Epilog

45 15 4
                                    

*narrator trzecioosobowy*

Dziś dzień pogrzebu Alana. Ojciec stał i patrzył na górkę ziemi, a na niej wiązki kwiatowe. Rodzina i przyjaciele pomału odchodzili z miejsca pochówku. Lecz on nie umiał odejść. Dręczyły go potworne wyrzuty sumienia, że nic nie wiedział o tym jak jego syn cierpiał.

W kościele trumna z ciałem Alana była otwarta. Wokół jego szyi była czerwona hustka by zakryć siniak powstały w wyniku powieszenia. Lewa ręka była opatrzona w bandaż by zakryć rany cięte.

To właśnie sam ojciec i prawdziwy przyjaciel Alana - Tommy najbardziej to przeżywali.

Do załamanego ojca podeszła jego siostra, która przed wielu laty wyjechała gdzieś do Azji.

Położyła dłoń na jego ramieniu i powiedziała.

- "Nie rozumiem samobójców, bo żeby żyć trzeba mieć odwagę, a samobójcy to tchórze (~sala samobójców)" - westchnęła

- Alan to nie tchórz - odtrącił jej dłoń - Żeby się zabić trzeba mieć odwagę! Tą cholerną odwagę, którą Alan miał! Nie nazywaj go tchórzem!

Odszedł do domu. Nie miał nawet siły, żeby iść na stypę. Obiecał sobie i Alanowi i żonie, że wujek zapłaci za to kiedy tylko będą dowody. Swoją drogą wujek nie przyszedł na pogrzeb.

Wolne Anioły Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz