Dwudziesty trzeci uśmiech

556 116 25
                                    

Jedenaste wspomnienie

Usiadłem naprzeciwko swojej rodzicielki. Czarne, cienkie włosy splotła w niechlujny warkoczyk. Przeglądała ze zdenerwowaniem gazetę. Po paru minutach potrafiły ją uspokoić. Nie były to czasopisma o serialach czy o miłosnych perypetiach popularnych osób. Moja mama chwytała po ambitniejsze rzeczy. Czytała gazety związane z biologią czy polityką. Była kobietą niezwykle mądrą. Lubiła zdobywać wiedzę, a magazyny w odróżnieniu od książek były szybsze w edukacji.

Momentami zazdrościłem Radkowi mamy – ta osoba może nie wiedziała, gdzie są komórki macierzyste, ale wiedziała, co powiedzieć, co zrobić, kiedy Filip przychodził do niej z problemem. Nigdy nie unosiła się. Była damą. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uważali ją za cudowną osobę. Nie zamieniliby jej na żadną inną. Ja również. Kochałem swoją mamę. Nieważne, co do mnie powiedziała, nieważne, w jakim była humorze. Należałem do niej, a ona do mnie.

- Znowu jesteś rozkojarzony – odezwała się. – Co się z tobą dzieje?

Od paru dni powtarzała mi, że nie podoba jej się moje zachowanie.

Mamo, zraniłem osobę, która kochała mnie nad życie.

Mamo, zostawiła mnie osoba, którą kochałem nad życie.

Mamo, nie wiem, co ze sobą zrobić.

Mamo, wychowałaś strasznego człowieka.

- Zakochałem się w Sylwestrze – oznajmiłem po paru minutach, przerywając ciszę w pomieszczeniu.

Właśnie od tego momentu nie chciała go znać. Nie chciała, abym spotykał się z nim. W ciągu paru sekund znienawidziła go i przyszło jej to z łatwością. Moja mama wolała nienawidzić, niż kochać.

Sam nie wiedziałem, dlaczego to powiedziałem. Chyba chciałem zwalić na kogoś winę.

Nie odpowiedziała. Wróciła do czytania gazety. Gdybym wiedział, że będzie próbowała za wszelką cenę odciąć mnie od Sylwestra, nie odezwałbym się.

Gdybym wiedział, że mama codziennie będzie płakać po mojej śmierci, nie zabiłbym się.

☾☾☾

Sylwester

Obserwowałem Radka przed kartką. Chwyciła go niewyobrażalna wena. Zwykle nawet przy mnie wstydził się przelewać swoje poetyckie myśli na papier. Tym razem było inaczej. Zazdrościłem mu odcięcia się od świata. Stracił ze mną jakikolwiek kontakt. Teraz był on i piękne słowa. Tęskniłem za weną twórczą Radka. Pisanie oczyszczało go z emocji, gdy tego nie robił chodził nerwowy, jakby spięty. Wiersze stały się dla niego najdroższymi, najlepszymi narkotykami. Był po nich odrobinę weselszy, nawet świat widział bardziej różowy, chociaż u Radzia rozpoznanie emocji stanowiło rzecz niewyobrażalną.

Później obejrzeliśmy film z Meryl Streep. Głupio było nam przyznać, że ten tandetny komediodramat przypadł i mnie, i Radkowi do gustu.

Po seansie zaczęło się przeszukiwanie płyt informatyka. Wyznawaliśmy zasadę - zamiast pobrać, lepiej kupić. Nie dlatego, że to legalne, a dlatego że nie ma niczego przyjemniejszego, niż trzymanie w rękach płyty swojego idola. Codzienne wpatrywanie się w okładkę dzieła. Włączanie go poprzez magnetofon i uszczęśliwianie uszu. Przy okazji, nieważne, czy humor dopisywał, czy nie muzyka sprawiała, że ręce zaczynały żyć własnym życiem. Nogi tak samo. Na tę godzinę czy pół znikałeś ze świata. Zostawałeś głos i ty. Głos tak piękny i wielki. W końcu stawał się Ziemią, wszechświatem.

