Rozdział 30

1.1K 110 61
                                    

Wstałam z łóżka podchodząc do drzwi przy których stał Gerald. Wyszłam z pokoju nie patrząc na niego. Słyszałam jak zamyka drzwi a mój wzrok powędrował w stronę drzwi wyjściowych. Przełknęłam ciężko ślinę na chwilową myśl o ucieczce.

-Nawet o tym nie myśl rozstrzelę ci łeb szybciej niż zrobisz krok w kierunku tych drzwi.-czułam oddech Geralda na moim karku. Pokiwałam delikatnie głową. Położył dłoń na moich plecach pchając mnie do przodu.

-Prosto w te drzwi.-powiedział i ruszyłam we wskazanym mi kierunku.  Jego dłoń cały czas spoczywała na moich plecach jakby upewniając się, że nie zawrócę. Otworzyłam drzwi od kolejnego pokoju i weszłam do środka rozglądając się. Nic tam nie było oprócz starych beczek z winem czy worków z mąką. Słyszałam nawet jak szczury biegają dookoła, ale to się dla mnie w tej chwili nie liczyło. Spojrzałam pytająco na Geralda nie wiedząc o co chodzi a on podszedł do beczek z winem przesuwając je w bok. Spuściłam wzrok na podłogę, gdzie znajdowała się zapadnia prawdopodobnie do piwnicy. Przez moją głowę przeszło tysiąc pomysłów. Może ich tam nie ma? Może on chce mnie tam zamknąć? Albo podpalić dom? 

Gerald chwycił za rączkę i podniósł klapę do góry. Znajdowała się tam drabina prowadząca na dół, ale nie widziałam żadnego światła, więc nie wiedziałam co tam jest. Podniosłam wzrok na Geralda nic nie mówiąc. Tak naprawdę nie wiedziałam co mam powiedzieć, każda chwila była dla mnie szokiem.

-Dalej schodź tam, już na ciebie czekają.-wskazał głową na drabinę prowadzącą w dół. Oblizałam usta i podeszłam stawiając stopę na jednym ze szczebli. Zeszłam kilka w dół by móc chwycić dłońmi drabinę by się nie zachwiać i podniosłam wzrok patrząc na niego. Na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech. Miałam obawy, cholerne obawy, ale robiłam to co kazał bo pewnie skończyłoby się to o wiele gorzej.

Zeszłam po drabinie na dół i zmrużyłam  oczy starając się rozejrzeć po pomieszczeniu, jednak światło z góry dawało dostrzec tylko drabinę i nic więcej.

-No i pięknie, grzeczna dziewczynka.-powiedział Gerald i z hukiem opuścił klapę pozbawiając mnie jakiegokolwiek światła. Rozchyliłam usta przerażona. Przez moment mój głos ugrzązł w gardle, dopiero po chwili zaczęłam krzyczeć.

-Wypuść mnie! Gerald wracaj! Błagam!-czułam jak kolejny raz daje się ponieść emocjom a mój głos zaczyna drżeć. Po omacku starałam się dojść do jakiejkolwiek ściany by znaleźć włącznik od światła.

I w tym momencie światło się zapaliło. Zmrużyłam oczy w szoku jednocześnie z ulgi.

-Nie ruszaj się.-usłyszałam głos Geralda dobiegający z jakiegoś głośnika i spojrzałam w bok w górny róg ściany, gdzie była zamontowana kamera i głośnik.

-No pięknie już nas znalazłaś a teraz spójrz przed siebie i nadal się nie ruszaj.

Słysząc jego głos zastygłam na moment w miejscu dopiero po chwili przekręcając głowę przed siebie. To co zobaczyłam nie śniło mi się nawet w moich najgorszych koszmarach. 

W pomieszczeniu jakieś 6 metrów ode mnie na ścianie były przywieszone za dłonie do haka na suficie dwie osoby. Na głowie miały worki a usta prawdopodobnie zakneblowane bo szarpali się jednak nie odzywając. Ubrania, które mieli na sobie były także identyczne mianowicie ciemne bluzy z długim rękawem i ciemne jeansy. Patrzyłam na to wszystko i nawet nie wyczułam momentu w którym zaczęłam płakać.

-Błagam wypuść nas.-załkałam krzycząc ledwo łapiąc oddech od napadu paniki i płaczu.

-Ależ oczywiście, że to zrobię jak tylko wykonasz zadanie a teraz mnie posłuchaj.-usłyszałam głos Geralda z głośnika. -Dzisiaj zrobiłaś coś bardzo złego wparowałaś do mnie ze swoimi ludźmi chcąc dokonać strasznych rzeczy i po części ci się to udało. Zginęło moich trzech ludzi za to z twoich została ta dwójka. Tak własnie jak słyszysz przed tobą Justin i Isaac.-usłyszałam jego cichy śmiech. Przechodząc do konkretów, chcę byś czuła się jeszcze gorzej. Chcę byś zapamiętała tą scenę do końca. Tym czynem odpokutujesz za to co mi zrobiłaś. Będziesz cierpieć Scarlett.-przerwał na moment a ja wpatrywałam się przed siebie. Podniosłam brudną dłoń do policzka i przetarłam łzy.

-Co mam zrobić?-powiedziałam spokojniejszym głosem.

-Widzisz stolik znajdujący się obok? Leży tam twój pistolet. Sprawa wygląda prosto ich jest dwóch a tylko jeden może wyjść z tobą żywy. Zrobisz to a ja dam ci spokój. Masz dwie minuty.

-A co jak tego nie zrobię?-wymamrotałam spoglądając na pistolet leżący na stoliku. 

-Nad włazem do góry czekają moi uzbrojeni ludzie. Wtedy oni złożą ci wizytę a obiecuję, że nikt z was nie wyjdzie żywy. Śpiesz się.

Podeszłam do stolika niepewnie ujmując w dłoń pistolet. Spojrzałam na Justina i Isaaca, którzy wisieli tym razem już spokojnie nie ruszając się. Każdy z nich słyszał to co powiedział Gerald a ja tak bardzo bałam się tego co muszę zrobić. Spojrzałam na nich uważnie. Byli ubrani tak samo, ale potrafiłam ich rozpoznać. Isaac był znacznie wyższy od Justina, Justin był lepiej zbudowany. Poza tym Gerald nie zadbał o szczegóły. Mianowicie rękaw od bluzy Biebera zsuwał się w dół odsłaniając kawałek wytatuowanej skóry. A może zrobił to specjalnie bym się spostrzegła który jest którym. 

Odbezpieczyłam pistolet na co Isaac zaczął się szarpać ponownie. Czułam jak w moim gardle staje gula. Moje dłonie zaczęły się niemiłosiernie trząść a w oczach stanęły mi łzy. Wszystko co wtedy robiłam wydawało się snem, koszmarem, nie potrafiłam tego połączyć z realistycznymi zdarzeniami. Nie chciałam uwierzyć, że to rzeczywistość, ale tak było. Wycelowałam w jednego z nich zamykając oczy.

-Przepraszam..-szepnęłam i strzeliłam.

________________________

Trochę zagram na Waszych emocjach, mianowicie epilog pojawi się jutro :) 

Dziękuję, że ze mną byliście w tym maratonie, kocham.

Jestem w szoku, że tyle komentarzy było bo myślałam, że za dużo wymagam, ale jednak sie udało.
Osobiście nie lubię wymuszać komentarzy bo głupio się z tym czuję.

I mightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz