A

2.6K 178 10
                                    

Następne kilka dni Alec spędził mieszkając u Magnusa. Nie miał zamiaru wracać do Instytutu po tym, jak zachowali się jego rodzice. Obwiniał się za to, że w ogóle pomyślał o zrobieniu kolacji na której rodzice mieli lepiej poznać jego chłopaka. Dzisiaj mieli wyjechać na romantyczną podróż po Europie. Paryż, Praga, Londyn, później może Alpy. Magnus dzisiaj po południu otwiera bramę, a on powinien pójść do Instytutu po kilka swoich rzeczy. Czekał na ten dzień od kilku tygodni, ale jego rodzina wszystko skomplikowała. Wyszedł z sypialni do kuchni, w której Magnus zaparzył kawę i już miał ją nieść ukochanemu do łóżka, ale gdy się odwrócił Alec stał już koło niego.

- Dzień dobry, jak się spało? - przywitał się Bane.

- Cudownie. Nie mogę się doczekać aż wyjedziemy. - Lightwood objął Magnusa w pasie i pocałował. - Mam tylko nadzieję, że pogoda w Paryżu jest lepsza niż tutaj.

To prawda, od dwóch dni nie przestawało padać, jakby nawet matce naturze nie podobało się ostatnie zachowanie Lightwoodów na kolacji. Po wypiciu porannej kawy, Alec niechętnie ubrał się w stare jeansy i ciepłą bluzę z kapturem, pożegnał się z Magnusem i wyszedł z mieszkania. Na dworze było jednak gorzej niż by się wydawało przez okno. Włożył ręce do kieszeni, które powoli zaczynały mu zamarzać. Ruszył dobrze znaną mu drogą w stronę Instytutu. W oddali zobaczył przecinającą niebo błyskawice. Przyśpieszył kroku, a gdy był już prawie na miejscu zobaczył, że z okna swojej sypialni zagląda Isabelle. Podniósł rękę, żeby jej pomachać, a ona odpowiedziała mu wielkim uśmiechem i zniknęła mu z oczu. Wszedł po schodach wiodących do głównego wejścia i otworzył drzwi. Ruszył w stronę windy, która otworzyła się, gdy był w połowie drogi. Wyskoczyła z niej ta sama osoba, którą przed chwilą widział w oknie i rzuciła mu się na szyję.

- Tęskniłam braciszku - powiedziała ściskając mocniej.

- Nie było mnie raptem trzy dni - zaśmiał się, uwalniając się od uścisku.

- Wiem, ale nigdy wcześniej nie byliśmy na tak długo rozdzieleni, pamiętasz? Zawsze razem. - Ruszyli do windy.

- Będziesz musiała się przyzwyczaić. Dzisiaj wyjeżdżamy.

Isabelle spuściła wzrok, owijając się welonem kruczoczarnych włosów. Alecowi zrobiło się żal, że musi opuścić siostrę na tak długo. No ale nie może jej przecież zabrać na romantyczną podróż we dwoję. Położył jej rękę na ramieniu, a ona podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

- Nie będzie mnie tylko kilka tygodni, może mniej. Obiecuję, że codziennie będę pisał.

- Masz codziennie dzwonić, bo znajdę cię, nie ważne gdzie będziesz i zabiorę cię od tego złodzieja przystojniaków.

Oboje zaczęli się śmiać. To właśnie Alec kochał w swojej siostrze, była zawsze przy nim, kochała i zrobiła by wszystko by go chronić, a gdy byli rozdzieleni nawet na kilkanaście godzin, tęskniła jakby to była wieczność. Teraz stał w swoim pokoju i wyrzucał wszystkie rzeczy z szafy. Zaczął pakować swoje rzeczy do wielkiej torby marynarskiej i rozmyślał o wyjeździe. Podszedł do łóżka i wyjął spod niego serficki nóż i schował go wśród ubrań. Przezorny zawsze ubezpieczony. Zarzucił torbę na plecy i wyszedł z pokoju. Ruszył w stronę sypialni Jace'a. Zajrzał do środka, ale pomieszczenie okazało się puste. Pomyślał, że jego parabatai może znajdować się w dwóch miejscach. Albo w sali treningowej, albo chodzi gdzieś z Clary. Na jego szczęście pierwsza myśl okazała się prawdziwa. Jace był właśnie w trakcie ćwiczeń. Alec powoli odłożył torbę i zaatakował nic nie spodziewającego się przyjaciela. Wylądował na jego plecach, zdezorientowany Jace złapał napastnika za kark i przeciągnął go przez bark. Lightwood wylądował plecami na drewnianej podłodze i szybko wstał, a jego parabatai zaczął się śmiać.

Holidays. Happiness. Safety.  (Malec)Where stories live. Discover now