Rozdział 14 ~ Apollo 'o' szaleniec

1K 74 15
                                    

- Hej, Poluś, wstawaj. – powiedziała Piper i delikatnie mną potrząsnęła. Ziewnęłam przerażająco i popatrzyłam na dziewczynę. Wyglądała olśniewającą z białymi piórami wplecionymi we włosy.

- Hmmm... nigdzie nie idę. – rzuciłam i chciałam się obrócić, ale zabolały mnie żebra. – Nosz, kurna.

- Ej, Pola. Tak mówi tylko Leo. – powiedziała z uśmiechem. Pomogła mi usiąść. Jęknęłam i złapałam się za ranę, w którą wbity był odłamek gipsu. Była sama rana, nie było ciała obcego. Popatrzyłam tam. Kłębki waty były wepchnięte w ranę – głęboką, ale mało krwawiącą.

- Czuję tę watę w sobie. – powiedziałam chyba blednąc.

- O fuuuj! – zawołała córka Afrodyty i ryknęłyśmy śmiechem. Wszedł Leo.

- Cześć, bejbs! Jak tam? – zapytał. Nie wiem czemu, ale nie miałam ochoty go widzieć. Jestem dziwna. – Mam cię przenieść do wozu pana Apolla. Dasz się? – zapytał wyciągając ręce przed siebie. Przysunęłam się do brzegu leżanki, a chłopak wziął mnie na klatę. Moje żebra krzyknęły "chcemy do łóżka!!! Protest!!!", więc cicho zakrzyknęłam z bólu.

- Co?

- Gówno! Mam złamane cztery żebra, a ty się nie domyślasz, że może mnie to boleć? – rzuciłam wściekła. Chłopak uśmiechając się wyszedł z namiotu. Jason podbiegł i przejął mnie również niekoniecznie w delikatny sposób. – Gromek, błagam! Delikatniej! – krzyknęłam. Wtedy pojawiła się Thalia. Westchnęła, przepchnęła się przez Annabeth i mojego brata, a następnie przejęła mnie. Zrobiła to o tyle w dziwny sposób, że byłam brzuchem w dół, ale nic mnie nie bolało. "Wrzuciła" mnie do czerwonego van'a na dziesięć osób.

- Siedź tu i czekaj na panią Artemidę. – i zamknęła drzwi. Przesunęłam się na środek, a następnie wyjrzałam przed przednią szybę. Ujrzałam dwójkę bogów. Dziewczynę w wieku może 13 lat, oraz chłopaka w wieku może 18 lat. Kobietka rozmawiała i co jakiś czas spazmatycznie skakała ramionami. Mężczyzna był smutny, patrzył siostrze prosto w oczy i kiwał głową. W końcu Artemida stanęła na palcach i cmoknęła Apolla w nos. Chłopak położył dłonie na głowie bogini i powiedział parę słów. Następnie odwrócił się do auta i otworzył drzwi.

- No cześć, ranny ptasiu! Co tam? – rzucił i odwrócił się do reszty. – No nieźle zarysowaliście tą małą.

- Nie jestem karoserią, aby tak o mnie mówić. – powiedziałam wściekła. Apollo wzruszył ramionami.

- Bardziej pokiereszowanego dziecka jeszcze nie widziałem. – rzucił i pokazał dłonią, że reszta ma wsiadać. Nico zmaterializował się koło mnie i wziął mnie na kolana.

- My lady. – powiedział i potarmosił mi głowę. Wydęłam policzki, a on cicho się zaśmiał. – Też nie lubię Apolla. Bóg kretynów, czy co?

Percy wcisnął się na sam tył wraz z Annabeth. Koło Ann usiadł Leo. Koło nas wcisnęła się Hazel, a koło niej usiadł Frank. Apollo zamknął klapę. Otworzył drzwi do szoferki. Podeszła do niego Thalia.

- No, to Jason i Piper na przód. – rzuciła. Oboje wsiedli. Apollo podszedł do córki Zeusa i zamienił z nią parę zdań. Po chwili złapał ją za bodbródek.

- Śliczna, jak ta lala! – rzucił. Kiedy wsiadał, na policzku miał ogronmy, czerwony odcisk kobiecej dłoni.

- No, to ten... gdzie? Aha, Long Island... Taak. – powiedział i włożył kluczyki. Najwidoczniej żałował prawienia komplementów Thalii. W zamian za to Jason odwrócił się i szepnął do nas – Tak, to moja siostra! - Wszyscy zareagowali śmiechem. Auto ruszyło z kopyta. Wbiło mnie w Nica, a jego w oparcie. Wóz uniósł się w powietrze, a następnie wystrzeliło do przodu. Maska zarysowała się czerwonym płomieniem, dziewczyny z tyłu (i Piper z przodu) piszczały, a Percy krzyknął "prowadzisz gorzej niż Thalia!". Apollo wkurzył się.

