Strona czternasta

565 32 6
                                    

Weekend tak jak obiecałam, spędziłam z rodzicami. Było... Dość przyjemnie. Musiałam usprawiedliwić Justina, który nie raczył pojawić się w domu. Jednogłośnie poparli go. Richard Steele był dumny z przyszłego zięcia, który gorliwie planował przyszłość, w której będę uczestniczyć. Właśnie tato... Będę uczestniczyć. Justin w minimalnym stopniu uwzględniał mnie w swojej przyszłości. Uważał nas związek za obowiązek. Dzięki mojej osobie nikt nie mógł mu zarzuć czegokolwiek. Zadbał o wszystko. Dom, narzeczona i praca. Innym wątkiem były dzieci, z którymi nie śpieszył się. To mężczyzna, który z każdej szufladki wyciąga swój nowy dzień. Wszystko dopięte na ostatni guzik, idealnie przyozdobione, aby tylko mieć pewność, że nic go nie zaskoczy. Gdzie w tym wszystkim byłam ja? Na samym dnie tej półki. Wyjściem koniecznym.

Z Harrym nie miałam kontaktu od minionego wieczoru w mieszkaniu Grace. Po tym jak powiedział o swoim wyjeździe, odetchnęłam z ulgą. Było mi to na rękę, nie musiałam martwić się nad konsekwencjami, a dodatkiem był spokój od mężczyzny. Wmawiaj sobie.

– Cześć Jeann. – W moim gabinecie pojawił się zielonooki. Przywołałam wilka z lasu. – Chciałem sprawdzić czy u ciebie wszystko w porządku.

– Jak tutaj wszedłeś? – jęknęłam.

– Podziałał na sekretarkę mój urok osobisty – uśmiechnął się łobuzersko, a mój żołądek zacisnął się. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego wszystko szło mu tak gładko. – Martwiłem się. Po ostatnim spotkaniu wybiegłaś tak nagle, nie dałaś mi nawet niczego wytłumaczyć.

– Harry... – Podniosłam się ze skórzanego fotela. – Nie musisz mi niczego tłumaczyć, cieszę się, że wyjedziesz. – Uśmiech, który jeszcze przed chwilą rozpromieniał jego buzię, zniknął. Nie powiedziałam mu niczego, czego już by się nie domyślał. Nie zależy mi na relacji z brunetem, nie zniszczę kilkuletniego związku z Justinem. Straciłabym za wiele. Przywykłam już dawno do ułożonego życia z Lee, nawet, jeśli miałoby mnie to kosztować brak zainteresowania.

– Jak minął ci czas z rodzicami? – Odpędził wszelkie myśli. Strzepał niedogodności jednym ruchem, aby tylko nie dać po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób moje słowa go ruszyły. Niechętnie spojrzałam na niego. – Justin dał radę urwać się z pracy? – Tym razem uśmiechnął się fałszywie, lecz kontynuował – Nie rozumiem go... Traci tak piękną i inteligentną kobietę na rzecz swojej nudnej pracy.

– Styles... – Tupnęłam nogą, jakbym tym sposobem miała go przekonać, że nie powinien tak wypowiadać się na temat mojego narzeczonego. – Nic nie traci.

– Kiedyś sama to zaakceptujesz – Puścił mi oczko, wstając z kanapy. – I lepiej zbieraj się... – Spojrzał na zegarek. – Za dwadzieścia minut rozprawa w sprawie śmierci Harriet Jonson.

Nerwowo omiotłam wzrokiem swoje biurko, na którym miałam dostępne jak i potrzebne dokumenty w tej sprawie, a z wieszaka chwyciłam swoją togę. Byłam spokojna. Rozprawa takie jak te były dla mnie tylko formalnością, gdy w walizce czekały obfite dowody. Mężczyźni, którzy dopuścili się zbrodni dostaną srogi wyrok, nie mogłabym pozwolić, aby zrobili to ponownie. Odkąd tylko sprawa ujrzała światło dzienne, w miasteczku huczy. A ja, gdy tylko uporam się z tą sprawą, będę o krok bliżej swojego awansu. Potrzebowałam go, nie tylko ze względu spełnienia, ale ze względu na Harrego, który sobie odpuści. Ciągle tylko Harry i Harry. Zmień płytę, kochanie. Ugh... Daj spokój.

– Jeannette Steele, nie spieprz tak błahej sprawy. – Roześmiany Dash Benson puścił mi oczko. Wzdrygnęłam się. Nie potrzebowałam niepotrzebnych konfrontacji. Zbędne były pomówienia.

– Nie przejmuj się nim, Jeann... – Sierżant Reffetly objął mnie ramieniem. Był tutaj jednym moim sprzymierzeńcem. Lubiłam go. – Benson to palant. – Zachichotałam melodyjnie. Miał rację, nie powinnam dodawać sobie kolejnych spekulacji. Mam sprawę do wygrania. Nie dam Dashowi wyprowadzić mnie z równowagi, nie uda mu się.

Shelter  || Harry Styles || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now