Rozdział 12

469 52 16
                                    

 <<A tu nagle bum, to kolejny sen XD>> 

      Scott poczuł, że jeszcze chwila i się wywróci, więc niezgrabnie przeszedł w wodzie parę kroków w tył, trzymając nadal mocno Mitcha przy sobie. Jego myśli szalały, miał ochotę coś powiedzieć, ale nie odsuwał się, obawiając się, że wszystko się skończy. Oparł się o ścianę basenu i dopiero wtedy skupił się znów tylko na całowaniu, dotykając pleców, a czasem włosów chłopaka, po prostu, bo czuł, że mógł, więc chciał się nacieszyć tą chwilą jak najbardziej. Od razu zniknęła cała obawa, która z początku mu towarzyszyła, spodziewał się, że Mitch się odsunie, a kiedy poczuł, że jego usta w pierwszych sekundach pozostają nieruchome, miał wrażenie, że dostanie zawału ze stresu, że zrobił coś bardzo, bardzo złego. 

A potem poczuł jego ręce, na ramionach, potem we włosach, Mitch odwzajemnił pocałunek i wszystko stało się idealne. Myśli Scotta stały się zamiecią, niemogącą ustalić przez moment najprostszych faktów. 

Mitch go całował. 

Mitch go dotykał. 

Mitch go chciał. 

Tylko to się liczyło. Wiedział, że już go nie odda, za nic w świecie. 

Nie zwracał uwagi na to, ile czasu minęło, ale na pewno nie była to krótka chwila. Zaczynało powoli brakować im oddechu, obaj całowali dość zachłannie, przez co w pocałunek stawał się idealny w swojej niedokładności. 

Po paru chwilach, Mitch odsunął się na odrobinę dłużej, szybko oddychając, usiłując tym uzupełnić zapas swieżego powietrza w płucach.  Scott też skorzystał i chwili odpoczynku, ale nie mogąc się od niego oderwać, przytulił go do siebie bliżej i zaczął delikatnie obcałowywać mu szyję, od ramienia po ucho, uśmiechając się przy tym ze szczęścia. Znów wrócił lekki strach, że Mitch się odsunie, ale nic nie mogło mu zepsuć tego momentu, poza tym, chłopak wtulił się w niego w odpowiedzi, co złagodziło jego obawy. 

-Wiedziałem... Nie wiedziałem, przypuszczałem... no dobra, nie przypuszczałem, marzyłem... ale już wiem. -Zaśmiał się cicho, całując delikatnie jego ucho. -Tak się cieszę... 

Usłyszał ciche pociągnięcie nosem, co od razu go zaalarmowało i delikatnie się odsunął, żeby na niego spojrzeć. 

-Mitchie? -Zbladł delikatnie, kiedy zobaczył jego załzawione oczy. -Hej, co jest? Przecież... przecież no... odwzajemniłeś. 

Mitch spuścił wzrok, unikając jego spojrzenia i pokiwał głową. 

-Mhm... przepraszam, nie powinienem... bardzo nie powinienem. Ale... ale zacząłeś i ja... bardzo chciałem... bo od początku, jak mi powiedziałeś, że... i... i potem jeszcze jak się spotykaliśmy... i myślałem, że nic nie czujesz, a potem ta Kirstie... -Zaplątał się w odpowiedzi i mimo tego, co powiedział, nadal przytulał go mocno. 

-Ej... ale nie smuć się... skoro... skoro chciałeś i ja chciałem... obaj chcemy... to rozwiązanie jest proste, prawda? -Scott nie chciał, żeby się smucił, nie w momencie, kiedy jego serce wariowało, a motylki w brzuchu tańczyły taniec zwycięstwa. 

-Nie, Scott, nie jest proste... nie wiem co robić... 

Blondyn przypomniał sobie nagle o istotnym szczególe i ponieważ nie miał wolnej ręki, trącił delikatnie nosem policzek chłopaka, prosząc tak, żeby na niego spojrzał. 

-Chodzi ci o Mike'a? No przecież to tylko chłopak, którego poznałeś parę dni temu, no proszę cię, nic mu się nie stanie, jak z nim zerwiesz... -Przerwał, marszcząc brwi i po chwili dodał, zerkając na niego z obawą. -Chyba... chyba że coś do niego czujesz. Czujesz? Rany, ja... byłem prawie pewny, unikałeś go i w ogóle... 

#ScömìcheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz