Dobieranie się w lesie

3.6K 477 478
                                    

Szliśmy już dobre dwadzieścia minut, temperatura porządnie spadała i myślałem, że umrę z bólu nóg. A najlepsze było to, że byliśmy na totalnym pustkowiu. Otaczał nas gęsty las, a droga, którą szliśmy, była porośnięta trawą i obsypana szyszkami. Co chwilę jakaś chrupała mi pod nogami. Zimny, porywisty wiatr trzepotał sznureczkami od kaptura mojej bluzy, a także spychał moje włosy na oczy.Chłopak przede mną szedł pewnym siebie krokiem, co jakiś czas poprawiając wiszącą na jego lewym ramieniu czarną torbę sportową.

-Chanyeol? Gdzie idziemy?

Pociągnął nosem i odpowiedział, nawet się nie oglądając.

-Z tego co pamiętam, ta dróżka prowadzi na przystanek autobusowy.

-Z tego co pamiętasz? Kiedy ostatni raz tędy szedłeś?

-Trzy lata temu? Po pijaku.

Oh no po prostu świetnie. Tak właśnie umrę, sam w lesie, z totalnym kretynem u boku. Idealnie. Cudownie. Niesamowicie.

-Kiedy się po prostu przyznasz, że już się zgubiliśmy? - mruknąłem pod nosem, rozcierając ręce aby uzyskać chociaż trochę ciepła. - Mijamy ten konar już trzeci raz.

Westchnął zirytowany. Rzucił torbę na ziemię i otworzył ją.

-C-co r-rrobisz? - spytałem, starając się nie szczękać zębami. Na marne zresztą.

-Rozbijamy obóz. Mam wrażenie, że jeszcze trzy kroki i będę musiał cię nieść, a jakoś nie mam ochoty.

Dupek.

Nie pozwoliłbym się tknąć, gnojku.

Z torby wyjął dwa grube koce, mini siekierkę i rozpałkę.

Wolę nie wiedzieć, po co mu taki zestaw dzielnego skauta w bagażniku.

Chociaż w sumie, gdybym miał auto, trzymałbym w nim podobny ekwipunek.

Dziecko minecrafta ze mnie.

Po chwili rzucił we mnie jednym z kocy, drugi układając na ziemi.

-Idę po drewno. - powiedział tylko i odszedł między drzewa z siekierką.

Usiadłem na kocu, starając się nie narzekać.

Wolałbym robić to samo co teraz, ale w minecrafcie. Albo Skyrimie.

Ciche westchnienie wyrwało się z moich płuc na myśl, że mógłbym teraz grać, gdyby mój brat nie był idiotą.

Chciałem po prostu zwinąć się w kulkę i zasnąć, ale bałem się zasnąć sam. Położyłem się więc i po prostu czekałem aż wróci. Bo wróci, prawda?

Minęło około 10 minut, kiedy usłyszałem szelest w krzakach. Poderwałem się przerażony, ponieważprzysypiałem i zobaczyłem Chanyeola. Na (nie)szczęście.

Bez słowa podszedł do koca, i kucając niedaleko, ale na bezpiecznej odległości, zaczął układać kawałki drewna w mały stosik. Do podpalenia wszystkiego użył małych zaschniętych kupek trawy i liści, a także rozpałki. Czarną zapalniczkę schował do kieszeni spodni i zajął się porządkowaniem kółka wokół ognia. Gdy płomienie zrobiły się wystarczająco duże, Chanyeol dorzucił resztę drewna, a ja poczułem na twarzy przyjemne ciepło bijące od płomieni. Chłopak, po upewnieniu się, że ognisko niczego nie podpali, uporządkował rzeczy w swojej torbie i rzucił się na koc obok mnie, zostawiając przerwę półtorej metra.

Mimo ognia i grubej warstwy koca nadal dygotałem. Prawdopodobnie także z wrażeń. Ostatnim razem byłem tak przerażony, naadrenalinowany i zmęczony równocześnie, kiedy na obozie sportowym w podstawówce rzuciłem w pana Wu lodami karmelowymi po pływaniu w jeziorze. Albo kiedy miałem 100 hp i Karthus zultował.

FEVER | ChanbaekWhere stories live. Discover now