08 | rise and fall

3.7K 347 204
                                    

ᴡᴀᴛᴄʜ ᴛʜᴇᴍ ᴀʟʟ ʟɪᴇ ᴅᴏᴡɴ...

- • -

Nieufnie szła za mną, a ja starałem się wyglądać, jakbym był tego pewien. Przyjmijmy optymistyczną wersję, że byłem.

Nie zdążyła zaprotestować, kiedy objąłem ją w pasie. W głowie wypowiedziałem formułkę, którą tak często niegdyś powtarzałem (piękne czasy), i modliłem się do jakiś pradawnych mocy, by cała ta szopka nie poszła na marne. Musiałem chociaż sprawiać wrażenie, że wiem, co robię. I nie dawać jej pretekstu do zakochania się we mnie, co chyba graniczyłoby z cudem - straciłem nawet powodzenie u kobiet.

Zaklęcie teleportujące zadziałało, co śmiało mogę uznać za mój pierwszy duży sukces na tej nędznej planecie jako jeden z nich - nędznych śmiertelników. Usiłowałem nie okazywać zdziwienia; nie dam po sobie poznać, że mam z tym mały... problem. Odkąd zostałem zesłany do Midgardu, wszystko szło nie tak, jak powinno, w tym moja magia. Odebrano mi wszystko, a to było zdecydowanie najgorsze. Jedyna rzecz, w której to ja byłem dobry, przestała mieć znaczenie. Okej, były jeszcze żarty, intrygi i seks, nawet bardzo dobry seks, ale w tej chwili to bez znaczenia.

- Co to było? - wykrztusiła z siebie, przytrzymując się mojego ramienia.

- Zwykły teleport. - Zapomniałem, że dla zwykłych ludzi to dość... dziwne. Oczywiście, bo przecież znikanie i pojawianie się w zupełnie innym miejscu to codzienność.

Postanowiłem dalej ją podtrzymywać, by nie upadła. Tylko po to, rzecz jasna.

- Nie rób tego więcej - poprosiła.

Miałem nikłą nadzieję, że mówiła o teleportowaniu, a nie trzymaniu. Trzymanie mi się całkiem podobało; cholera, nie powinno. Chyba się pogrążam, może już zacznę kopać sobie grób.

Rozejrzała się po miejscu, w którym się znaleźliśmy. Drzewa pokryte coraz większą ilością wielobarwnych liści mieniły się w blasku porannego słońca. Zapach lasu wdzierający się do nozdrzy, inny niż w Asgardzie, ale równie cudowny.

Widziałem, jak oczy jej błyszczą. Uśmiechnąłem się na ten widok, jednak na tyle skrycie, by nie zaczęła podejrzewać, że mi na tym zależało. Nie zależało. Nie powinno. Dobra, zależało, mimo że nie powinno. Musiałem po prostu się jej jakoś odwdzięczyć za to, co dla mnie robiła. A robiła bardzo dużo, chociaż nie musiała. Mogło się wydawać, że tego nie dostrzegałem, że to nic dla mnie nie znaczy. Ale nie jestem aż tak wyprany z uczuć i niewdzięczny, jak o mnie mówią.

Zrobiła kilka kroków do przodu, podczas gdy ja stałem w miejscu, zupełnie jakbym nagle przestał umieć chodzić. Loki, proszę cię, zacznij wreszcie myśleć. Albo może nie myśl, bo ci nie wychodzi.

Uśmiech wciąż widniał na jej ustach, gdy odwróciła się w moją stronę.

- Idziesz?

Kiwnąłem głową, zmuszając się do kroku w przód. Szliśmy obok siebie w milczeniu i, choć wstyd się przyznać, odczuwałem silną potrzebę objęcia jej. Silniejszą niż rzucanie naczyniami. Swoją drogą polecam, bardzo odstresowujące. O ile przytulanie nie byłoby lepsze. Zresztą, co ja tam wiem? Nie posiadam szczególnej wiedzy o jakiś pozytywnych emocjach. Powiedzmy, że nie byłem dobry w relacje międzyludzkie. Nigdy nawet nie byłem w poważnym związku. Żadna nie wytrzymała ze mną dłużej niż trzy noce. Ciekawe czemu.

ILLUSION        ❪ loki laufeyson ❫ ✓Where stories live. Discover now