Rozdział 9 - Najważniejsze jest tu i teraz

57 9 15
                                    


Oczami Jack'a

W końcu po długim czasie poszukiwań najprawdopodobniej udało mi się znaleźć Sky, Bryan'a, Victorię i Joe'go. Nie byłem tego do końca pewien, ale w jednym z domków na obrzeżach miasta zobaczyłem bruneta wychodzącego z domku letniskowego. Było ciemno, ale dzięki oświetleniu na ganku byłem w stanie coś zobaczyć.

Chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo ucieszyłem się na widok Bryan'a. Oczywiście o ile był to on.

Chciałem do niego podbiec i uściskać go z całych sił, ale zawsze istniało ryzyko, że to ktoś inny i brunet mógł być kolejną marionetką manipulanta, a ja nie miałem przy sobie żadnej broni. Dlatego czym prędzej pognałem z powrotem w stronę domu staruszki, gdzie przez przypadek wpadłem na mojego przyjaciela.

- Jack zachowujesz się jak wariat, powiedz wreszcie co jest grane? – dopytywał się podirytowany Shane.

- Musimy iść po Bob'a. Krótko go znamy, ale pewnie nawet ty nie miałbyś serca go tam zostawić samego, poza tym Emma mogłaby się nie cieszyć z jego towarzystwa, chociaż kto wie... Może zostaliby dobrymi przyjaciółmi. – Stanąłem przed drewnianymi drzwiami od domu kobiety i po chwili zastanowienia wszedłem do środka.

Bez namysłu ruszyłem do pokoju, który wskazał mi brunet. W środku był Bob. Jednak nie spał tak jak przypuszczaliśmy, ale czekał na nasz powrót z filiżankami jeszcze gorącej herbaty.

- Panowie chcą się napić? – spytał upijając łyk.

- Zostaw tę herbatę i zbieraj się. Właśnie... - niestety nie zdążyłem dokończyć bo do pokoju wpadła przerażona staruszka z miotłą w ręku.

- Nie dam wam tak łatwo prysnąć, wy złodzie... - zatrzymała się wpół zdania. – To wy? Co robicie o tej porze? Powinniście już dawno spać! Marsz do łóżek! – powiedziała stanowczo.

- Pani Emmo... Chcieliśmy powiedzieć, że nie będziemy już dłużej nadużywać pańskiej gościny. Właśnie mieliśmy wyjść.

Kobieta z początku wyglądała jakby analizowała to co właśnie usłyszała. Chyba nie do końca przyjmowała to do swojej wiadomości.

- Nie ma mowy! Nie pozwolę wam się szwendać nocą po tych niebezpiecznych ulicach. Pójdziecie, ale rano. Po śniadaniu.- Uśmiechnęła się po czym opuściła miotłę.

***

Tak jak obiecała zrobiła nam śniadanie i pozwoliła „wyruszyć w świat". Czułem się jak dziecko, które rozpoczyna samodzielne życie i wyprowadza się z rodzinnego domu, a tymczasem dla tej kobiety byłem obcym człowiekiem, przez którego uroniła kilka łez na pożegnaniu.

- To tutaj ?- spytał brunet wyczerpany dość długim spacerem w to miejsce. Ja też byłem trochę zmęczony i nie sądziłem, że tyle czasu nam zajmie dojście tutaj. Wtedy zapomniałem, że poprzedniego dnia byłem na rowerze. Zresztą odkąd usłyszałem o rudej dziewczynie od staruszki, przestałem myśleć racjonalnie.

- Tak – powiedziałem ruszając w jego stronę.

Kiedy wszyscy trzej byliśmy już bardzo blisko domku, ze środka niespodziewanie wyszła Sky. Stanąłem jak wryty. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe, a wszelkie wątpliwości jakie dotychczas miałem, gdzieś wyparowały. Blondynka też nie wiedziała co ma zrobić. Otworzyła szeroko buzię i nawet nie drgnęła.

Była taka, jaką ją zapamiętałem. Długie blond włosy, piękne, niebieskie oczy, idealne usta i śliczna cera.

Kiedy odzyskałem panowanie nad swoim ciałem od razu ruszyłem w jej stronę.

