Rozdział 13 - Kompromis

52 7 24
                                    

Oczami Jack'a

- Wiesz co Bryan? Jesteś jak wrzód na dupie, ale...Lubię cię stary – powiedziałem patrząc jak brunet zmienia mi opatrunek. Kiedy usłyszał moje słowa, przerwał wykonywać swoją czynność i zaczął mi się uważnie przyglądać.

- Masz gorączkę Jack, ale nie jest aż tak wysoka byś mógł zacząć majaczyć – spojrzałem na bruneta ściągając brwi, które pewnie utworzyły jedną linię na moim czole. – Wiesz, nigdy nie nazywałeś mnie w ten sposób – wytłumaczył po chwili.

Pokiwałem głową i poprawiłem się na krzesełku.

- Co zrobiłeś z Shane'em? – powiedziałem przerywając ciszę. Chłopak wyglądał na odrobinę zaskoczonego moim pytaniem. Chyba myślał, że chwilowo zapomniałem o zdrajcy, który chciał skrzywdzić Sky. Byłem trochę zmęczony i osłabiony, ale wciąż starałem się zająć wszystkim po kolei, zaczynając właśnie od tego.

- Czy to ważne? Chyba powinieneś iść się położyć, wyglądasz niewyraźnie i naprawdę masz gorączkę – powiedział dotykając dłonią mojego rozpalonego czoła.

Nie zamierzałem dać łatwo za wygraną. Z natury byłem dość uparty, a poza tym czułem, że Bryan nie chce bym się zagłębiał w ten temat, co mogło oznaczać tylko tyle, że ma przede mną coś do ukrycia.

- Bryan. Nie wiem co ukrywasz, ale nie podoba mi się to. Lepiej powiedz co jest grane w końcu i tak siedzimy razem w tym bagnie. – Spojrzałem podejrzliwie na bruneta. Chłopak otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował i ruszył stronę stolika, na którym leżała paczka papierosów. Wziął jednego ze środka i włożył go między spierzchnięte wargi.

- W takim razie co zamierzasz dalej? Chcesz udawać, że wszystko gra i udawać, że Shane nigdy nie istniał? Może masz nadzieję, że tak łatwo zapomnę? Prędzej czy później i tak się dowiem co kombinujesz. Lepiej żebym był przygotowany na to co nastanie, chyba już przestałem lubić niespodzianki.- Podniosłem się i podszedłem do Bryan'a, kiedy byłem już dostatecznie blisko wyciągnąłem mu papierosa z ust i zgniotłem go w dłoni.

- Sky nie chce byś się truł.- Uśmiechnąłem się wypuszczając zgniecionego papierosa z dłoni.

- Jack nawet jeśli ci powiem to i tak niewiele to zmieni. Po prostu chcę coś sprawdzić i taka odpowiedź ci powinna wystarczyć. Nie jesteś małym dzieckiem i wiesz, że życie jest brutalne co znaczy, że niejednokrotnie podejmujemy decyzje, których potem możemy żałować. Nie wiem czy to co postanowiłem jest dobre, zobaczymy jakie będą tego konsekwencje.- Wziął całą paczkę papierosów ze stołu, schował ją do kieszeni podartych jeansów i zostawił mnie samego w pomieszczeniu.

Oczami Bryan'a

Na zewnątrz było dość chłodno jak na sierpień, mimo to nie miałem zamiaru wracać do środka i z zapalonym papierosem w ustach usadowiłem się na schodach. Tak sobie siedząc i rozmyślając o tym co dalej zrobić z Shane'em, zauważyłem światło błyskające z oddali. Zerwałem się na równe nogi i ruszyłem kilka kroków w przód.

- Co jest do cholery?- wyszeptałem wypuszczając dym z ust.

Wtedy ujrzałem samochód, który nagle skręcił w stronę naszego domku letniskowego. Wiedziałem, że to nie może zwiastować niczego dobrego. Zdezorientowany i wystraszony wypuściłem papierosa z dłoni i nawet go nie gasząc czym prącej pobiegłem powiadomić resztę o niezapowiedzianej wizycie nieproszonego gościa. Od razu gdy znalazłem się w środku wbiegłem do mojego pokoju by wyciągnąć z dość sporej szafy zasób broni, który trzymałem na wszelki wypadek. Na moje szczęście był na swoim miejscu i nikt go nie ruszał.

Wziąłem kilka z nich i pobiegłem do pokoju Victorii by powiadomić ją o wszystkim.

- Mamy gości! – krzyknąłem, gdy otworzyłem drzwi, za którymi zobaczyłem rudowłosą w samej piżamie. Nie trzeba było większych wyjaśnień by dziewczyna dobyła swojego pistoletu zza łóżka i wybiegła ze środka.

W ten sam sposób chciałem powiadomić resztę, ale niestety było za późno. Do środka wmaszerowała grupka mężczyzn uzbrojonych po zęby. Wycelowali w nas ze swoich broni, a nam nakazali oddanie swoich.

- Czego chcecie!? – warknąłem zaciskając dłoń na pistolecie.

- Przyszliśmy po to co nasze – powiedział szatyn o dzikim spojrzeniu.

Wtedy do pomieszczenia wbiegł zdezorientowany Bob z karabinem w ręku. Widocznie usłyszał, że coś niedobrego się dzieje i przybiegł z pomocą. Tylko gdzie był Jack? Miałem nadzieję, że się zaraz zjawi albo zaskoczy naszych nieproszonych gości w jakiś inny sposób, w końcu to było w jego stylu, a właśnie to wtedy mogłoby być naszym jedynym ratunkiem.

Oczami Bob'a

Wiedziałem kim są ci mężczyźni i czego chcą. Rozpoznałem ich bez najmniejszego problemu. To oni śnili mi się po nocach we wszystkich koszmarach.

Nie wiedziałem co robić. Tylko kwestią czasu było to, że mnie rozpoznają i zaraz rozpocznie się piekło. Zacząłem się wycofywać. Chciałem pobiec na górę by ostrzec Jack'a. Oboje byliśmy zagrożeni i miałem nadzieję, że chociaż jednemu z nas uda się przeżyć. Niestety od razu to zauważyli, a jeden z nich dorwał mnie i popchnął na ścianę.

- Gdzie się wybierasz chuderlaku!? – powiedział tak blisko mojej twarzy, że poczułem jego nieświeży oddech.

- Czekaj Wilson! On mi chyba kogoś przypomina! – powiedział odrobinę wyższy mężczyzna o zielonych, bystrych oczach, który odsunął wpienionego blondyna ode mnie. Zaczął mi się przyglądać, a kiedy zorientował się kim jestem pogłaskał mnie zewnętrzną stroną dłoni by potem zadać mi potężny cios w twarz, który zwalił mnie z nóg.

- Ty zawszony psie! Naprawdę myślałeś, że uda ci się tak łatwo od nas odejść? Tęskniliśmy wiesz? – powiedział nachylając się nade mną.

Bryan i Victoria byli tak zdezorientowany tym co się właśnie stało, że nawet nie zauważyli gdy dwoje strażników zaskoczyło ich od tyłu i wyrwało im bronie z rąk, kiedy ich unieszkodliwili, zielonooki stojący nade mną nakazał reszcie zaprowadzić ich do samochodu. Poradzili sobie z tym bez problemu.

- Dobrze cię widzieć Bob, ale coś mi się wydaje, że gdzieś zgubiłeś przyjaciół. Gdzie oni są? – powiedział gdy drzwi się zamknęły, a my zostaliśmy zupełnie sami.

- Nie wiem – wykrztusiłem bojąc się kolejnego ruchu mężczyzny.

- Kłamiesz! – krzyknął. – Ale skoro nie chcesz prawidłowo odpowiadać na pytania to pobawimy się inaczej. – Uśmiechnął się po czym otworzył okno i pokazał coś rękoma swoim kolegom.

Tak po chwili do pomieszczenia została wprowadzona Lily. Myślałem, że mam halucynacje, ale to naprawdę była ona. Miała rozczochrane włosy, brudną twarz, rozciętą wargę i ubrania, które nie nadawały się do noszenia. Serce chciało mi wyskoczyć z piersi na jej widok. Nie mogłem uwierzyć, że wciąż żyje. W tamtym momencie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Miałem ochotę jej dotknąć, pocałować ją albo choćby przytulić.

Tuż za nią stał gruby strażnik o małych świńskich oczkach, które były skupione na pistolecie trzymanym w jego dużej dłoni.

- Pójdźmy na kompromis. Ty powiesz gdzie jest dwójka zbiegłych więźniów, a ja nie zabiję twojej ukochanej.

Przepraszam za tak dłuuugą nieobecność no, ale w końcu jest!!!

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, bo ja nie wiem co mam myśleć o nim XD

Czy Bob wyda przyjaciół, a może poświęci Lily?

Cieszycie się, że Lily jednak żyje?

No i gdzie jest Jack?

Jak myślicie co będzie dalej z naszymi bohaterami?

No i co się stało z Shane'em?

Do następnego ! :*

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 14, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Iluzja TOM IIWhere stories live. Discover now