#4#

167 28 8
                                    

//Namjoon//

Odprowadziłem młodszego wzrokiem, samemu oddalając się bardzo powoli. Domyślałem się, gdzie mogę znaleźć osobę, która udzieliłaby potrzebnych mi informacji. Najchętniej pobiegłbym do tawerny, aby odnaleźć kogoś, kto byłby w stanie odpowiedzieć na moje pytania, jednak wiedziałem też, że tak ubrany będę wzbudzać za dużo sensacji. Dlatego walcząc sam ze sobą skierowałem swoje kroki w stronę przypałacowych stajni skąd musiałem zabrać swojego rumaka.

Kto by pomyślał, że pomimo tak wielu lat ja nadal będę pamiętać drogę do domu? Przyspieszyłem pokonując leśną, już nieco zarośniętą drogę. Nie miałem teraz głowy do rozglądania się i rozpamiętywania starych dźwięków, które miały tutaj miejsce.

Na dworku jak się okazało już mnie oczekiwano. Niemal każdy z oddanych mi pracowników wyszedł na powitanie wesoło mnie pozdrawiając.

Przed wojną ojciec odprawił większość służących wiedząc, że nie będą oni potrzebni kiedy sami będziemy walczyć o pokój. Jednak mimo wszystko postanowił zachować swoich najbardziej zaufanych ludzi. Dał im pokoje, pozwalając im tym samym żyć w tym małym pałacu i korzystać z dobroci ziemi, a w zamian oczekiwał jedynie, iż zajmą się należącą do niego posesją, podczas naszej nieobecności. Patrząc na nich uświadomiłem sobie, że nie mogę od razu zająć się swoimi sprawami. Musiałem się z nimi porządnie przywitać jako nowy pan domu, a zarazem też i nowy pracodawca. Jedyne co nie mogło poczekać to sprawdzenie stanu domu...

Garstka ludzi, która mieszkała w moim domu postanowiła przygotować uroczystą kolację, na co przyzwoliłem uśmiechając się do nich. Byli najbliższą mi namiastką rodziny, jaką posiadałem, dlatego też miałem do nich lekką słabość. Możliwe, że wiele osób zganiłoby mnie za to jak ich traktuję, aczkolwiek nie przejmowałem się tym.

Wymyty i przebrany przez jedną z kobiet zasiadłem przy ogromnym drewnianym stole. Dopiero wtedy ciężar samotności spadł na mnie ponownie. Sala jadalniana była przestronna, a dodatkowo całkowicie pusta. Podążyłem wzrokiem po pustych, zimnych ścianach oraz po ciemnym drewnie otaczających mnie mebli.

Przez tyle lat nawet nie zwróciłem uwagi jak wiele przyjemności sprawia mi jedzenie z grupą pod-dowódców. Dopiero teraz kiedy słyszałem każdy swój najmniejszy ruch zrozumiałem, że nie jestem tym samym człowiekiem co kiedyś. Pomimo niechęci dokończyłem posiłek, po którym podziękowałem wszystkim, od razu wychodząc na miasto. Tyle lat braku prywatności sprawiło, że już nawet jej nie potrzebowałem. Doceniałem to co moja służba dla mnie zrobiła, jednak wiedziałem, że nie wytrzymam ani sekundy dłużej sam w pokoju.

Zasiadłem na moim czarnym rumaku, dzięki któremu w mgnieniu oka dotarłem do ulicy, na której dzisiaj świętowano. Po ulicach rozlewała się wręcz fala muzyki wraz z tańczącymi do niej ludźmi. Niektóre pary wyglądały jak pojednani po wojnie kochankowie, a niektóre jakby powracający żołnierz postanowił po prostu zaznać bliskości cielesnej z drugą osobą. Nie oceniam nikogo, dziś tak naprawdę chyba nikt nikogo nie oceniał. Każdy po prostu radował się, że przeżył bądź, że w końcu zapanował pokój.

Mimo braku uprzedzeń starałem się omijać kobiety i mężczyzn, którzy szukali klientów. Nie byłem tym zainteresowany, bynajmniej nie dziś. Pewnym krokiem wszedłem do karczmy gdzie od razu przywitały mnie okrzyki radości i zimny kufel piwa. Ludzie dziękowali mi oraz pozdrawiali życząc wiecznego życia. Nauczony manier dziękowałem każdej życzliwej osobie starając się mimo wszystko dotrzeć do karczmarza.

