Ticci Toby

655 77 8
                                    

 Mężczyzna w żółtych goglach i z opaską nasuniętą na usta zakręcił toporkami. Płomienie rozprzestrzeniającego się ognia obijały się w grubych szkłach i nadawały odsłoniętym fragmentom skóry pomarańczowego koloru.

- Jeszcze jeden ruch i skończysz bez łba, Jeff – zagroził mężczyzna i ruszył w naszą stronę, obnażając broń.

Woods wydał z siebie nieartykułowany pomruk. Obrzucił mnie wrogim, wręcz nienawistnym, spojrzeniem i wykrzywił poszarpane usta w parodii złowrogiego uśmiechu. Docisnął ostrze noża do boku mojej szyi, cal od tętnicy. Popłynęła ciepła krew. Syknęłam wściekle, ale nie mogłam nic zrobić, bo silna dłoń trzymała moje nadgarstki w niedźwiedzim uścisku. Mężczyzna zaśmiał cicho, okrutnie.

- Jeff - warknął zamaskowany, podchodząc bliżej. Woods obrócił twarz w jego stronę. - Odrąbię ci ten pusty łeb, jeżeli jej nie puścisz.

Brat Liu zaśmiał się i wrócił spojrzeniem do mnie, pochylając głowę i zatrzymując twarz milimetr od mojej.

- Sądzisz, że on może mnie zatrzymać, księżniczko? - syknął cicho Jeff. - Że się go wystraszę? Że ma na mnie jakikolwiek wpływ?

- Wal się - warknęłam.

- Już coś ci mówiłem na ten temat - odparł z błyskiem w oku. - Mój brat nie będzie zachwycony i pewnie o tobie zapomni...

- Jeff - warknął zamaskowany i zakręcił toporkiem. Dzieliły go trzy kroki.

- Tak jak zapominał o wszystkich innych... Niczym się od nich nie różnisz... Jesteś taką samą suką jak one... I tak samo skończysz... A on mi za to podziękuje...

- Podziękuje, ale mi, kiedy dam mu twój pusty łeb w prezencie! – syknęłam, patrząc Jeffowie prosto w oczy i ignorując nowoprzybyłego.

- Uwielbiam cię, kiedy się wściekasz, księżniczko – mruknął Jeff. – Robisz się wtedy taka wyszczekana.

Wierzgnęłam nogami i poruszyłam gwałtownie rękami, rozluźniając chwyt... Ale tylko na ułamek sekundy – zanim Jeff nie złapał mnie mocniej.

   Nad głową Jeffa błysnęły ostrza toporków, zabarwione czerwoną poświatą ognia i zabrudzone zastygającą krwią. Mężczyzna przyłożył broń do szyi Woodsa i napiął mięśnie, zastygając w bezruchu i szykując się zarówno do uderzenia jak i uniku. Czarna gwiazda naszego szpitala obnażyła żeby w szerokim uśmiechu i wytrzeszczyła przekrwione oczy, w których błyszczało szaleństwo.

Jeff odsunął nóż od mojej twarzy i puścił obolałe nadgarstki. Otarłam krew płynącą po policzku i przyglądałam się jak mężczyzna odchyla się do pozycji siedzącej, nie odrywając ode mnie spojrzenie. Woods zarechotał, osłonił oczy wierzchem dłoni i wybuchnął opętańczym śmiechem komponującym się z sykiem wirujących płomieni. Zaklęłam pod nosem. Moje sai leżały za daleko, do gardła i nozdrzy wdzierał się duszący dym, a Jeff siedział na mnie, dociskając do podłogi i unieruchamiając.

- Czego tak rżysz, kretynie? – syknął ten w goglach...

...Pamiętałam go jak przez mgłę. Był wtedy, tamtej czerwcowej nocy... Ten błysk żółtych gogli i zakrwawionych toporków, kiedy przeskakiwał nad dziurą w zmurszałej podłodze. Jeden z tych, których był jednym ze sprawców śmierci Długiego...

- Rżę? – szepnął Jeff i zaśmiał się pod nosem. – Rżę? – powtórzył głośniej, opuszczając dłoń.

Sapnęłam. Jego oczy! Nigdy czegoś takiego nie widziałam! Tego obłąkanego spojrzenia, tego wzroku polującego zwierzęcia, wygłodniałej bestii, która pożera ofiarę kawałek po kawałku, cal po calu, kość po kości, aż nie dostanie się do bijącego serca i przerażonej duszy. Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy, a puls zamiera.

Creepypasta: Strzaskane Wspomnienia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz