Prolog. M.

3.3K 207 14
                                    

Alec nigdy nie był tak szczęśliwy, a jednocześnie nieszczęśliwy i to z jednego powodu. W końcu znalazł odwzajemnioną miłość życia. Zapomniał już o swoim zauroczeniu przyrodnim bratem Jace'em i całkowicie oddał się uczuciom, jakimi darzył Magnusa. Ale jak każda historia ma dwa końce, a każdy medal dwie strony, również tutaj nie było idealnie. Robert i Maryse - rodzice Aleca - nadal nie akceptowali wyborów syna. Zapewne pogodziliby się z faktem, że ich pierworodny syn jest gejem. Tu jednak chodziło o coś więcej. Nie podobało im się, ba, nienawidzili tego, że jego wybranek to Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu. Nie można było do końca stwierdzić, że nie przepadają za Magnusem, szanowali go, jego pracę i pomoc, jaką zawsze służył Nephilim. Lubili go jako partnera do interesów, nie jako partnera ich syna. Uważali, że ich syn jest za dobry dla kogoś, kto poza życiem zawodowym prowadzi takie barwne życie imprezowicza. Kiedyś przyznali się do ich podejrzeń, jakoby Bane nadużywał alkoholu. Oczywiście to tylko przypuszczenia, Wysoki Czarownik Brooklynu ma przecież prawo do drinka czy dwóch po dniu ciężkiej pracy - albo i kilku przed. A chociaż rodzice mówili jedno, Alec miał wrażenie że nie są do końca szczerzy i jednak chodzi o coś więcej. Był pewien, że tylko udają i wcale nie podoba im się orientacja syna. Wcale się co do tego nie pomylił i już kilka tygodni po ich deklaracji mógł się o tym przekonać. Żeby lepiej poznać wybranka syna, postanowili zaprosić go na kolację. Magnus starał się jak mógł, by zrobić dobre wrażenie na rodzicach ukochanego, ale już na początku spotkał się z nie miłą niespodzianką.

Czarownik stał pod drzwiami tak dobrze mu znanego Instytutu Nowojorskiego, bywał tu jeszcze przed narodzinami Alexandra, kiedy to kierowali nim Whitelawowie. Drzwi otworzyła mu jak zawsze rozweselona Isabelle. Przywitała się i ruszyli wspólnie do windy.

- Alec się jeszcze przygotowuje - zaczęła - chyba pierwszy raz się tak stara. Na prawdę mu zależy.

Magnusa rozbawiło, że młody Lightwood, jak nigdy, przejmuje się swoim wyglądem. Przeglądnął się w słabym odbiciu metalowych drzwi i odruchowo poprawił włosy. Widział kątem oka, że Izzy z uśmiechem na twarzy mu się przygląda. Popatrzył na nią i odwzajemnił uśmiech.

-Wyglądasz świetnie, nie martw się - zaśmiała się dziewczyna.

-Och wiem - speszył się Magnus i dodał - nie tak dobrze, jak ty oczywiście.

Drzwi windy się otworzyły i zobaczył oświetlony hol. Puścił Izzy przodem i wyszedł zaraz za nią. Zza zakrętu wyszedł Aleksander, a za nim szli rodzice i Jace. Starania Aleca nie poszły na marne, ubrał ciemnoniebieski T-shirt, na niego czarną marynarkę oraz pasujące do niej spodnie i buty. Włosy nie sterczały we wszystkie strony, jak niegdyś, teraz były starannie uczesane na jedną stronę. Magnusowi zaparło dech w piersi, stał u progu windy i przyglądał się, jak jego ukochany się zbliża. Ocknął się dopiero, gdy był już kilka kroków od niego. Alec podszedł i przycisnął wargi do tych Magnusa, a on odwzajemnił pocałunek. Gdy się odsunęli zobaczył nienawistne spojrzenia Maryse i Roberta. Alexander też je zobaczył i spuścił głowę.

- Witaj Magnusie - jako pierwsza odezwała się Maryse, zrobiła krok i wyciągnęła do niego rękę, którą uścisnął. Skłonił się lekko i gdy się wyprostował powiedział:

- Maryse, Robercie, miło z waszej strony, że zaprosiliście mnie na kolację. - Podszedł do Roberta i uścisnął mu rękę. Za nim stał Jace z widocznie rozbawioną miną, jakby wiedział, że cała ta kolacja nie może pójść dobrze. Przywitał się również z nim i kontynuował. - Ale, jakie byłyby moje maniery, gdybym nie przyniósł czegoś dla pięknych pań. - Zrobił szybki gest rękami, a w ich dłoniach pojawiły się kwiaty. Isabelle była zachwycona, Maryse nie za bardzo.

- Są piękne - powiedziała Izzy, podeszła do matki i zabrała jej bukiet. - Wstawię je do wody. - Ruszyła korytarzem i zniknęła za zakrętem.

Holidays. Happiness. Safety.  (Malec)Kde žijí příběhy. Začni objevovat