Kiedy napawaliśmy swoje dusze muzyką Toma Odella, zadzwoniła do mnie mama Salomona i Gilberta. Razem z simsoholikiem byliśmy w szoku. W końcu ta drobna, silna kobieta szczerze mną gardziła. Tak po prostu. Nigdy nie wyjaśniła mi, co było powodem niechęci. Mimo wszystko odebrałem i nie chciałem zachowywać się oschle wobec niej. Po co? Oboje przeżywaliśmy śmierć Salomona.

To, co mi powiedziała, wprawiło mnie w osłupienie i wzruszyło.

- Dzień dobry Sylwester - zaczęła. - Chciałabym ci tylko podziękować za troskę nad Salomonem. Zostawił list - przerwała. Słyszałem, że było to dla niej ciężkie. Niewyobrażalnie ciężkie. - Opisał w nim relację między wami. Zrobiło mi się głupio, bo w końcu stanowiłam dla was przeszkodę, a ty - kolejna przerwa - a ty mu pomagałeś.

Zamilkła, a ja wpatrywałem się w Radka, który bawił się długopisem, czekając na relację z rozmowy. Próbowała jeszcze coś dodać, jednak wtrąciłem się.

- Proszę pani, może po prostu spotkamy się i porozmawiamy w cztery oczy? Pani wyjaśniłaby mi parę rzeczy i ja pani mam trochę do opowiedzenia. - Wziąłem głęboki oddech i zawiesiłem wzrok na złotym zegarze Radka. Ładnie komponował się z brązową ścianą. - Nawet nie zdaje sobie pani sprawy, jak się cieszę, że pani mówi mi to wszystko. Chciałbym, aby między nami było w porządku.

- Ja też, Sylwek. - Nie widziałem jej, ale mimo to wiedziałem, że uśmiechnęła się. - A twoje wianki są śliczne.

Moje wianki! Przez tę parę tygodni całkowicie o nich zapomniałem. Miałem ochotę na odrobinę florystyki.

- Dziękuję - odpowiedziałem, szczerząc zęby.

Umówiliśmy się na następny tydzień. Gdy odłożyłem komórkę, opowiedziałem o wszystkim Radziowi. Mówiłem z wielkim entuzjazmem, co nas obu zaskoczyło. Jednak dlaczego moja radość była taka dziwna? W końcu mój jedyny ,,wróg'' chciał zawrzeć pokój.

- Opowiesz jej o miłościach Salomona? - zapytał informatyk, podając mi kanapkę z masłem orzechowym, którą zrobił, gdy rozmawiałem przez komórkę.

- Właśnie nie wiem - odpowiedziałem, ale po chwili dodałem: - Może wtedy, gdy będę pewny, że nasza relacja idzie w naprawdę dobrym kierunku.

Radek stwierdził, że to dobry pomysł. Zwrócił również uwagę na to, aby dawkować kobiecie po trochę wrażeń związanych z Salomonem.

- Przecież jest silną osobą - zdziwiłem się, kiedy skończył mówić.

- Sylwester, tu chodzi o jej syna - poinformował i dałbym sobie głowę uciąć, że widziałem jego zaskoczenie. - Rodzic kocha swoje dziecko nad życie. Często nie ma pojęcia o jego problemach. Kiedy dowie się za jednym razem, ile przeoczyła, może się załamać. Lepiej mówić mamie Salomona o jednej rzeczy i zostawiać ją z tym, aby mogła trochę pomyśleć.

Zgodziłem się z nim, chociaż nie byłem do końca pewny, czy dam radę to wykonać. Bałem się, że kiedy zacznę temat Salomona, to nie będę mógł zamknąć ust.

Później nieśmiały Filip z zaczerwienioną twarzą, zapytał, czy pójdziemy na dwór. Tak zrobiliśmy i wpadłem na genialny pomysł zrobienia igloo. Chociaż na chwilę wróciłem do dziesięcioletniej duszy.

Kocham Cię, mamo!

PukkaМесто, где живут истории. Откройте их для себя