- Sky... Ja nie mogę... - zacząłem się jąkać i sam nie wiedziałem co mam powiedzieć. Byłem chyba najszczęśliwszym chłopakiem na świecie i miałem ochotę się rozpłakać.

Wtedy stało się coś czego się nie spodziewałem. Dziewczyna doskoczyła do stolika obok, wzięła z niego pistolet i zaczęła do mnie z niego mierzyć.

- Nie podchodź do mnie! – powiedziała.

Zaskoczony takim obrotem akcji uniosłem ręce w górę. To samo zrobili moi towarzysze.

- Sky? Coś się stało? Dlaczego mierzysz do mnie z broni? – spytałem odrobinę przestraszony.

- Nie zbliżaj się ! Nie podchodź, bo strzelę! Proszę! Wiem, że nie jesteś tym za kogo się podajesz.– Do jej oczu zaczęły napływać łzy.

- Nie poznajesz mnie? Sky to ja Jack! Odnalazłem cię i... nie chcę zrobić czy krzywdy... - wypowiedziałem te słowa z wielkim bólem serca. Nie mogłem uwierzyć, że Sky się mnie bała. Chciałem żeby przy mnie zawsze czuła się bezpiecznie, a ona płakała, myśląc, że zrobię jej krzywdę. To strasznie bolało. Czułem się jak potwór. Żałowałem, że wtedy zostawiłem ją samą.

- Dlaczego tak perfidnie kłamiesz!? Jack pewnie już... On... Minęło tyle czasu... Jack... - Zaczęła szlochać

- Jestem tutaj. Nie wiem za kogo mnie uważasz, ale... Mogę ci udowodnić, że to naprawdę ja... Zadaj mi jakieś pytanie. – Niepewnie zrobiłem kilka kroków w przód.

- Pamiętasz gdy broń Bryan'a nie wystrzeliła, a ty niemal zostałeś uduszony przez marionetkę manipulanta?... Co powiedziałam kiedy odzyskałeś świadomość i wróciłeś do nas? – Uspokoiła się odrobinę.

Pytanie było proste. Dokładnie pamiętałem słowa Sky gdy zobaczyła, że nic mi nie jest. Zapadły mi w pamięci, ponieważ dzięki nim czułem się komuś potrzebny. 

- Jestem tak szczęśliwa, że jesteś. – Uśmiechnąłem się, a dziewczyna rzuciła mi się w ramiona, kiedy ją objąłem rozpłakała się. 

- Jack. Ja... Tak strasznie za tobą tęskniłam - wyjąkała.

- Ja za tobą też Sky – powiedziałem cicho.

Wkrótce oboje odsunęliśmy się od siebie, a dziewczyna otarła łzy.

- Gdzie byłeś przez cały ten czas? - spytała.

Nie chciałem jej tego mówić. Wolałem by była spokojna i zbytnio nie martwiła się o mnie, przeszłość musiałem zostawić za sobą, a Sky była tu i teraz. Pomyśleć, że jeszcze niedawno mogłem tylko o tym śnić, a tamtego dnia stała tuż przede mną. 

- Czy to ważne? Najważniejsze jest tu i teraz. Obiecuję, że już nigdy cię nie zostawię, rozumiesz? - Odgarnąłem jej kosmyk włosów z twarzy.

Pokiwała głową.

- A to moi przyjaciele, Shane – wskazałem dłonią bruneta. – Oraz Bob – dodałem wskazując chuderlaka obok.

- Jestem Sky. – Przedstawiła się, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech, za który mógłbym oddać wszystko.

Tak wyglądało moje pierwsze spotkanie po wielu miesiącach ze Sky. Zupełnie straciłem rachubę czasu, a będąc w strasznym więzieniu z dala od miast i wsi. Nie wiedziałem czy kiedykolwiek ujrzę światło dzienne. Tamtego dnia widziałem świat taki, jaki był poza terenem strasznego miejsca, w którym przebywałem, moich przyjaciół i dziewczynę, na której mi zależało.

Wtedy nie wiedziałem, że niebawem wszystko trafi szlag, a na niebie pojawią się czarne chmury.


Jej! Jack i Sky wreszcie razem!

Co sądzicie o rozdziale ?

I jak myślicie co się stanie, że "wszystko trafi szlag"?

Czekam na wasze komentarze!

Do następnego kochani :*

Iluzja TOM IIWhere stories live. Discover now