!!!ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZANY!!!
Siedzę na parapecie i ze wszystkich sił staram się nie zasnąć. Nie muszę w sumie próbować. Emocje, jakie mną targają nie pozwolą mi zmrużyć powiek przez jeszcze wiele godzin. Jest praktycznie południe, wykonałam dziesiątki telefonów- Justin, Zac, Justin, Zac i tak na zmianę, mając nadzieję, że któryś w końcu odbierze. Gniotę smartphona w rękach i zaciskam powieki powstrzymując łzy bezradności przed wypłynięciem. Ryan natomiast ciągle nad czymś pracuje- próbuje namierzyć telefony, ostatnie połączenia, wiadomości, cokolwiek, ale nic z tego mu nie wychodzi.
-Mam wrażenie, jakby ktoś wziął młotek i rozpierdolił to szajstwo, żebyśmy ich nie znaleźli jakby się miało coś..
-Nawet tak nie mów.- rzucam mu ostrzegawcze spojrzenie i zamykam oczy. Opieram czoło o zgięte kolana i obejmuję nogi ramionami. Proszę... Proszę tylko, żeby nic im się nie stało.
Dźwięk przekręcających się kluczy w zamku nas paraliżuje. Oboje patrzymy w stronę hallu i zamieramy. Nie wiemy, czego się spodziewać.
-Ju-justin?- szepcze cicho i zrywam się na proste nogi. Odstawiam kubek z herbatą na ławę, odgarniam kosmyk włosów za ucho i powoli ruszam w stronę dobiegających dźwięków. Wtedy moim oczom ukazuje się Bieber. Cały we krwi, z podbitym okiem, rozwalonym łukiem brwiowym, krwawiącymi ustami, trzymającego się za bok.
-O mój boże.- zasłaniam dłonią buzię i podbiegam do niego. Chwytam w ostatniej chwili pod ramię, a on opada z sił. Praktycznie upada. Szybka reakcja Ryana i oboje przenosimy go na kanapę w salonie.
-Nie dałem rady..- mamrocze, trzymając się za żebra. -Kurwa, wyjmijcie mi to chujostwo!- krzyczy, zwijając się z bólu. Biorę apteczkę do ręki i rozcinam szybko bluzę. Moim oczom ukazują się dwie rany postrzałowe, jedna obok drugiej. Odwracam wzrok w drugą stronę i biorę parę głębszych oddechów. Jeszcze chwila, a zemdleję.
-Selena, nasącz ręcznik wodą i przynieś drugi i suchy.- prosi Ryan, a ja posłusznie biegnę do łazienki i biorę ręczniki do ręki. Podaję mu je i kucam przy sofie. Chwytam Justina za rękę i ściskam mocno, dając do zrozumienia, że jestem przy nim.
-On nie żyje.- mamrocze. -Nie żyje, rozumiecie? Ten pierdolony chuj go zabił.- krzyczy, a ja zamieram ponownie. Upadam dupą na podłogę i patrzę beznamiętnie w przestrzeń, próbując przyswoić informację, którą przed momentem usłyszałam. Żartują. Po prostu żartują, przecież zawsze lubili sobie żartować. TO TYLKO KIEPSKI ŻART.
-Jaja sobie robicie, prawda?- mówię tonem porównywalnym do wariatki, która właśnie dostaje ataku.
-Widzisz kurwa, żebym się śmiał? To nie powód do żartów.- syczy Justin. Mrugam parę razy, a życie przelatuje mi przed oczami. Zac nie żyje.
-Ale.. Ale jak to? Co...? Nie, chwila. Jedziemy najpierw na pogotowie. Niech ci to opatrzą.- i wtedy na całe mieszkanie rozbiega się przeraźliwy krzyk mężczyzny. Ryan rzuca nabój na podłogę i aby oszczędzić Biebera od razu wyciąga drugą kulę. Justin zwija się z bólu, a ja zaczynam płakać. Mam dość. Mam tego serdecznie dość, to jakiś pierdolony film.
-Już Bieber, przeczyścimy to i po bólu, stary. Dasz radę.- Ryan bez żadnego współczucia zmusza go do wyprostowania i przemywa rany wodą utlenioną. W odpowiednich miejscach zakłada po 2 szwy i zakłada opatrunek. Robi to jak profesjonalista. Patrzę na twarz szatyna. Biorę butelkę wody i polewam ten suchy ręcznik wodą. Zaczynam przecierać dokładnie jego twarz, co chwilę cicho łkając.
-Tak strasznie przepraszam.- dukam cicho, zaciskając usta w linię. Delikatnie przejeżdżam wzdłuż kości policzkowej i dojeżdżam do brwi. Całuję go delikatnie i wycieram dalej. Ryan w tym czasie kończy zakładać opatrunki i chwile mi się przygląda. Zaciska szczękę i wstaje z sofy. Nie mówi nic, starając się nie rozkleić. Odwraca się na pięcie i idzie w stronę hallu. Nagle zatrzymuje się i uderza pięścią w futrynę, głośno przeklinając. Opieram czoło o bok kanapy i rozklejam się jeszcze bardziej. Unoszę wzrok wyżej i obserwuję, z jakim trudem mężczyzna nabiera powietrza do płuc. Walczył o niego... Do samego końca, widać to po nim. Mógł stracić życie, ale mimo wszystko nie odpuszczał.
![](https://img.wattpad.com/cover/45470852-288-k921197.jpg)
YOU ARE READING
End of the road || JBFF
FanfictionSiedzę w pokoju i słyszę głos gosposi, która informuje mnie o obecności Nata- mojego chłopaka, w naszym apartamencie. Schodzę na dół, witam go jak gdyby nigdy nic, nie spodziewając się konkretnego powodu jego odwiedzin. Siadamy na sofie, a w przecią...