Piąty uśmiech

1.2K 228 57
                                    

  Od dwóch dni, gdy tylko byłem w domu, słyszałem ,,Don't worry Be happy''. Gilbert, mój młodszy o rok brat, codziennie rano puszczał tę piosenkę, bo uważał, że to dodaje mu siły, aby wyjść z pokoju. Też miał na głowie burzę loków, ale dbał o swoje czarne włosy i często je podcinał. Nigdy nie potrafił zrozumieć, co fajnego jest w zapuszczaniu ich, chociaż nasza mama namawiała go do tego.

Gilbert był raczej osobą, która lubiła mieć wszystko po swojemu. Nie bał się kłócić i sprzeciwiać innym. Tego mu zazdrościłem najbardziej, mimo że jego argumenty bywały absurdalne. Był umięśniony i dbał o siebie, ale z pewnym umiarem. Nie szalał za dietami ani za żadnymi takimi rzeczami. Lubił robić ludziom na złość, mimo wszystko bardzo dobrze dogadywaliśmy się.

Gilbert sprzeciwił się mamie, gdy ta dzień wcześniej zabroniła nam spotykania się z panią Laurą, która niedawno wprowadziła się do domu obok, a on poszedł i pomógł jej przy przeprowadzce. Zazdrościłem mu, gdy później siedział z nią w ogrodzie. Sam nie miałem odwagi, aby pójść w jego ślady. Nie chciałem sprzeciwiać się mamie.

- W dupie mam jej rozkazy - mruknął, gdy wrócił do domu.

Często przeklinał. Nie przepadał za ludźmi.

Gilbert sprzeciwił się mamie, gdy zabroniła mu rozmawiania z Sylwestrem. Tylko ja miałem prawo przebywać z pacyfistą. Mój brat czasami przychodził, aby z nim porozmawiać i częstowali się papierosami, chociaż Gil nie potrafił podtrzymywać rozmowy. W każdym razie przepadał za pacyfistą.

- Lubię go - powtarzał. - Dlaczego tak bardzo mama go nie trawi?

A ja wtedy zawsze wzruszałem ramionami, bo zbyt dużo było do wymieniania.

- Tylko po co mu ciągle te wianki? - dodawał.

Kurczę. Lubiłem wianki Sylwestra.

Gilbert sprzeciwiał się mamie, gdy wyznaczała mu godziny powrotów do domu. Wtedy często nocował u znajomych, wracając dopiero na drugi dzień w porach popołudniowych i nie tłumacząc się.

Gilbert też szukał wolności jak Sylwester, ale w innych miejscach. Pacyfista od stereotypów, nienawiści i kłamstw, a Gil od naszej mamy.

Nigdy nie miał zbyt wielu przyjaciół. Często te znajomości kończyły się, bo go po prostu męczyły. Jedyną osobą, z którą był nierozłączny, to młodszy brat Radka, Filip. Jak mnie i informatyka połączyły nasze obsesje, tak ich miłość do anime. Gil szalał na tym punkcie. Miał sporą kolekcję mang i rzeczy z Shingeki no Kyojin, zaczynając od kubka z jedną z głównych postaci, Erenem, aż po pelerynę Zwiadowców, z którą chodził dumnie po domu, śpiewając Don't worry, be happy! Dlatego tym bardziej ucieszył się, że mógł z kimś porozmawiać o anime i wymienić się nimi. Mnie również namawiali do obejrzenia, ale takie rzeczy nie sprawiały mi frajdy.

Poszliśmy na spacer. Właściwie chcieliśmy posiedzieć w brzozowym lesie, do którego trzeba było iść godzinę od naszego miejsca zamieszkania. Niechętnie wychodziliśmy z domu, ale gdy mama miała gorszy humor, woleliśmy uciec i nie przejmować się.

Co średnio nam wychodziło.

Rozłożyliśmy swoje bluzy między wysokimi brzozami. Przed sobą nie widzieliśmy nic innego oprócz białych ,,słupów''. Trawa była blada i wysoka, ale Gilbertowi to nie przeszkadzało wręcz przeciwnie. Włączył piosenkę, którą słuchał od dwóch dni i położył się, zamykając oczy.

