Rozdział 4

3.5K 406 132
                                    

S U H O

Impreza trwała w najlepsze. Co z tego, że była czwarta rano? Część osób całkowicie już nie kontaktowała, ale to w końcu typowy studencki weekend, a nie wieczór dla emerytów. Tu nie upijamy się piccolo, a czymś znacznie mocniejszym.

Można powiedzieć, że prawie wszystko szło idealnie. No waśnie, prawie... Bo do cholery gdzie jest Yixing? Ja wiem, jest dorosły, ale pod wpływem nie ma w nim za krzty odpowiedzialności. Przykładowo, w ostatnim tygodniu wakacji, po jednej z imprez musiałem odbierać go ze szpitala. Na szczęście nic mu się stało, ale mogło, bo miałem cholerną ochotę go zabić! Dlaczego? Mój kochany chłopak ubzdurał sobie, że jest znanym chirurgiem i ma przeprowadzić operację w pobliskim szpitalu. Z pomocą Xiumina i jego strojów do cosplayów przebrał się na tyle dobrze, że pielęgniarki i inni lekarze uwierzyli mu. Żarty skończyły się dopiero wtedy, kiedy powiedział do jednej z pielęgniarek „Siostro, moja moc się wyczerpała. Proszę podać kieliszek C2H6O bym mógł uleczyć chorego".

Wracając do imprezy, nie tylko ja kogoś szukałem.

- Suho, nie widziałeś gdzieś Kyungsoo? – zapytał Kai. Oho, znowu się zaczyna. Jak zawsze ten napaleniec ugania się za Do, a później kończy na jednej z kanap, z butelką w ręce, opowiadając wszystkim o swoim wielkim marzeniu, gdzie on jest Jackiem, a Soo Rose z  „Titanica".  Chociaż to wciąż lepsze od przypałów Laya.

- Nie, a ty Yixinga? Zgubiłem go na początku imprezy.

- Właśnie tu idzie.

Kai wskazał mi głową, w którą stronę  mam spojrzeć, po czym odszedł zabierając butelkę chłopakowi polewającemu kolejkę. Ha, mówiłem! Teraz pewnie szuka wygodnej kanapy. Mniejsza o to, muszę porozmawiać z moją zgubą.

- Lay, gdzie ty do cholery by...- nie zdążyłem dokończyć, ponieważ chłopak zamkną moje usta swoimi i zaczął namiętne całować.

Normalnie bym się ucieszył, ale on nigdy nie inicjuje pocałunków w miejscach publicznych. Wbrew pozorom jest dość nieśmiały ~ uroczo. No chyba, że coś wykombinuje... Dlatego delikatnie odsunąłem go od siebie, na co Lay tylko cicho westchnął.

- Co się stało?

- Dlaczego od razu myślisz, że coś musiało się stać, kiedy tylko cię całuje? – zapytał zarzucając mi ręce na karki uśmiechając się słodko.

Tak, zdecydowanie coś zrobił.

- Lay, przypomnieć ci jak ostatnio...

- No, dooobra. Chodź pokażę ci, ale obiecaj, że się nie zdenerwujesz – zmierzyłem go pytającym wzrokiem  - Obiecaaaj!

Jak z dzieckiem.

- Obiecuję – mruknąłem, na co chłopak pociągnął mnie w kierunku pokoi.

- Od razu mówię, że to wina Tao – świetnie, jeszcze tego debila brakowało – On chciał się odstresować, bo tęskni za Krisem i...

- Kochanie, oni widzieli się w zeszłym tygodniu, zaraz przed rozpoczęciem.

- Aish! Nie przerywaj! Poza tym ja też bym za tobą tęsknił po tygodniu - wydął policzki - Tak czy inaczej poszliśmy zapalić zioło i tak jakby... No... Przypadkiem podpaliliśmy pokój... - ostatnie słowa powiedział tak cicho, że ledwie je usłyszałem.

Chwila! Co zrobili?! Spokojnie Suho, licz do dziesięciu. 1... 2... 3... No kurwa nie mogę!

- JAK TO PODPALILIŚCIE POKÓJ?!

- Obiecałeś, że nie będziesz się denerwował – powiedział słabo widząc mój rządny mordu wzrok – My po prostu udawaliśmy, że jesteśmy na koncercie...  Tao wyciągnął zapaliczkę i zaczął nią machać, bo stwierdził, że zawsze podobały mu się te „małe światełka" na wolniejszych piosenkach... a że stał obok zasłony, to tak jakoś wyszło...


Bitch PerfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz