30. Favourite son

1K 120 57
                                    

Gdyby go widział, zapewne patrzyłby się teraz na Ojca. Prawda jest jednak taka, że nie do końca mógł zobaczyć jego fizyczną formę, więc pozostało mu jedynie to, aby swoją uwagę skupić na Maze, której obecność trudno było mu pojąć. Był przekonany, że albo zginęła w walce, albo została odesłana do Piekła wraz z innymi demonami, a tymczasem była tuż przed nim, przy tronie Boga. Nic z tego nie rozumiał.

- O co w tym wszystkim chodzi? - spytał, nieco przerażony. 

Trudno było mu się dziwić - ostatni raz rozmawiał z Ojcem tuż przed tym, jak ten wyrzucił go z Nieba. Nie było zaskoczeniem, że tamta rozmowa nie odbiła się na Lucyferze pozytywnie, a raczej zostawiła swego rodzaju ranę, o której z czasem udało mu się zapomnieć. Aż do tej chwili - wszystko wróciło. Te wszystkie emocje, które targały nim przez tysiące lat - nienawiść, chęć zemsty, ale jednocześnie i strach - wypełniły go na nowo, przez co prawie stracił nad sobą kontrolę. Chciał krzyczeć, nawyzywać go, zaatakować... jednak, ostatkami trzeźwego myślenia, powstrzymał się i zdołał nad sobą zapanować.

- Nie miałem możliwości dokończyć swojego planu wobec ciebie, synu - rozległ się donośny głos, bez bliżej zlokalizowanego źródła. - Ale wygląda na to, że nie musiałem, Samaelu.

Lucyfer wzdrygnął  się, słysząc to imię. O ile za pierwszym razem, gdy Ojciec użył tego imienia, był zbyt zaskoczony, aby się tym zbytnio przejąć, o tyle teraz, dźwięk tego imienia go przeraził. Używał tego imienia, owszem, ale to było przed upadkiem, przed wygnaniem z Piekła. Od tamtego czasu używał innych imion, aż w końcu przybrał imię Lucyfer. A teraz, ponownie słysząc imię Samael, poczuł coś dziwnego. Jakby tęsknotę za tym, co było.

- Co Maze ma z tym wspólnego? - zadał dręczące go pytanie.

- Mazikeen miała w tym swój udział - odparł Ojciec. - Jej celem było sprowadzić cię na Ziemię.

Lucyfer nie wierzył w to, co usłyszał. Spojrzał na Maze zdezorientowany. Faktycznie - to ona pierwsza zaproponowała opuszczenie Piekła, ale...

- Wiedziałaś o tym? - spytał, ale widział, że była równie zszokowana, co on. Nie musiała odpowiadać. Odpowiedź była oczywista.

Nie wierzył w to, że to wszystko zostało zaplanowane tak szczegółowo. Ale z drugiej strony... to wszystko miało logiczny sens. Ojciec musiał przecież wiedzieć, że Lucyfer uda się na Ziemię i dlatego trzydzieści pięć lat wcześniej wysłał Amenadiela, aby pobłogosławił rodziców Chloe, by ta mogła się urodzić. Musiał wiedzieć, że Delilah zginie - inaczej nie poznałby Chloe. To wszystko było jednym wielkim planem. Planem dopracowanym w najdrobniejszych szczegółach.

- Ale jednego nie rozumiem - stwierdził Lucyfer. - Po co to wszystko?

Przez krótką chwilę zapadła cisza, może na kilka sekund, ale ta krótka chwila wystarczyła, aby Lucyfer sam zdołał znaleźć odpowiedź, którą podał mu Ojciec.

- Ponieważ jesteś moim ulubionym synem, Samaelu.

Lucyfer nie wiedział, co odpowiedzieć. Wiedział, że to prawda. Ojciec mógł go zniszczyć po buncie. Mógł mu zrobić wszystko, aby go upokorzyć. A jednak wysłał go do Piekła, a kilka tysięcy lat później dał mu drugą szansę. Nie mogło być na to innej odpowiedzi.

- Problem jednak w tym - kontynuował Bóg. - Że początkowy plan zakładał twój powrót do Nieba, ale w międzyczasie zrozumiałem, że poczułeś się szczęśliwy wśród ludzi.

- Cóż, chyba już nie mam tam po co wracać - wyznał z lekką nutką ironii, jakby mając wrażenie, że to wszystko zostało mu odebrane celowo, z premedytacją.

- Dzisiaj odbywa się pogrzeb Chloe Decker - powiadomił go Ojciec. - Ale obaj dobrze wiemy, że jej duszy tu nie ma. Ani w Niebie, ani w Piekle. Jednak teraz, gdy twoja Matka przestała już być problemem, mogę uwolnić jej duszę.

W Lucyferze obudziła się nadzieja.

- Co masz przez to na myśli? - zapytał, widocznie zainteresowany.

- Mogę sprowadzić jej duszę do Nieba - powiedział, ale Lucyfer wiedział, że było coś jeszcze. Czuł to w Jego głosie. - Mogę też jednak przywrócić ją do życia.

To drugie zdanie zdjęło Lucyferowi kamień z serca. Nikomu się nie przyznawał, ale obwiniał się o śmierć Chloe. Może gdyby zachowywał się nieco inaczej, gdyby operacja zaczęła się kilka minut wcześniej... Mogłaby wciąż żyć.

- Gdzie jest haczyk? - spytał.

- Zostając tu, w Niebie, nie będziesz mógł się z nią tak często widywać. Kontakty aniołów z duszami ludzi są ograniczone i wszyscy dobrze o tym wiedzą... Możesz jednak wrócić na Ziemię, a Chloe powróci do swojego życia. Będziecie mogli spędzić je razem.

- W takim razie oczywiste, że wybiorę opcję drugą - stwierdził, uśmiechając się. - Po co w ogóle pytasz?

- Bo Chloe Decker została zaprojektowana tak, abyś się przy niej zmieniał. Zauważyłeś już, że czyni cię śmiertelnym. Ale to nie tyczy się tylko możliwości zranienia się. Będziesz się przy niej starzał, tak jak starzeją się ludzie.

- To nie ma znaczenia - odpowiedział, bez większego zastanowienia.

- Jesteś pewny tej decyzji? - spytał, z troską w głosie.

- Tak - odparł, a w jego głosie nie było słychać ani odrobiny zawahania. 

- W porządku - odparł Bóg. - Niech więc tak się stanie, Samaelu.

Samaelu?  - zapytał się w myślach Lucyfer. - Może powinienem ponownie używać tego imienia?


Lucyfer zatrzymał się w progu kościoła akurat, kiedy Dan wygłaszał mowę pogrzebową. Detektyw Espinoza od razu spostrzegł Lucyfera, zamilkł i skupił całą swoją uwagę na niespodziewanym gościu. Chwilę później wszyscy zgromadzeni w kościele odwrócili się, aby zobaczyć, na kogo patrzy się Dan. 

Wszyscy wyczuli w nim coś nieziemskiego. Nawet Dan poczuł, że coś się w Lucyferze zmieniło, ale bardziej zaskoczył go wygląd Lucyfera - cały posiniaczony, potarte ubranie... Pierwszy raz widział go w takim stanie, co, akurat w tej konkretnej sytuacji, go zdenerwowało. 

Po chwili nie wytrzymał i ruszył w jego stronę. 

- Nie powinieneś tutaj przychodzić - powiedział ostro. - To wszystko twoja wina. Gdyby cię nie poznała...

- Nie ja ustalam, kto kogo spotyka - zripostował się Lucyfer. - Popełniacie błąd wyprawiając pogrzeb.

Trudno opisać minę Dana po usłyszeniu tych słów. Miał ochotę zabić Lucyfera. Pozbyć się go raz na zawsze. Ale nie odważyłby się tego zrobić tutaj - nie przy tych wszystkich ludziach, nie na pogrzebie Chloe.

- Jak śmiesz... - nie dokończył, bo w tym momencie z trumny zaczął się wydobywać dziwny dźwięk, coś jakby... kaszel? Spojrzał zdezorientowany na Lucyfera.

- Mówiłem - powiedział, po czym ruszył w stronę trumny, otworzył ją, a następnie pomógł Chloe z niej wyjść.

Kobieta rzuciła mu się w ramiona i zaczęła płakać. Lucyfer nie wyobrażał sobie, jak musiała się czuć po tym, co ją spotkało.

- Już w porządku - powiedział łagodnie. - Jestem tutaj.

----------

Czy ktoś serio wątpił w to, że Chloe wróci? 

Dziękuję za 4,5K!

Hi, it's DevilWhere stories live. Discover now