/14/

3.7K 331 45
                                    

-Oglądaliśmy ,,pan i pani Smith" - odpowiedziała Zoe, na której twarzy pojawił się ten radosny uśmiech, który zazwyczaj zdobił jej usta.

-Mogę się przyłączyć?- zapytałam się, odwzajemniając uśmiech.

-Jasne - odparła, puszczając ponownie film.

Kątem oka zauważyłam, jak czerwona ze złości Charlotte wstaje z miejsca i wychodzi z pomieszczenia, ciskała gromy z oczu w każdą obecną tutaj osobę, a w szczególności we mnie. Nie zawracałam sobie jednak tym głowy, szczególnie że wciągnęła mnie fabuła filmu. Chłopak Zoe rozłożył się na całej kanapie, kładąc głowę, ma kolanach dziewczyny.

-Sammy! Przecież All nie wygodnie, a ty, zamiast ustąpić miejsca to się jeszcze rozkładasz! - Krzyknęła oburzona dziewczyna, zrzucając chłopaka ze swoich nóg.

-Ale mi tu jest wygodnie - odpowiedziałam, śmiejąc się pod nosem z zachowania pary.

-Widzisz!? A ty swojego biednego chłopaka po ziemi rzucasz! - Powiedział, krzycząc teatralne i wstając z ziemi. Sam położył się dokładnie w tej samej pozycji i zaczęliśmy znowu oglądać film.

Mniej więcej w połowie, Will poszedł po kuchni, po pizze, o której wcześniej wspominał Sam, a ja korzystając z nieobecności jednego ze stróżów, wyskoczyłam na jego miejsce. Usiadłam po turecku, zatapiając się w wygodnym fotelu. Przynajmniej do czasu, aż nie wrócił Will.

-Hej, co to ma znaczyć? - zapytał, przekraczając próg salonu.

Zignorowałam chłopaka, nie odkrywając wzroku od telewizora.
Usłyszałam głośne westchnięcie, a następnie pod moim fotelem usiadł Will, opierając się plecami o mebel.
W ten sposób minął nam czas do wieczora. Charlotte już się nie pojawiła, przynajmniej aż do końca mojego pobytu w domu aniołów. Kiedy na zegarze była godzina dwudziesta, postanowiłam wrócić do domu.

-Ja się będę już zbierać - powiedziałam, podnosząc się z fotela.

-Odprowadzę cię - zaoferował się Will.

-Mógłbyś?- zapytałam z nadzieją. Jakoś nie uśmiechał mi się samodzielny powrót, po ciemku, przez ten las. 

-Jasne, chodź - powiedział, kierując się do drzwi wejściowych.

Szybko włożyłam buty oraz plecak szkolny. Will otworzył drzwi i bez słowa opuścił dom.

-Cześć wszystkim! - Krzyknęłam na pożegnanie.

-Do jutra - doszedł mnie głos Sam i Zo z głębi domu.

Wyszłam na zewnątrz. Powoli nastawała noc. Razem z Willem ruszyliśmy w kierunku przystanku bez słowa, ale był to rodzaj tej normalnej ciszy, a nie niezręcznej.
Zanim weszliśmy do lasku i nim drzewa zasłoniły kremowy dom, obejrzałam się za siebie. W oknie zauważyłam Charlotte, która wpatrywała się we mnie wzrokiem jak seryjny zabójca. Wzdrygnęłam się i przyspieszyłam kroku, doganiając Willa, który w czasie kiedy ja podziwiałam widok, oddalił się kawałek do przodu.

Na przystanek, o dziwo doszliśmy w piętnaście minut.

Nieźle musiałam zabłądzić po południu.

-Dzięki z odprowadzenie...

-Jeszcze cię nie odprowadziłem. Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci iść samej po ciemku do domu? - zapytał się, posyłając mi chłopięcy wręcz uśmiech.

-No... Ja... Dzięki - odpowiedziałam, nie potrafiąc się wysłowić -Za ile mamy autobus?

William podszedł do słupa i sprawdził jedyny wiszący tam rozkład. Jak zauważyłam, ta linia nawet nie miała numeru.

Gra AniołówWhere stories live. Discover now