Rozdział IV

435 33 3
                                    

 Obudziłam się na mega niewygodnym materacu w obskurnym pomieszczeniu. Po otwarciu oczu, jeszcze chwilę patrzyłam w sufit, aby poukładać swoje myśli wtedy zorientowałam się, że jestem w bunkrze Winchesterów, gdyby nie fakt, że śpię w jednej z ich sypialni pomyślałabym, że wydarzenia z ostatnich dni to był sen. W końcu włamanie, porwanie, uratowanie swoich oprawców i odnalezienie dawno zaginionego przyjaciela nie zdarza się codziennie. Podniosłam się na jednej ręce, aby sprawdzić godzinę. Wyświetlacz telefonu wskazywał 6:43.
Przez natłok myśli nie mogłam ponownie zasnąć, postanowiłam więc przejść się i pozwiedzać miejsce, w którym nie było mnie przeszło 6 lat. Po 30 minutach mogłam stwierdzić, że nic się nie zmieniło, a niektóre z pomieszczeń nie były odwiedzane od mojej nieobecności. Gdy chciałam iść do kuchni aby się napić usłyszałam rozmowę braci

- Co się wczoraj wydarzyło? Kto nas zaatakował? I kto do cholery jasnej nas ocalił? - wrzeszczał Dean.

- Nic nie pami...

- Nie ma za co - przerwałam.

Weszłam pewnie do pokoju, a na mojej twarzy malował się lekki uśmiech.

- Co ty tu robisz? - zapytali bracia po czym dokładnie zlustrowali mnie wzrokiem wyciągając broń.

-To mnie nie zrani - powiedziałam spokojnym tonem.

Po tych słowach bracia niepewnie i powoli opuścili broń jednak nieufni mieli ją na wyciągnięcie ręki.

- Czy to moja koszula? - zapytał Dean

- Tak...koszula Sama byłaby na mnie za duża. Nie ważne chciałam z wami porozmawiać.

- W takim razie czekamy na wyjaśnienia - powiedział wyższy z łowców.

- Uratowałyśmy was. Nie jesteśmy takie złe okey? Gdyby nie my już dawno byście nie żyli. Może lepiej będzie jeśli usiądziemy i wszystko wam opowiem??? -zaproponowałam.

Bracia nie chętnie, się zgodzili.
Gdy usiadłam obok nich, zaczęli zasypywać mnie pytaniami, aby zaspokoić swoją ciekawość.

- Co nas zaatakowało?

Bracia spojrzeli na mnie pytająco i nie cierpliwie czekali na wyjaśnienia.

- No więc tak, wczoraj zaatakował was mieszaniec. I to o nich szukacie tabliczki, którą posiadamy. Znamy jej treść i chętnie podzielę się z wami tą wiedzą - dokończyłam.

- Mieszańce... tego jeszcze nie było podsumował Dean.

- Jesteś prorokiem?

- Co?! Nie skąd, z tymi zadufanymi dupkami nie mam nic wspólnego. NIGDY! Nauczyłam się odczytywać stare pisma będąc jeszcze kobietą pisma...

- Co?! Jesteście kobietami pisma? -Przerwali.

- Możecie dać mi dokończyć! - Warknęłam wściekła.

- Tak jesteśmy kobietami pisma tak samo jak wy i kilka innych nie licznych osób. Mieszkałyśmy tutaj długo przed wami.

- Czym jesteście? - zaczął niepewnie Dean.

- Razem z siostrą jesteśmy pierwotnymi mieszańcami chciałybyśmy wam pomóc.

- Jaka jest cena waszej pomocy?

- Trochę zaufania i zawieszenie broni
przynajmniej teraz.

- Zaufanie się zdobywa, a nie dostaje w prezencie - stwierdził blondyn.

- A nie dostałam go chociaż troszeczkę ratując wam tyłki przed rozwścieczonym mieszańcem?

- Może trochę - uśmiechnął się zielonooki.

Hunters reality | Supernatural Where stories live. Discover now