Rozdział 4

33 6 0
                                    

Niechętnie podniosłam się z fotela i poszłam założyć buty na swoje stopy.

— To naprawdę konieczne? — zapytałam.

— Oczywiście, że tak. Sama to zaproponowałaś.

Nie to miałam na myśli.

Na dworze wciąż padało, całe szczęście chociaż trochę się uspokoiło. Ociężale maszerowałam za blond kobietą, będącą moją rodzicielką. Stukot szpilek na płytkach niósł się po całym domu, sprawiając że na plecach miałam ciarki. Wsunęłam swoje stopy do starych trampek łapiąc w rękę kurtkę.

***

Dojazd trwał około godzinę, ponieważ na jednej z dróg był krótki korek, a na kolejnej, kilka samochodów przed nami wjechało w siebie powodując wypadek. Wielkie zamieszanie, dwie karetki, radiowóz i straż pożarna pędziły na miejsce wypadku. W końcu udało nam się jednak wyjechać i gdy ciemność powoli ogarniała całe miasto, dojechaliśmy na miejsce. Mamie nie dało się wybić z głowy tego durnego pomysłu ze sztucznym opalaniem. Musiałam tam iść dobrowolnie albo zostałabym do tego zmuszona. W środku budynku było całkiem ładnie i przede wszystkim czysto. Matka przywitała się z kobietą o bardzo widocznej sztucznej opaleniźnie i powiedziała wszystko co i jak. Na sam początek miałam iść na zaledwie trzy minuty, co w tym przypadku, dla mnie, było to niczym trzy godziny. Bałam się, naprawdę się bałam. Musiałam się rozebrać, założyć jakieś chroniące okulary i wejść do tej okropnej lampy. Bałam się, że już z niej nie wyjdę, że wszystko co było w horrorach się spełni. Panikowałam, ale nie było już powrotu, dlatego postanowiłam chociaż spróbować trochę się rozluźnić. Ktoś włączył mi cichą, relaksacyjną muzykę, która nieco ułatwiła mi rozluźnienie. Nie wiadomo kiedy lampa zgasła i mogłam już wychodzić. Ubrałam się, unikając wzrokiem wszelkich luster z powodu lęku, że wyglądam jak pomarańcza. Doszłam do matki czekającej przy wyjściu na co ta szeroko się uśmiechnęła. 

— Nareszcie! Teraz Hiszpania będzie bardziej wiarygodna. Podoba mi się? 

— Jakimś dziwnym trafem nie było luster. 

— Naprawdę? — zdziwiła się kobieta. — Za co ja płaciłam? Zero profesjonalizmu. 

— Nie każdy jest idealny jak ty — burknęłam pod nosem, ale oczywiście musiała to usłyszeć.

***

Droga do domu trwała tylko chwilę, ponieważ nie było tym razem żadnych utrudnień. Bóg wie, kiedy deszcz przestał padać. Wróciłam sucha. Babcia wciąż siedziała z tatą oraz Chanel w salonie i śmiali się z jakiegoś programu telewizyjnego. Ze stóp zdjęłam buty, a z ramion zrzuciłam bluzę.

— Wróciłyśmy — krzyknęłam, idąc do kuchni aby zaparzyć herbatę. — Chce ktoś z was coś ciepłego?

— Nie — odkrzyknęła moja młodsza siostra.

Nalałam trochę wody do czajnika i postawiłam go na kuchence indukcyjnej. Miałam teraz kilka wolnych chwil zanim czajnik zacznie gwizdać na cały dom. Postanowiłam iść na górę odwiedzić pokój Nicodema. Wbiegłam po schodach na piętro i zatrzymałam się przed samymi drzwiami. Spanikowałam. Zastanawiałam się czy aby na pewno powinnam do niego wejść. Oddychaj Melanie - usłyszałam w głowie głos Charlotte. Wdech, wydech, wdech, wydech. Byłam już pewna. Chciałam to zrobić. Złapałam za klamkę i delikatnie na nią nacisnęłam. Zdębiałam już na samym początku, mimo że ledwo otworzyłam drzwi. Nie mogłam się już wycofać. To jakiś żart, nieudany żart. To MUSI być żart. Nie było pokoju Nicodema. Nie było po nim nic, ani jednej rzeczy. Stałam jak zamurowana przez szok. Wiedziałam czyj to pokój. Dokładnie wiedziałam. 

Ocknęłam się dopiero w momencie, gdy gwizdek czajnika gwizdał na cały dom. Zbiegłam ze schodów i pobiegłam dalej do kuchni. Jak gdyby nic dołączyłam do rodziny z kubkiem gorącej herbaty i czekałam na odpowiedni moment w którym będę mogła wybuchnąć. Zamiast wsłuchiwać się w ich słowa, myślami wciąż byłam w zniszczonym pokoju swojego brata. Moim ciałem zawładnęło trzęsienie. Trzęsłam się jak galareta o ile nie bardziej. Miałam dreszcze. Kolana przybliżyłam jak najbardziej do siebie, opierając podbródek na kolanach. Dodatkowo otuliłam się własnymi rękoma i kołysałam się w przód i w tył. 

Nie rób przedstawienia, Melanie. 

Ale nie potrafiłam przestać. Wpadłam w panikę. Brakowało tylko jednego. Pisku przeplecionego z krzykiem. Jednak i na to przyszła pora. Krzyczałam z tego wszystkiego na cały głos, ledwo kontaktując z resztą świata. Byłam otoczona bańką z cegły, która dzieliła mnie od innych. Mogę tylko przypuszczać co się wtedy działo. Zareagowała jako pierwsza babcia. Podbiegła do mnie i z pewnością mnie przytuliła. Zapytała co z jakimiś tabletkami dla mnie. Oni odpowiedzieli że nie wiedzą. Babcia zaczęła powoli panikować, ale próbowała zachować zimną krew tak jak zawsze. Nie wiem. Nie mam pojęcia co się działo wokół mnie. Pamiętam tylko swój atak.

Nagle, nie wiem po jakim czasie się uspokoiłam. Siedziałam nieco otępiała, ale chociaż byłam w stanie kontaktować z innymi.

- Melanie? - zapytał niepewnie mój ojciec.

- Muszę do kogoś zadzwonić - szepnęłam i szybko (może trochę za szybko) podniosłam się z fotela. Pobiegłam do bluzy, aby zabrać wizytówkę mojej psycholog. Sprawdziłam w jednej kieszeni - pusto. Zaczęłam się denerwować, że zgubiłam wizytówkę. Nie pamiętałam nawet o tym, że wystarczy abym wygooglowała czerwonowłosą kobietę, a dostane jej numer jak na tacy. Sprawdziłam drugą kieszeń - znalazłam, na co ciężko westchnęłam. Wsunęłam na stopy jakieś kapcie i narzucając na siebie w drodze bluzę, wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na schodkach przed domem, a z kieszeni wyciągnęłam komórkę. Spojrzałam na wizytówkę. Owładnęły mną wątpliwości. Może nie powinnam? Odepchnęłam od siebie tę myśl i wystukałam na wyświetlaczu telefonu numer Charlotte. Usłyszałam kilka długich sygnałów, a następnie miły głos kobiety.

- Charlotte Evans przy telefonie. W czym mogę pomóc?

- Charlotte? - przełknęłam uciążliwą gulę. To ja, Melanie. Czy możemy porozmawiać? Spotkać się? Cokolwiek? Proszę, Charlotte... Jesteś w domu?

- Przepraszam Melanie. Nie mogę teraz rozmawiać. Wciąż jestem w szpitalu. Odezwę się jak wrócę.

Chwilę później po prostu się rozłączyła. Podniosłam się ze schodów i wróciłam do domu. Zabrałam swoją herbatę z salonu i skupiając się na niej całkowicie, poszłam do siebie. Wchodząc do pokoju, potknęłam się o torby i wylałam na podłogę ciepłą herbatę.

- Super - jęknęłam i podniosłam kubek.

Posprzątałam rozlaną herbatę, rozpakowałam zakupy i rzuciłam się na łóżko. Dopiero wtedy zorientowałam się, że to nie jest moje łóżko. Spojrzałam na nie i właśnie wtedy zauważyłam, że to łóżko jest starym łóżkiem Nicodema. To najprawdopodobniej jedyna rzecz, która po nim pozostała...

Nie wiem nawet kiedy zasnęłam.

***

Brakujący elementWhere stories live. Discover now