Rozdział 47

1.2K 84 19
                                    

Biologia dłużyła się w nieskończoność. To już piąte zastępstwo w tym tygodniu. Pani Snail może i była starą, pomarszczoną zżędą, ale to była już przesada. W głowie cały czas dudniły mi słowa babci: "Już za niedługo wszystko się wyjaśni. Rozwiązanie jest bliżej niż ci się wydaje".
- Roxane, do tablicy. Zapisz m- RNA na podstawie tego DNA- Snail wskazała na tablicę.
Westchnęłam tylko pod nosem i ruszyłam w kierunku tablicy. Zrobiłam to co kazała i usiadłam do ławki. Byłam okropnie zmęczona, nie mogłam spać w nocy. Oparłam twarz na dłoni i próbowałam się skupić.

- Hej, wszystko w porządku?- zapytał Adrien.
- Em..tak. Wszystko w normie- skłamałam.
- Wyglądasz na przemęczoną...
- Po prostu nie wyspałam się i tyle.

Na tym skończyła się nasza rozmowa. Chwilę potem zadzwonił zbawienny dzwonek. Poszłam do biblioteki, usiadłam przy jednym ze stołów i wyjęłam mój szkicownik. Na okładce była doklejona kartka.

" Kochanie, dziś znów wyjeżdżam do Chin. Proszę, nie mów nikomu, że byłam w Paryżu. Przepraszam, że nie mówię ci tego osobiście, ale tak jest łatwiej. I pamiętaj co ci wczoraj powiedziałam. Kocham cię! ❤ ~Babcia"

No to wspaniale. Czyli przyjechała tylko po to, żeby wejść do tego ukrytego pokoju, doprowadzić mnie do płaczu i znowu zniknąć... Chociaż może nie chciała wzbudzać sensacji, przecież rzekomo zmarła. Ehh...nie wiem już co nam o tym myśleć. Odkąd przyjechałam do Paryża wszystko jest jakieś pokręcone.

~*~

...no i właśnie taki wzór ma gliceryna...bla bla bla...a tutaj widzimy wzór glicerolu...
Nagle z głośników rozbrzmiał komunikat: "Roxane Laurent proszona do gabinetu dyrektora".
Po całej klasie rozeszły się szepty i szmery. Mogłam usłyszeć coś w stylu: " uuu...ciekawa co nabroiła" i inne podobne. Spakowałam torbę i za zgodą pani Mendelejew wyszłam z klasy.

- Chatti, jak myślisz co mogło się stać?
- Nie mam pojęcia, może cię z kimś pomylili.
- Miejmy nadzieję. Przecież nic nie zrobiłam... No chyba, że to sprawka Chloe. Przecież uwzięła się na mnie.
- Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Może to pomyłka.
- Zobaczymy. Chowaj się Chatti.- odchyliłam bluzę, żeby mogła się schować.

Stanęłam przed drzwiami od dyrektorskiego gabinetu. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Kiedy usłyszałam "proszę", weszłam do środka. Zapytałam co się stało. Nim dyrektor zdążył cokolwiek powiedzieć, z foteli przy jego biurku wstały dwie osoby. Mężczyzna był ubrany w szary t-shirt, bordową bluzę, jeansowe spodnie i czarne trampki. Miał lekko kręcone, brązowe włosy, zielone oczy. Był wysoki, umięśniony i dość szczupły. Kobieta miała na sobie błękitną sukienkę, na niej czarny sweter w kratę. Na nogach miała bordowe trampki. Włosy sięgały jej łokci, były również brązowe i falowane. Jej oczy błyskały tysiącami odcieni zieleni, z domieszką niebieskiego. Na policzkach roiło się od piegów. Usta były tak cudownie malinowe. Była mniej więcej mojego wzrostu. Spoglądali na mnie jakby z ulgą, ale i radością. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, kim są. Podbiegłam do nich i przytuliliśmy się. Nie mam pojęcia jak długo to trwało, ale nie chciałam, żeby się skończyło. Czułam się tak bezpiecznie. To było jak spełnienie marzeń.
- Kochanie, tęskniliśmy za tobą- odezwali się chórem. Jak ja dawno nie słyszałam tego głosu.
- Ja też za wami teskniłam, mamo i tato.

_________________________

Nareszcie się doczekaliście. Nie było mnie tu cztery miesiące... Myślę, że należy wam się małe wyjaśnienie. No więc, po prostu jakoś nie miałam chęci, żeby pisać. Wena też poszła sobie na urlop. Nawet jeśli miałam już jakiś zarys rozdziału, to nie miałam ochoty go napisaćAle w końcu jest rozdzialik 😸
Takie małe ogłoszenie parafialne. Do końca książki zostały jeszcze jakieś trzy rozdziały. Przynajmniej taki jest plan. Więc jesteśmy już przy końcu, niestety.
No to chyba wszystko, co chciałam wam przekazać.

Do napisania! 😽
Chattie🐞🐱

Miraculum: Trochę inna historia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz