Sekret szósty

2.3K 523 115
                                    

To nie stało się od razu. Skądże znowu. Utrata nadziei zajmuje trochę czasu.

Pamiętam panią Blake, która wyszukiwała w internecie coraz to nowszych lekarzy. Chirurdzy, ortopedzi, rehabilitanci... Kolejne miesiące nie miały być dla Alice odpoczynkiem. Stanowiły pole bitwy, którą wbrew wszystkiemu chciała wygrać.

Zawsze uważałem, że ciężko jest patrzeć, jak ktoś traci nadzieję. Wtedy nauczyłem się jednego. Jeszcze ciężej było samemu ją tracić.

Patrzyłem, jak Alice zmagała się z bólem każdego dnia. Na początku chodziło tylko o ten fizyczny. Bardzo szybko się męczyła, a bez kuli nie mogła też zajść zbyt daleko. Jej sprawność ruchowa została znacząco ograniczona i nienawidziła tego. Bez leków cierpiała, a kiedy je brała, popadała w otumanienie i dekoncentrację. Mimo wszystko z każdym kolejnym ortopedą było tylko gorzej. Z każdym kolejnym wyrokiem zapadała się w sobie, bo to właśnie tym były następne diagnozy. Powtarzanie w kółko tego samego nie bolało jej mniej. Nie uodporniała się. Odcinała sznurki, które wiązały ją z rzeczywistością, odsuwając się od znajomych, odpowiadając na pytania pojedynczymi słowami i wpatrując się godzinami przez okno. Przyjmowała wyrazy współczucia, które sama nazywała kondolencjami z nieobecnym wyrazem twarzy.

– Przecież to prawda. Umarłam, Logan.

Większość powtarzała to, co już wtedy w szpitalu powiedziała moja mama. Pozostali zachęcali ją do rehabilitacji i treningów, ale to wydawało się bez sensu. Alice z całego serca chciała wrócić do dawnego harmonogramu. Josh ponownie zaczął ją odwiedzać, ale widziałem zwątpienie na jego twarzy.

– Uważasz to za dobry pomysł? – spytał mnie któregoś dnia, nim Alice skończyła się rozgrzewać.

Spojrzałem na niego, bojąc się wypowiedzieć swoich myśli na głos. Powinienem być po jej stronie, ale coś w łagodnej twarzy Josha uświadomiło mi, że on też się o nią martwi.

– Nie – odpowiedziałem po chwili zawahania. – To fatalny pomysł. Nie ma kondycji, wysila się, gdy powinna oszczędzać... Co jeśli pogorszy swój stan?

W czerwcu na jednym ze spotkań z Joshem nastąpił kolejny trzask, który tym razem wymagał gipsu i kolejnej operacji. Wtedy też klamka zapadła, a tenis stał się dla Alice jedynie bolesnym wspomnieniem. Obserwowanie tego, jak jej życie się skończyło, sprawiało mi ból. Nie uśmiechała się jak dawniej. Nie chciała rozmawiać z ludźmi. Nie wychodziła im naprzeciw. Zamykała się w pokoju, nie mając ochoty z nikim rozmawiać. Stała się tą dziewczyną, którą ludzie wytykali palcami jako szkolne dziwadło, a w ciszy nadal zachwycała się „Wichrowymi wzgórzami".

– Ta powieść jest okropna – powiedziałem któregoś dnia, gdy zmusiłem ją do przyjścia na treningu Dakoty. Już na wstępie stwierdziła, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać, więc kiedy wyciągnęła książkę nie byłem zaskoczony. Żywiłem nadzieję, że wreszcie się jej pozbyła, ale to chyba nigdy nie miało nastąpić.

– Wiem.

Jej sensem życia stał się Archimedes. Ten kot wydawał się być czasami jedynym powodem, dla którego wstawała z łóżka, o czym zresztą doniosła mi pani Blake.

– Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe bezpośredniości, ale chciałabym cię prosić o pilnowanie jej, Loganie – stwierdziła, gdy wprosiła się na kawę do naszego domu pod jakimś pretekstem. – Od czasu wypadku jest naprawdę źle, nie chce brać leków, a bez nich popada w to otępienie... W ogóle się do mnie nie odzywa, a jeśli już to nazywa mnie kobietą. Nasze relacje nie były dobre od śmierci jej ojca. Przy tobie się nieco otworzyła. Ona na pewno jest w domu, ale ten kocur to prawdopodobnie jedyny powód.

Sekret AliceDonde viven las historias. Descúbrelo ahora