— Wielki wojownik powrócił! — krzyknął mężczyzna dwa razy starszy ode mnie.

— Brim! — pozdrowiłem go zadowolony od razu obejmując go ramieniem na powitanie

— Pamiętam jak jeszcze byłeś biednym smarkaczem kradnącym ze straganów, a teraz? Spójrz tylko na siebie — powiedział wyraźnie wzruszony, przez co lekko się zawstydziłem. To w sumie dzięki niemu byłem tu gdzie teraz jestem. To on pomógł mi przetrwać nim poszedłem do wojska..

— To twoja zasługa.

— Oj nie umniejszaj sobie. Ciężko na to wszystko pracowałeś. — Jego ogromna dłoń poklepała mnie po plecach podczas, gdy sam siedziałem przy barze. — Będziesz dziś świętować? Wiesz znam kilka ciekawych osób, które zapewne nawet za darmo-

— Nie Brim, dziś nie — przerwałem mu spokojnie upijając następnie łyk piwa.

— Oh, zatem zamierzasz dziś tylko pić? Gdzie twój przyjaciel? — zapytał rozglądając się po izbie. Bolesna strzała przeszyła moje wnętrze powodując, że krew odpłynęła mi z twarzy. Przed oczami znów stanął mi jego obraz, jego martwe ciało leżące bezwładnie w moich dłoniach...

Pokręciłem głową pokazując mały skalpel, który schowany był w moim bucie. Chwila ciszy wydawała się trwać wieczność, pod koniec której poczułem dłonie obejmujące mój tors.

— Rozumiem... Wy dwaj... Był twoim najbliższym druhem prawda? — zapytał insynuując nasza intymną relację, na co tylko kiwnąłem głową. — Nie jestem w stanie wyrazić swego smutku...

— Nie musisz, to było już ponad rok temu — odparłem mechanicznie wypijając resztę piwa na raz. — Nie chce dziś o tym myśleć. Wolałbym zająć się czymś innym...

— Oczywiście! Mogę ci jakoś w tym pomóc? — Uśmiechnęłam się delikatnie słysząc jego gorliwość w głosie.

— Właściwie to chyba tak... — Zacząłem powoli — wracając do miasta spotkałem chłopaka on... Z pewnych powodów przykuł moją uwagę — odchrząknąłem starając się zapanować nad emocjami.

— Oho, łady?— zapytał z uśmiechem ewidentnie pozwalając mi całkowicie zapomnieć o wcześniejszym temacie.

— Jest bardzo przystojny. Podobny do kogoś mi niegdyś bliskiego. — Mówiłem ostrożnie omijając jego spojrzenie. Wiedziałem, że domyśli się, o co chodzi.

— Rozumiem, jak się nazywa, może go znam?

— Nazywa się Kim SeokJin i mieszka w biednej dzielnicy z licznym rodzeństwem. Niestety tylko tyle wiem — W końcu odważyłem się zerknąć na niego. Delikatny uśmiech wypłynął mu na twarz co świadczyło o tym, że na pewno go zna.

— To chyba twój szczęśliwy dzień — zaczął uradowany opierając się łokciami o bar. — O ile nie myli mnie przeczucie na pewno się dziś tu zjawi i jeśli będziesz dość łaskawy to dotrzyma ci towarzystwa.

— Cz-czekaj co?— Zdziwiony wlepiłem w niego wzrok mając wrażenie, że opacznie zrozumiałem jego przekaz.

— Młody często nocami sobie dorabia, a patrząc na to, że aktualnie są do tego idealne warunki, na pewno się tutaj pojawi. Zapewne będzie kręcił się tutaj w pubie, bądź przy ulicy. Ostatecznie może być w budynku na rogu z ludźmi grającymi w karty. Na pewno go znajdziesz, ale uważaj, jest on dość... Hm jakby ci to wyjaśnić... Wybredny w stosunku do swojej klienteli — zaśmiał się lekko, a jego dłoń powędrowała na kark drapiąc go przy tym.

— Rozumiem — odparłem wyraźnie niezadowolony z tego faktu, w mojej głowie wyobrażałem go sobie jako skromnego, niewinnego mężczyznę. Fala zawodu zalała moje ciało, jednak postanowiłem się nie poddawać. Skoro i tak lubi oddawać się mężczyznom to mój plan będzie dużo łatwiejszy do wykonania. 

Zniewoleni • NamJinWhere stories live. Discover now