- Pocałuj mnie w moje boskie siedzenie! JA gorzej od tej śmiertelniczki? Zaraz się przekonasz! – ryknął, a dalej przeleciało to bardzo szybko. Van przekroczył barierę dźwięku, a po chwili Piper wrzasnęła na całe gardło  "TO TU!", i samochód wylądował w płomieniach koło bramy obozowej.

- Wiem przecież. A tak w ogóle, co to za język "totu"? Jakiś... czirokerski? – zapytał bóg, a Piper rzuciła się na niego z gołymi pięściami. Jednak to Jason oberwał, bo wskoczył między nich. Klapa auta otworzyła się. A raczej zrobił to jeden z obozowiczów. Wysoki blondyn z lekko przydługimi włosami i niebieskimi oczami stanął przy drzwiach i zawołał "witajcie w domu!".

- Hejka, Will. – powiedziała Annabeth wypychając Leona na trawę. Chłopak zarył nosem w glebie. Wstał całkiem zniesmaczony. Jednak córka Ateny wybiegła z wozu, przesunęła w niedelikatny sposób Willa, a po chwili wbiegła w krzaki zwymiotować. Chłopak obejrzał się za nią.

- Chora? Czy to wina mojego ojca i tego, że nie umie jeździć? – zapytał.

- To drugie. – powiedział Percy. Apollo tupnął nogą.

- EEJ, JA UMIEM PROWADZIĆ, OKEJ?! – ryknął. – A tak w ogóle. Will, chcę z tobą pogadać. – rzucił. Wskazał na mnie wynoszoną przez Nica. Chłopak zbladł.

- C... co jej się stało? Stado byków ją zdeptało? – zapytał. Nico wrzucił mnie w jego ramiona i odwróciwszy się wyparował w cieniu. Krzyknęłam.

- Au! Nico, delikatniej! – i otarłam łzę. Bywało lepiej, zwłaszcza jak Jason - piorunochron ogrzewał moje żebra. Dziwnie to brzmi... Will popatrzył na mnie i odwrócił się do Percy'ego.

- Zanieś tego malucha do szitala polowego. Zaraz przyjdę. – powiedział. Odwrócił się do reszty. – Wy też sobie gdzieś idźcie. Muszę pogadać.

POV Nico

Cała ekipa zmyła się z terenu lądowania auta. Ja objąłem za punkt widokowy sosnę Thalii i na nią wszedłem. Will podszedł do Apolla. Schylił głowę. Nie śmiał mu patrzeć w oczy.

- Tak, ojcze? – zapytał i dalej patrzył się w ziemię. Apollo westchnął.

- Pomóż jej. Potrzebuje tego. Patrzyłem na nią cały ten czas. Zwija się z bólu, a kiedy nikt nie patrzył, płakała. Nie chce wyjść na małą niedojdę.

- Ale kto?

- No, ta mała di Angelo. – powiedział. Miałem wrażenie, że w jego głosie da się słyszeć zakłopotanie. Will wytrzeszczył oczy.

- To ona... jest SIOSTRĄ Nica?! – zawołał. Jednak Apollo wcisnął guzik na pilocie i Van zamienił się w sportowe, czerwone Ferrari.

- Wszystko odkryjesz ty. A teraz żegnaj. – powiedział i wsiadł do wozu. Odjechał tak szybko, że nawet tego nie zauważyłem. Will westchnął.

- Możesz już zejść z tej sosny, Nico. – zdębiałem. Chłopak podniósł na mnie oczy. – No, złaź.

- Nie mam ochoty. – powiedziałem. Usiadłem na gałęzi i zacząłem machać nogami. Syn Apolla znowu westchnął.

- Twoja siostra cię potrzebuje. Zrób to dla niej. – odparł. No, może i ma rację. – Ale nie skacz...! – zawołał, a ja już szybowałem z wysokości siedmiu metrów w stronę ziemi. Wylądowałem na nogach. Lewą kostkę przeszył ból.

- Krw... - przeklnąłem. Will strzelił facepalm'a.

- Mówiłem. Chodź, pomogę ci. – rzucił i wyciągnął rękę do mnie, ale ja podniosłem się i ruszyłem przed siebie.

- Nic mi nie... - i przewróciłem się. Noga bardzo bolała. Przekląłem po grecku. Chłopak wyciągnął dłoń i pomógł mi wstać.

- Idziemy do mnie. Zapraszam na ciepły bandaż i usztywniacz na staw skokowy! – zawołał.

- Zamknij się, błagam...    

Apolonia di Angelo - zaginione opowieści o niesamowitej córce Hadesa Where stories live. Discover now