- Mamy zamiar zrobić z Filipem cosplaye Leviego i Erena - zaczął. - Będę Levim.

Pokiwałem głową i położyłem się obok niego.

- Wiem. - Machnąłem ręką, aby odgonić owada. - Radek mi mówił.

- Nie mam pojęcia, po co to robimy, ale w życiu się tak nie cieszyłem!

Gilbert miał wiele twarzy.

1) Spokojną, poważną, bywał wtedy po prostu w złym humorze.

2) Dostawał głupawki. Śmiał się z najgłupszych rzeczy i nie przestawał żartować.

3) Nieśmiałą. Często pojawiała się, gdy miał do czynienia z innymi ludźmi.

4) Złośliwą. Wtedy w ogóle nie miał ochoty na kogokolwiek. Lepiej było go zostawić samego.

Mimo wszystko próbował każdą rzecz, przerobić w żart.

- Sylwester ma jakieś rodzeństwo? - zapytał, spoglądając na mnie.

- Dwóch braci i jedną siostrę - odpowiedziałem. - Wszyscy koło czterdziestki.

Uśmiechnął się, a ja przypomniałem sobie jego słowa, które w pewien sposób uderzyły mnie:

- Uśmiech traktuję jako obowiązek. Nie widzę siebie bez niego.

Później zaczął opowiadać o starożytnej Grecji. Fascynowała go. Lubił się powtarzać. Szczególnie, gdy mówił o swoich pasjach. Potem opowiadał o Assassynach. Uwielbiał tę grę, a Leonardo da Vinci był jego inspiracją.

Nigdy tak naprawdę nie potrafiłem zdefiniować Gilberta.

Wiedziałem, że czuje się dobrze przy Filipie. Śmiesznie razem wyglądali. Gil wydawał się cwaniakiem, a brat Radka raczej budził wrażenie grzecznego chłopca z brązowymi oczami i blond włosami. Właściwie informatyk i Filip byli do siebie podobni z charakteru, ale mieli całkowicie inne zainteresowania.

W pewnym momencie Gilbert przestał opowiadać i spojrzał w moją stronę.

- Wiesz, że to było głupie, idioto? - zapytał, ale głos zaczął mu się łamać, chociaż próbował, aby zabrzmiało to pewnie.

Zmarszczyłem nos. Nie wiedziałem o co mu chodziło. Widząc moją minę, wskazał palcem na rękę.

- W życiu nie zrobiłbym czegoś takiego - poinformował, a po chwili dodał: - Nie mógłbym odebrać sobie życia, bo mimo wszystko jestem ciekawy świata.

Zrobił przerwę, aby nabrać powietrza. Dla nas obu takie poważne rozmowy były ciężkie, bo przyzwyczailiśmy się do wygłupów czy do dogryzania sobie. Nie chcieliśmy przyjmować do wiadomości, że z którymś z nas mogłyby dziać się złe rzeczy.

Kontynuował:

- A ty - złapał się za głowę - też chcesz poznawać się jeszcze ze światem, co?

Nie widziałem na jego twarzy uśmiechu, a mrożącą powagę, dlatego szybko odpowiedziałem.

- Tak, pewnie, że tak.

Wtedy jakby poczuł ulgę i z powrotem zamknął oczy.

- Radek ci coś mówił? - zapytałem, ale od razu tego pożałowałem.

- Nie, nie - położył ręce zza głowę. - Co mi miał powiedzieć?

Moje dłonie zaczęły drżeć.

- Nic, tak tylko pytam.

Szturchnąłem go, a wtedy otworzył oczy. Zobaczyliśmy przed sobą trzy białe motyle, które trzymały się blisko siebie. Momentami trudno było je zauważyć, bo wtapiały się w brzozy.

W ogóle było tutaj masę motyli.

Moim nowym celem było zabranie Sylwestra i Radka w to piękne oraz wyjątkowe miejsce, gdzie ludzie praktycznie nie pojawiali się. Przypadłoby im do gustu.

- Muszę dzisiaj trochę poćwiczyć, bo źle mi ze sobą. - Poklepał się po brzuchu.

Siedzieliśmy w lesie, dopóki słońce nie zaczęło zachodzić. Niechętnie weszliśmy do domu. 

PukkaWhere stories live. Discover now