Rozdział 29

645 39 12
                                    


Każdy komentarz jest na miarę złota.
Część druga
Czas: teraźniejszość

Chris

Stoję na jej klatce, a moje ciało drży. W kieszeni mam pierścionek, którego nie będzie chciała założyć. Drobiazg, którego nie doceni. Miły gest od cichego chłopaka. Kogoś tak beznadziejnie zakochanego jak ona.
Teraz jest on zainteresowany tylko tym, by móc schować się w jej objęciach. Zaznać bezpieczeństwa i zrozumienia. Uciec od chłodu, który wypełnia zimowe dni.
Kiedy o tym myślę, przypominam sobie obłoczki naszych oddechów łączące się w perfekcyjną całość. Jesień, zapach liści i smak goryczy.
Pensjonat Euforia.

Zanim zdążę zadzwonić do jej mieszkania, drzwi staromodnej windy otwierają się,
a ona stoi przede mną w ciemnym płaszczu, który sięga stóp.
W rękach ściska pęk kluczy.
-Czyli spotkanie znowu padło na moje mieszkanie?- spogląda z nutką rozbawienia, wpuszczając mnie do środka- Witaj w moich skromnych progach, królewiczu.
Wskazuje mi gestem, żebym się rozgościł. Kusząca propozycja, cudowna obietnica.
Biorę wdech nowego życia....
Czuję przyjemną wolność i błogość, ale wypełnia mnie pustka. Wiem, że czegoś mi brakuje.
Może to być o n a.
Opiera się o blat, czyta mnie swoimi czekoladowymi oczami. Widzę w nich niewypowiedziane słowa, mimo iż panuje półmrok. Nie zapaliła światła.
Podchodzi do mnie, cicho, na palcach. Jestem oszołomiony, ziemia kręci się wokół mnie, gdy się całujemy. Upadamy na kanapę. Jej ręce torują sobie drogę wzdłuż moich pleców, przejeżdżają slalomem wokół guzików, rozpinając je.
Jej palce są długie, podobnie jak paznokcie. Czuje jak wbijają się w moją skórę.
Moje ręce lądują pod jej czerwonym sweterkiem, bo zamierzam go zdjąć.
Gdy sobie przypominam.
-Evie. Evie, chciałbym najpierw, dowiedzieć się czegoś bardzo ważnego. Naprawdę...wiele, wiele to dla mnie znaczy.-próbuję złapać oddech.
Widzę wyraz konsternacji na jej twarzy.
Niezadowolenie.
Potrafię zauważyć to po raz pierwszy.
Przygryza usta, jej policzki są zaróżowione, ucieka wzrokiem.
Chcę bym zamilkł. Nic nie mówił.
Nie pragnie mnie. Chce tylko zapomnieć Nathana.
A ja? Patrzę na nią i widzę Laurę. Macmillan, która dawała miłość, której nie czuła.
W zamian dostawała tę samą iluzję. Jak narkotyk, kilka sekund bliskości zamraczało zmysły, a nawet rozum. Można było zapomnieć, że czegoś brakuje.
Nie pamiętało się nikogo sprzed obecnego momentu. Świat na chwilę rozkwitał na nowo, a zapach lata unoszący się w powietrzu był trucizną idealną.

Muszę to zrobić. By odzyskać zgubiony los na loterii. By podpisać bezbłędny sprawdzian, na którym brakuje mojego nazwiska. By zetrzeć nasz grzech jak łzy z policzków. By przetrzeć oczy, jakbym wyszedł ze snu o alternatywnej rzeczywistości.
Zanim uklęknę wyjmuje malutkie pudełeczko, które sam zrobiłem z drewna. Polakierowałem je, obwiązałem dodatkową wstążeczką. Teraz, gdy na to patrzę, muszę powstrzymywać się od śmiechu.

Otwieram przed nią skorupę swojego serca. W środku jest drobny pierścionek ze srebra z malutkim zielonym oczkiem. Zdaje się mrugać do mnie jak do starego przyjaciela.
Patrzę na jej rozpalone policzki i rozczochrane włosy. Spoczywa na mnie spojrzenie zranionego zwierzęcia.
-Evie Nott, dziewczyno z oczami, w których płonie ogień, czy wyjdziesz za mnie?
Nastaje cisza. Jedna z tych teatralnych, które następują przed wielkimi wydarzeniami.
To ten czas.
Wstaję i chowam pudełeczko z marzeniem, które uschło. Gdy odchodzę,
na moich ustach błąka się uśmiech.
Jeszcze raz odwracam się, by pochwycić w pamięci parę oczu, w które nie będę się więcej wpatrywał. Nie będę.
-Powodzenia.

Rose

Na zewnątrz pada śnieg, ale my właśnie weszliśmy do pomieszczenia. Malfoy strzepuje biały puch ze swoich jasnych włosów. Jego śmiech jest pełen życia, jakby wypił płynne szczęście. Jest poddenerwowany. Potwierdza to lekkim popchnięciem mnie w stronę salonu. Przysięgłabym, że jego ręce drżą.

Scorose|| ,,It isn't that hard boy, to like you or love you''Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang