko do sypialni.
Kobieta skryta za swoimi długimi, ciemnymi włosami zaczęła szperać po półkach. Wyjęła jakąś księgę i spojrzała na mnie badawczym wzrokiem. Nie potrafię sobie przypomnieć jakie miała oczy, ale przeszyły mnie na wylot. Znała mnie od podszewki..
-Wiem, czego pragniesz. Widzę to w twojej głowie. Masz u mnie dług wdzięczności, a ja należe do tych, którzy nie uciekają przed zapłatą.
Myślałam o tym jak bardzo pragnęłam być traktowana poważnie; być samodzielną osóbką, która otwiera kolejne furtki bez cudzej dezaprobaty. Z taką łatwością...
- Będziesz jak światłość. Oślepiać, skrzyć się w ciemności..Przykuwać uwagę, przynosić to co najlepsze. Samotna w centrum wirującej wokół ciebie rzeczywistości, będziesz rozpoznawać trudności, ale twój wewnętrzny płomień odnajdzie drogę w każdym labiryncie.. Lepiej mnie posłuchaj; jedynym co może zatrzymać czar, jest uczucie. Ze słońcem na zawsze związany jest księżyć, blask przysłania cień. Nie ma niczego bez wyrzeczeń. Tylko czy potrafisz rózróżnić; co jest czym?- przerwała.
Jej wzrok był nieobecny
- Partnerstwo opiera się na czymś więcej niż na podążaniu własnym, wytyczonym szlakiem; zamknie drogę odosobnionej wędrówki. Nawet, gdy się zawiedziesz, nic nie będzie już takie samo. Uwierz.
Jej spojrzenie padło na syna, który wyciągnął się na dywanie z sierści jakiegoś zwierzaka.
Mgła zapomnienia osiadła jak kurz na tym wspomnieniu.Ostatnim czym pamiętam jest uczucie duszności pod nocnym niebem rozświetlonym tysiącem gwiazd. Wcześniej ich nie widziałam.

Scorose|| ,,It isn't that hard boy, to like you or love you''Where stories live. Discover now