Rozdział 29

921 84 19
                                    

Obudziłam się z cholernym bólem głowy. Podniosłam się na łokciach rozglądając po pomieszczeniu. Znajdowałam się w jakimś starym pokoju, który mi coś przypominał. Zsunęłam się z łóżka wstając na nogach z trudem. Podtrzymałam się ręką szafki uważnie badając otoczenie wokół mnie i każdą rzecz znajdującą się w tym pokoju. Ewidentnie czułam, że już tutaj kiedyś byłam.

Poczułam jak robi mi się słabo, wiedziałam dobrze co to za miejsce. To domek w lesie w którym zginął Jacob starając się bronić mnie przed Geraldem. Czując jak mój oddech niebezpiecznie przyspiesza podeszłam szybkim krokiem do okna odsuwając firanę. W oknach oprócz szyb zostały wstawione kraty, które uniemożliwiały mi wyjście. Musiał wszystko mieć już wcześniej zaplanowane bo przecież do tego domu nikt nie zaglądał. Zacisnęłam mocno usta czując jak moje dłonie powoli zaczynają się trząść a głos łamać. Nie wiedziałam gdzie jest Justin, Isaac. Byłam tutaj kompletnie sama bez żadnej możliwości ucieczki

Zamek w drzwiach przekręcił się a ja spojrzałam w stronę dochodzącego do mnie dźwięku. Do pokoju wszedł nie kto inny a Gerald. Spięłam się cała w środku uważnie na niego patrząc. Moj mózg nie do końca wiedział czy to sen czy jawa. Moje ciało zupełnie nie grało z moim mózgiem. Czułam się jakbym była rozwalona na kawałki nie do końca wiedząc co robię lub co mówię.

-Wypuść mnie.-powiedziałam stanowczo patrząc na niego.

-To ty chciałaś mnie odwiedzić, będę bardzo urażony, że tak szybko chcesz wyjść.-położył dłoń na klatce piersiowej udając urażenie. Oblizałam przesuszone usta.

-Jesteś pierdolonym psychopatą.-syknęłam patrząc na niego z obrzydzeniem. W odpowiedzi usłyszałam jego śmiech, gdy siadał na łóżku. Oparł się dłońmi o materac patrząc na mnie. Przez chwilę po prostu mi sie przyglądał a ja nie odzywałam się.

-Czekaj, czekaj.-zamyślił się. -To ty wbiłaś ze swoimi ludźmi do mojej posiadłości w pełni uzbrojona planując moje morderstwo. I kto tu jest psychopatą złotko?-posłał mi jeden ze swoich wrednych uśmieszków.

-Gdybym miała wymieniać co ty zrobiłeś życia by mi nie starczyło.-przechyliłam głowę patrząc na niego. Gerald wstał z łóżka nie odrywając ode mnie wzroku i zaczął iść w moim kierunku. Zatrzymał się dopiero wtedy kiedy nasze ciała dzieliło kilka centmetrów a ja o dziwo nie bałam się go tylko dzielnie patrzyłam mu w oczy. Patrzyłam w oczy, które kiedyś kochałam i chciałam by ten widok budził mnie każdego ranka.

-Nie stęskniłaś się za mną chociaż troszeczkę?-usłyszałam ciche mruknięcie wydobywające się z jego ust a jego ręka przejechała po moim policzku powoli.

-Brzydzę się tobą.-wyszeptałam powoli nie odrywając od niego wzroku tak by dotarło to w końcu do niego. Na twarzy Geralda pojawił się usmiech. 

-To też jakieś uczucie.-odsunał się ode mnie biorąc swoją dłoń. Odwrócił się idąc w stronę drzwi by wyjść z tego pokoju i znowu zostawić mnie samą.

-Co z Justinem?-zapytałam szybko patrząc na jego plecy. Gerald zatrzymał się i odwrócił głowę w moją stronę.

-Spokojnie niedługo zobaczysz się z nim, muszę tylko wszystko przygotować.-odwrócił się otwierając drzwi i spojrzał na mnie ponownie. -Z Isaac'iem też się zobaczysz.-powiedział i wyszedł.

Zacisnęłam usta zastanawiając się nad jego słowami. Nie chciałam myśleć o najgorszym, ale tak było. Podeszłam do łóżka siadając na nim i przejechałam dłonią po twarzy starając się zatrzymać nachodzące dooczu łzy, ale nie dałam rady. Po chwili rozpłakałam się z bezradności siedząc na łóżku i trzęsąc się z emocji. 

To było stanowczo za dużo na mnie. Dlaczego nie mogłam byc normalną kobietą, która ma chłopaka i studiuje w mieście dorabiając w jakieś kawiarni. Musiałam się wjebać w jakieś gówno po czasie tracąc ważne dla mnie osoby jak Jacob czy Nathalie, która nie chce ze mną rozmawiać od czasu pogrzebu Jacoba. Tak bardzo potrzebuję jej właśnie w tej chwili by mnie przytuliła mówiąc, że wszystko będzie dobrze mimo, że to była nieprawda. 

Położyłam się na łóżku czując każdą deskę wbiającą się w moje obolałe ciało. Zamknęłam oczy uspokajając oddech.

Wszystkie kształty budynków były przechylone, zniekształcone, brakowało im konturów. Zamrugałam rozglądając się dookoła by myśleć w miarę trzeźwo.

-Skarbie wszystko okej?-Justin ścisnął moją dłoń z lekkim uśmiechem. -Idziemy tylko po odbiór wyników badań krwi, nie panikuj.-pogłaskał kciukiem moją dłoń. Pokiwałam tylko głową wchodząc do ośrodka zdrowia i skierowałam się do recepcji. Miejsce to było pełne starych ludzi, którzy oglądali się za mną, gdy przeszłam obok nich. Justin szedł obok mnie trzymając czule moją dłoń.

Podeszłam do recepcji patrząc na kobietę siedzącą za biurkiem. Podniosła na mnie wzrok przeszywając mnie swoimi ciemnymi, prawie czarnymi oczami. 

-Tak?-zapytała a od jej głosu przeszły mnie dreszcze po kręgosłupie. I nie były to przyjemne dreszcze. 

-Przyszłam po winiki badań krwi.

-Nazwisko?

-Crispo.-chrząknęłam, gdy kobieta zaczęła grzebać w koszyczku pełnym kartek. Po chwili podała mi kartkę z wynikami a ja spojrzałam na nią marszcząc brwi analizując ją dokładnie.

-Przepraszam, ale to nie mogą być moje wyniki.-podsunęłam jej kartkę z powrotem a kobieta przeniosła na nią wzrok przyglądając jej się.

-Ależ oczywiście, że te są pani. Gratulacje, jest pani w ciąży.

Obudził mnie zamek przekręcany w drzwiach. Podniosłam się gwałtownie na łokciach patrząc w stronę drzwi. Do pokoju wszedł Gerald.

-Justin i Isaac już czekają, chodź.-uśmiechnął się do mnie.

______________________

Następny rozdział pojawi się automatycznie po uzyskaniu 25 gwiazdek i 15 komentarzy.

I mightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz