Sekret pierwszy

5.3K 690 255
                                    


Wszystkie najlepsze historie miłosne zaczynają się tak samo. Od przypadku. Chciałem to podkreślić, bo czasami sam zapominam, czym jest ta opowieść i czym chciałbym, aby była.

Wracając jednak do głównej myśli i przypadków (z czasem idzie się przyzwyczaić do mojego gadulstwa i roztrzepania), to niesamowite jak wiele zależy od jednej chwili. W jednej chwili możemy mieć dziewczynę, a w następnej ją stracić. Możemy żyć albo zginąć. Możemy uratować komuś życie albo pozwolić komuś zginąć.

Przypadki są zabawne.

Gdyby nie przypadek nigdy bym jej nie poznał.

Nigdy nie poznałbym Alice Blake, która była, jest i będzie mym przekleństwem i darem z niebios jednocześnie. Takie połączenia są niedobre. Są toksyczne. Jak... cóż, powiedziałbym, że jak narkotyk, ale niestety Alice nie była moją prywatną heroiną, a ja nie nazwałbym siebie chorym na umyśle lwem masochistą. Co najwyżej kotkiem. Miłym i puchatym. Tak, odwoływałem się do Zmierzchu. Nie, nie jestem fanem. Tak, czytałem książki. Tak, byłem na filmach w kinie. Trzy razy. Na każdym.

Oczywiście to też jest zasługą przypadku. Przynajmniej tak uważam.

Alice poznałem jeszcze za czasów zbyt wysokiej średniej i nadwagi. Nie miałem wtedy kolegów ani starszego brata (i chociaż to logiczne – nadal go nie mam), który odgoniłby szkolnych oprychów. Przychodzi moment, kiedy trzeba powiedzieć coś wprost, a nie bawić się w eufemizmy. Byłem frajerem. Oczywiście nie według swoich kategorii. Dla siebie byłem ideałem i w sumie to nadal jestem. Po prostu lepiej się ubieram.

Alice zamieszkała w domu po drugiej stronie ulicy w wakacje między szóstą i siódmą klasą. O kupnie wielgachnego domu było głośno w całym Wellington, więc dowiedziałem się o tym od mojej mamy, gdy tylko wróciła z nocnej zmiany. Na wieść o sąsiadce byłem raczej rozczarowany. Potrzebny był mi krzepki chłopak, a nie jakaś panienka w lakierkach i wyprasowanej spódniczce, dlatego nie interesowałem się rówieśniczką.

To był jeszcze czas, gdy dziewczyny dla chłopców znajdowały się w kategorii „fuj, weźcie to stąd".

Nasze pierwsze spotkanie było, jak już się domyślacie, przypadkowe. Sklep spożywczy. Nabiał. Moja mama poznaje jej mamę, ja stoję z boku, szukając mleka, gdy do pani Blake podchodzi wysoka dziewczyna w stroju tenisowym, który znałem z telewizji. Miała ciemne włosy, bladą twarz i ładny nos. Niektórzy chłopcy zwracali uwagi na nogi, tyłek... Ja lubiłem podziwiać nosy. Nosy są stanowczo zbyt niedocenianą częścią twarzy.

Była... ładna. Trochę zbyt wysoka. Trochę zbyt chuda, ale z tym zawsze miała problemy, o czym się zresztą później przekonałem.

– Alice – zwróciła się do niej pani Blake – poznaj Logana.

Dziwna niezręczność, jaka się między nami początkowo pojawiła, była moją winą. Nie przywykłem do serdeczności, którą ona obdarzała ludzi. Nie przywykłem do wesołego uśmiechu na mój widok, a już z pewnością nie przywykłem do Alice Blake.

Przynajmniej nie wtedy.

Nie spędziliśmy ze sobą wakacji. W zasadzie to ponownie spotkałem ją dopiero pierwszego dnia nowego roku szkolnego i to w porze lunchu. Wszyscy o niej mówili. Była nową lalką w domku, więc naturalnie wzbudzała większe zainteresowanie. Fakt, że mieszkała w najdroższym budynku, jaki znajdował się w naszym miasteczku, nie pomagał w byciu anonimową. Plotki pojawiły się niemal od razu.

Moją ulubioną była ta o jej ojcu, który ponoć miał okazać się szefem mafijnej organizacji. Ludzie pytali mnie o pana Blake'a z zainteresowaniem wypisanym na twarzy. Zawsze spoglądali na nią, jakby w ten sposób chcieli się upewnić, czy Alice ich nie słyszy.

Sekret AliceWhere stories live. Discover now