Rozdział 11

1K 118 8
                                    

-Co...?- tylko to przeszło Ci przez gardło. 

-No widzisz, przeszłość potrafi dosięgnąć nawet po latach- wysyczała.- W każdym bądź razie rok wystarczył. Z resztą, dokładnie tyle wystarczyło mi, żeby cie znaleźć. Nie było trudno poznać twojego trybu życia. 

-Wiesz, że nie miałam raczej wyboru- powiedziałaś na tyle głośno, na ile pozwalał Ci ból noża powoli wżynającego się w Twoje gardło.

-Oczywiście, że miałaś. Było milion innych dróg, ale ty wybrałaś tą. Niestety, okazała się błędna- korzystając z tego, że cały czas nadawała, chwyciłaś ją za rękę i trochę odciągnęłaś.- Nie kłopocz się. Nie ma szans, że się wyrwiesz. Nie bez powodu mam kartę stałego klienta na siłowni. 

-To było słabe- mruknęłaś, wzrokiem szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. 

-Spokojnie, już więcej tego nie usłyszysz.- oddaliła trochę nóż, by wbić go w Twoje gardło, ale ponownie udało Ci się go zatrzymać. 

-Podobno ostatnie, jaki zmysł traci człowiek to słuch- próbowałaś grać na czas. Widziałaś, że Jack był na prawdę na czymś skupiony, więc swoją niedoszłą zabójczynię próbowałaś czymś zająć. 

-Nie przeciągaj rozmowy- mruknęła zirytowana.- I nie odwlekaj swojej nieustronnej śmierci. Za chwilę coś może nam przeszkodzić. Z resztą, nie lubię deszczu. 

-Przynajmniej się zahartujesz!- siliłaś się na radosny ton, pomimo sytuacji. Uniosła nóż, ale znowu nie pozwoliłaś się trafić- Może zagramy o moje życie w karty? Dam ci fory. 

-Koniec tego!- Krzyknęła zdenerwowana Twoimi zagraniami.- Zabiłaś mojego brata i jego kolegów! Nie masz prawa nawet prosić o litość!- Ścisnęła Twoje ramiona i obróciła przodem do siebie.- Gdybyś chociaż żałowała, to może dogadałybyśmy się, ale w takim wypadku...

Cień, trzask, jęk i ciało padające na ziemi. Odsunęłaś się, by Marika mogła pobrudzić ubranie od błota. Tuż nad nią, z wielkim konarem w dłoni, stała Anna. Ciężko dysząc, kopnęła ciało dziewczyny i splunęła pod jej nogi.

-Nie w moich przyjaciół, ściero- powiedziała, po czym popatrzyła się w Twoją stronę.- O, hej (imię). 

Wpadłyście sobie w ramiona. Anna miała na głowie parę rozcięć i siniaków, ale nic poza tym. Z Twoją szyją nie było tak źle, gdyż nie zdążyła drasnąć Cię na tyle mocno, by wyrządzić Ci jakieś poważne rany.

Gdy się od siebie oddaliłyście, inne ramiona objęły Cię od tyłu. Westchnęłaś zadowolona. Deszcz zmył częściowo jego makijaż. Anna, mimo, że w pierwszej chwili była zaskoczona, potem szeroko się uśmiechnęła.

-A więc tym zajmuje się twój chłopak- zadziała się wprawiając Cię w osłupienie.

-Tylko tyle? Nie będzie żadnych krzyków? Nie zaczniesz na mnie wrzeszczeć?- spytałaś odwracając się w stronę Jokera i delikatnie go obejmując.

-Niee, Marika, nim mnie porwała, próbowała nastawić mnje przeciwko tobie zdradzając twoje tajemnice, o których mi nie mówiłaś. Gdy zobaczyła, że to nie działa, zdecydowała się na ostrzejsze środki- wskazała palcem na rankę na czole.

-Wiesz, bałam się jak zareagujesz...

-Było minęło. Teraz mamy inny problem. Jak mamy zamiar się stąd wydostać?

-A to, drogie panie, zostawcie mi- powiedział Jack.-Ale wejdźcie pod daszek bo pada.

Nim odszedł, podarował wam swój płaszcz, by choć trochę Cię rozgrzać. Marika była mocno znieczulona przez Annę, dlatego wyciągnęłyście ją pod dach.

-To jak, co teraz robimy?- spytała Twoja przyjaciółka.

-Proponuje poczekać na Jack'a i odsapnąć po tym dniu.- powiedziałaś wdychając przyjemny zapach swojego chłopaka wydobywającego się z płaszcza.

Joker x Reader 2Where stories live. Discover now