1.

274 32 41
                                    

Do książki powstał piękny zwiastun, ale z nieznanych mi przyczyn nie mogę go wstawić tutaj :/ Ale nie bój nic, bo jest on w książce pod tytułem "zwiastuny". Wystarczy kliknąć w profil Anonimka123, a później w jej książkę. 10 rozdział to ten zwiastun.

Szedłem po wybrzeżach miasta Nevady. Mogłem wtedy choć trochę odpocząć od całego tłoku miejskiego panującego w samym centrum miasta.

Ja mieszkam na tak zwanych obrzeżach miasta. Są tutaj domki jednorodzinne, brak tłoku miejskiego, jest dużo trawiasto-skalistych terenów. Cieszyłem się, że mieszkam w takim miejscu z prostej przyczyny, gdyż nie lubiłem nigdy takiego ruchu w mieście. Wolałem jednak spokój i ciszę, która charakteryzuje tę część.

Szedłem rozmyślając na chyba wszystkie możliwe tematy. Przyglądając się krajobrazowi na pół skalistemu, a na pół trawiastemu. Ponoć niekiedy pędzą tutaj stada "dzikich" koni, w skrócie mustangi. Ja niestety nigdy nie miałem takiego szczęścia je zobaczyć. Marzyło mi się to. Bardzo lubię konie, a zwłaszcza mustangi. Podoba mi się to w nich, że są silne, mają piękną postawę, a w ich oczach kryje się tyle tajemniczości oraz, że są wolne. Mogą robić co chcą.

Chwilowo musi mi wystarczyć tylko oglądanie jak ja je nazywam "wolnych aniołów" w internecie. Na okrągło szukam różnych informacji na ich tamat. Już chyba prawie wszystko o nich wiem.

Z nadzieją wpatrywałem się w głąb krajobrazu, niestety nie było "wolnych aniołów".

Nie spocznę dopuki ich nie zobaczę.

Zaczęło zachodzić słońce. Niebo było najładniejszego koloru jakiegokolwiek mogło być niebo, czyli czerwone.

Uświadomiłem sobie, że muszę iść do wujka. Każdego dnia chodzę do niego. Mój wujek - Karlos ma osiem koni, przy których mu pomagam. Niestety to nie mustangi tylko czystej krwi arabskiej. Sądzę, że również są pięknymi końmi.

Idąc szybszym tępem kierowałem się w stronę domu wujka. Nagle jakieś auto zatrzymało się koło mnie.
- Hej młody! Podwózka do mnie? - spytał znajomy mi głos
- Hej wujek! Pewno, że tak! - opowiedziałem. Po czym otworzyłem drzwi i czym prędzej zasiadłem po stronie pasażera. Poczułem tę okropną woń, która zawsze się utrzymuje w tym aucie, mianowicie papierosy. Mój wujek nauczył się palić w aucie, a mi to strasznie śmierdzi. Jak zawsze odpalił papierosa i otworzył okno, ale to i tak nic nie dało.
- Wujek nie możesz wytrzymać tych pięciu minut drogi do domu bez fajki? - spytałem lekko poirytowany
- Nie, nie mogę - kolejny raz zaciągnął się
- Śmierdzi mi to - jęczałem
- Masz prze to okno otwarte - uniusł brew
- Ale to i tak nic nie daje! - powiedziałem zgodnie z prawdą
- Ku*wa ty chłop czy baba?! - zdenerwował się
- O co ci chodzi?! - warknąłem
- O to chodzi, że zachowujesz się jak baba! Ja w twoim wieku już dawno paliłem - przyznał
- Ciekawe... W wieku siedemnastu lat tak? Ciekawe kto ci kupował! - cwaniaczyłem się
- Ty młody nie pyskuj! Miało się to kilka sprawdzonych sposobów. Mi by było wstyd na twoim miejscu nie palić - dalej się kłócił
- Wiesz moim zdaniem powinieneś mi wmawiać, że mam się trzymać z daleka od tego niż namawiać do tego - powiedziałem
- Nie bądź baba! - warknął
- Dobra! - krzyknąłem. Wyjąłem z jego ust papierosa i wziąłem ja do buzi. Zaciągnąłem się. Poczułem miętowy smak, chęć zwymiotowania i strasznie mnie to zaczęło dusić. Tak jakby swędziało mnie to w gardle. Momentalnie zacząłem kaszleć.
- Tak młody ty się jeszcze musisz nauczyć dużo rzeczy... - pokręcił głową
- Zadowolony?! - spytałem ze sarkazmem
- Bardzo! - rzucił i wysiadł z samochu, gdyż dojechaliśmy na mini ranczo mojego nieodpowiedzialnego wujka.

Wsiadłem z auta i od razu poszedłem do stajni. Zauważyłem, że w boksie nie ma ani jednego konia. To znaczyło, że są na padoku. Podszedłem do haczyka wiszącego na drewnianej ścianie stajni i wziąłem zawieszoną na tym smycz.

Udałem się na padok. Podeszłem spokonie do Barda. Był to brązowo - czarny koń czystej krwi arabskiej. Zapiąłem smycz do kantaru i spokojnie wyszedłem z nim z padoku. Delikatnie gładząc go po szyi.

Wyprowadziłem go z trawy wprost na beton. Jego kopyta uderzały o podłoże, powstał dźwięk. Lubię te dźwięki - uderzający koń kopytami o beton.

Zaprowadziłem go przed stajnię i tam zawiazałem go o drewnianą belkę. Udałem się po różne szczotki i grzebienie do pielęgnacji. Gdy wszystko co było mi potrzebne miałem, zacząłem kolistymi ruchami "jeździć" po jego brzuchu, następnie po grzbiecie. Gdy skończyłem tę czynność zacząłem drugą - czesanie grzywy i ogona. Później wziąłem się za oczyszczanie kopyt.

Po podstwowej pielęgnacji poszedłem po derkę i po siodło. Starannie je założyłem, a później założyłem wodze.

Ja sam ubrałem kask i weszłem na konia. Wyjechałem z podwórka wujka i udałem się we stepie w stronę łąki. Gdy koń i ja byliśmy już trochę rozgrzani galopowaliśmy.

Galop jest taki magiczny. Bezgranicznie musisz ufać swojemu koniu. Twój jeden błąd może doprowadzić do katastrofy. Także jazda konna jest niebiezpiecznym sportem, ale i bardzo pięknym.

Jeździliśmy tak bez końca. Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. Trzeba wracać spowrotem do domu i pomóc wujkowi zaprowadzić wszystkie konie do boksu.

#####################
To moja pierwsza książka. Mam nadzieję, że się podobał pierwszy rozdział. Piszcie w komach. ;-)

Niw zapomnij o zwiastunie!

Wolne Anioły Où les histoires vivent. Découvrez maintenant