5. Dalsza wędrówka

26 1 0
                                    

   Gdy się obudziłam było popołudnie. Mike stał obok mnie i wertował jakąś książkę.
 Już byłam pewna, że wszystko mi się przyśniło kiedy chłopak cicho powiedział:

- Dziękuję. Uratowałaś mi życie.

- A więc to nie był sen?

- Nie. Z całą pewnością nie.

Zapadła chwila ciszy.

- A gdzie jest ten chłopak?- Zapytałam.

- Jaki chłopak?

Mike wydawał się być szczerze zdumiony.

- Taki brunet. A zresztą nieważne...- TO było dziwne.

- Byłaś nieprzytomna parę godzin. Wcześniej napotkaliśmy te mordercze kwiaty. Nie było żadnego chłopaka.- Popatrzył na mnie dziwnie.- A pro po tych kwiatów... Jak to zrobiłaś?

- Ale co?- Odparłam zdezorientowana. Ciągle byłam myślami przy tajemniczym brunecie.

- No wiesz... Ta przemiana w orła... To było coś.- Popatrzył na mnie bijąc się z myślami.- A poza tym... Myślałem, że tylko niektórzy krewni mojego wuja tak mogą. W końcu naszym świętym zwierzęciem jest właśnie orzeł.

- Nie rozumiem.

- To patrz.

Jego kształt zaczął się zmieniać. Rozwinął skrzydła, zrobił parę okrążeń nad lasem i wylądował na ziemi, wracając do swojej pierwotnej formy.

- Teraz rozumiesz?- Zapytał.- Musisz być jedną z nas. Może ktoś z twoich dalekich krewnych miał jakiś związek z naszym stowarzyszeniem? A może...

- Zaczekaj!- Przerwałam mu.-  Jakie stowarzyszenie? O co ci chodzi?

- OK, wyjaśnię ci to. Tylko szybko, bo będziemy iść po ciemku. Zobacz, już zachodzi słońce.- Pokazał ręką za horyzont, gdzie linia krwistoczerwonego słońca znikała coraz bardziej.

- Jaki piękny zachód...- Westchnęłam.- Zaraz, za chwilę zrobi się ciemno! Musimy się schować!

- Hej, zaczekaj! I tak już nie zdążymy znaleźć przyzwoitej kryjówki  zanim zapadnie zmierzch. A do tego lasu chętnie nie wchodzi żadne stworzenie...- Pokazał ręką na mroczny i opuszczony stary las, znajdujący się tuż za nami.

Rozglądnęłam się rozpaczliwie.

-O! To będzie idealne!- Podbiegłam do kamiennej groty stojącej kilkanaście metrów obok. Odsunęłam stękając zamszone wejście i zaglądnęłam do środka. W normalnych okolicznościach nigdy bym tam nie weszła: wszędzie leżały porozrzucane gałęzie i były powieszone niezliczone ilości pajęczyn. A ja się bałam pająków. Ale nie było czasu o tym myśleć. Na zewnątrz już prawie zupełnie zrobiło się ciemno.

- Jesteś pewna że chcesz tu spać?- Do groty wszedł Mike.

- Tak, na 100%.- Zasymulowałam ziewnięcie.- Chyba idę już spać.

- Ale...

- Dobranoc!- Krzyknęłam i błyskawicznie zatrzasnęłam grotę. W samą porę. Przemiana już się zaczęła.

  ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

   Tym razem, ku mojemu zdziwieniu, przemiana była wyjątkowo długa i bolesna. Gdy się skończyła, podeszłam do szpary popatrzyłam jak Mike buduje jednoosobowy szałas. Gdy skończył już niemalże zasypiałam na siedząco. Na szczęście bardzo szybko usnął, więc mogłam na chwilę wyjść, pooddychać świeżym, nocnym powietrzem. Popatrzyłam na księżyc. Dziś znów była pełnia. Ale zaraz... Przecież to niemożliwe! To oznacza, że minął już miesiąc od tej pamiętnej nocy, kiedy moje życie obróciło się do góry nogami. Miesiąc, od kiedy jestem wilkołakiem. Popatrzyłam na milczący, ciemny las. Gdy na niego patrzyłam, czułam strach. Miałam przeczucie, że nie powinniśmy tam wchodzić. Ale to była jedyna droga do maga. Jedyna droga do wolności. Może w ciągu dnia będzie lepiej... Odwróciłam się i weszłam z powrotem do ciemnej, zatęchłej groty, udając się spać. Jednak długo nie mogłam usnąć. Słyszałam w oddali wycie wilkołaków i szelest drzew przypominający śmiech. Gdy tylko patrzyłam na pełnię księżyca, czułam zew. Zew wilkołaków. Zew wolności. Jednak oparłam się pokusie. Odwróciłam się na drugą stronę i przez następne godziny usiłowałam usnąć. Gdy wreszcie ukołysał mnie szum wiatru było grubo po drugiej w nocy.

   Zza drzew wyszedł wielki stwór. Przyglądnął się obozowi i zaczął wydawać z siebie klekoczące dźwięki, jakby wysyłał wiadomość. Potem nie atakując wrócił do lasu. Jego dziwny, przerażający śmiech towarzyszył jeszcze wschodowi słońca, które wzeszło nad dolinę  parę godzin później, oświetlając porozrzucane kości zwierząt magiczne wsiąkające w ziemię. W ich miejsce wyrastały odurzająco pachnące kwiaty układające się w dróżkę znikającą gdzieś w głębi lasu i wabiącą kolejne ofiary na pewną śmierć.

Pod skrzydłami nocyWhere stories live. Discover now