Rozdział 14

2.1K 131 15
                                    

Usłyszałam dźwięk. Pikanie. Otworzyłam powoli oczy. Nie chciało mi się wstać. Nie mogłam sobie przypomnieć jaki dziś jest dzień. A tak poniedziałek. Poniedziałek!!!! Dzisiaj pogrzeb!!! Na śmierć zapomniałam!!! Msza miała rozpocząć się o 9:00. Spojrzałam na moją nową komórkę. 7:30!!! Ciekawe jak ja mam się wyrobić. Zerwałam się z łóżka,budząc przy tym Kima. Wbiegłam szybko do łazienki, ogarnęłam się trochę i zrobiłam makijaż, jeśli makijażem można nazwać pomalowanie rzęs tuszem, narysowanie kresek na powiekach i użycie błyszczyku do ust. Make-up był gotowy jeszcze ciuszki i fryzura. Zaraz, chwila...w co ja się mam ubrać?!! Zapomniałam przygotować cokolwiek. Wbiegłam do pokoju, kuzyn dopiero ścielił łóżko. Otworzyłam szafę. Tja...same kolorowe ubrania. Przydałaby się czarna sukienka. Podrapałam się po głowie. I co teraz?! Spojrzałam kątem oka na kanapę. Leżała tam nowiusieńka czarna sukienka. Dzięki mamo, jesteś najlepsza. Porwałam sukienkę i wparowałam do łazienki. Ubrałam nowy ciuszek. Sukienka pasowała idealnie. Wyglądałabym super, gdyby moje włosy wyglądały normalnie, a nie jak siano. Już miałam rozczesywać włosy, kiedy nagle ktoś zaczął dobijać się to łazienki.
- Roxi, szybciej! Ileż można okupować łazienkę?!
- No chwila. Muszę jeszcze zrobić fryzurę.
Kim tylko westchnął i prawdopodobnie walnął głową w drzwi. Od razu wzięłam się za ogarnięcie mojej szopy na głowie. Po 15 minutach fryzura była gotowa. Usłyszałam chrapanie. Kim pewnie zasnął na drzwiach. Otwierałam powoli drzwi i miałam racje. Kim spał.
- Już wolne.
- Cco?! Aaaa. Super
Kim jeszcze nie kontaktował. Po chwili się ocknął.
- Łooo. Jaka laska. Nieźle kuzynka.
- Dzięki?!
Ruszyłam na dół do kuchni.
~*~

Trwała Msza Pogrzebowa. Nagle ludzie zaczęli wychodzić z ławek i ustawiać się w jakiejś kolejce. Nie wiedziałam co jest grane, bo pierwszy raz w życiu byłam na pogrzebie.
- Roxi, przygotowałaś mowę pożegnalną?
Spojrzałam na mamę jak na jakąś nienormalną.
- J-jaką mowę?
- No pożegnalną.
Naszą rozmowę przerwał czyjś głos. Jakaś kobieta rozpoczęła przemowę. Nie mam pojęcia kto to był. Nie znałam tych wszystkich ludzi. Po dłuższej chwili w końcu nadeszła moja kolej. Stanęłam przed wszystkimi.
-J-ja...kochałam mojego tatę.
W ławkach rozległ się szept. Jakby ludzie nie wierzyli, że ja jestem córką Fabiena Laurent. Spanikowałam trochę. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Przypomniały mi się chwile spędzone z tatą.-Pamiętam jak zabierał mnie na swoją łódkę. Jak spacerowaliśmy po plaży, kiedy byłam małą dziewczynką. Zawsze mnie pocieszał. Wprowadził w tajniki pieczenia ciast. Wspierał mnie w prawie wszystkim co robię. Nauczył mnie żyć. Dzięki niemu potrafię spełniać marzenia-na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jednak po chwili znikł- Ale....go już tu nie ma. I nie będzie. Już nie wróci. Zawsze byliśmy ja, on i nasza Marsylia. A teraz......teraz jestem ja...i..i Paryż. Spełniłam marzenie o wyjeździe do miasta świateł. Ale...ale tata w nim nie uczestniczy. Nie ma go. Po prostu nie ma.- moje policzki były już dawno mokre od łez- Wiem, że tata chce bym była silna. Żebym dalej była taka jak zawsze. Niestety nie wychodzi mi to za dobrze. Bo...bo go już nie ma. Nigdy o nim nie zapomnę. Był dla mnie bardzo ważny. Zawsze będę trzymać go w sercu.
Ludzie zaczęli bić brawo. Ocknęłam się. Oni to wszystko słyszeli?!!! Że cooo?!! Powiedziałam to wszystko na głos?!! Dopiero teraz spostrzegłam, że przed moją twarzą przez ten cały czas stał mikrofon. Osłupiałam. Otarłam łzy i zalałam się rumieńcem. Na sztywnych nogach poczłapałam spowrotem do ławki.

~*~

Byliśmy na cmentarzu. Trumna zsunięta była już do dołu. Każdy po kolei dosypywał łopatkę ziemi mówiąc przy tym jakieś miłe słowo lub wspomnienie związane z tatą. Kim stał obok mnie trzymając mnie za ramię. Ja stałam wlepiając wzrok w czubek swoich butów. W końcu przyszła moja kolej. Stanęłam nad drewnianą trumną. Pociekły mi łzy.
- Dziękuję tato, że byłeś ze mną- powiedziałam słabo słyszalnym szeptem, dosypałam ziemi, odeszłam na bok.

Ci których nie znałam rozeszli się już. Nad grobem zostałam ja, Kim, mama, ciocia i wujek. Wszyscy wlepiliśmy wzrok w świeżo usypaną ziemie. Ja cały czas płakałam. Oczy miałam koszmarnie spuchnięte. Staliśmy w zadumie. Nikt nawet nie śmiał się odezwać.

~*~

Dochodziła12:00. Wróciliśmy do domu. Nadal nikt nie odezwał się ani słowem. W domu panowała zupełna cisza. Ja i Kim poszliśmy na górę do pokoju. Ja usiadłam na swojej kanapie a Kim na jego łóżko. Panowała niezręczne cisza. Nagle Kim zerwał się na równe nogi. Podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic..przytulił mnie.
- Szkoda mi cię kuzynka
- Dzięki
Odwzajemniłam uścisk. Teraz i mi i jemu spływały łzy. Tak właśnie tak. Kim płakał. Ten pewny siebie mięśniak, który niby niczego się nie boi. Ten chłopak który wszystkim się przechwalał. Ten który NIGDY nie płakał, właśnie to robił.

------------------------------
Cześć i czołem!

Tak znowu nie było mnie przez tydzień. Przepraszam. Żeby pisać muszę mieć czas i przede wszystkim wenę, a nie zawsze takową wenę mam xD.

Jeśli są błędy to przepraszam, ale mistrzem pisania nie jestem i błędy czasem się zdarzają.

Chciałam jeszcze podziękować mojej najlepszej przyjaciółce za pomoc przy rozdziale i za to że ciągle mnie inspiruje. Dziękuję Niki <3!

Podobało się?
★?
Komentarz?
Proszę motywujcie mnie i wyrażajcie opinie. Chce wiedzieć czy ff się wam podoba.

Nie byłabym sobą,jeżeli nie podziękowałabym wam za ponad 300 wyświetleń. Naprawdę jestem w szoku, że tyle ludzi czyta te moje wypociny. Mega wam dziękuję. <3

Pozdro dla tych co dotrwali do końca :P

Do następnego rozdziału( nie mam pojęcia kiedy się pojawi)

Papatki :*

Dysia

Miraculum: Trochę inna historia ✔Where stories live. Discover now