Rozdział VI

236 21 0
                                    

Heh, no cześć... Długo nic nie dodawałam, no cóż chwilowy brak weny.
Teraz już jestem i niedługo opublikuje nowego one-shota z Sherlocka i Johna.
Tym czasem życzę miłej lektury.

(Rozdział nie poprawiony, za wszystkie błędy przepraszam)

---------------------------------------------------------

Już po chwili stałam pod drzwiami hotelowego pokoju. Przed wejściem zaczęłam się zastanawiać co powiem Deanowi. Zanim cokolwiek wymyśliłam dzwi przede mną otworzyły się, ujrzałam wkurzoną twarz chłopaka.

-Cześć -rzekłam wciskając chłopakowi kluczyki do ręki.

Gdy chciałam go wyminąć ten chwycił mnie za ramiona i powiedział :

-Mam nadzieję że jest cała. Zobaczę ryskę a po tobie.

-Spokojnie, nie takimi gratami się jeździło-rzuciłam wyślizgując się z jego uścisku.

-Gratami?! To klasyk.

-Rozpadający się klasyk- poprawiłam
Na te słowa brunet prychnął w odpowiedzi.

-Masz wszytko?

-Mam taką nadzieję -powiedziałam otwierając torebeczkę.

W środku znalazłam potrzebne mi rośliny, podejrzany sztylet oraz dwa flakonoki z truciznom (czego dowiedziałam się czytając małą etykietę na opakowaniu). Postanowiłam je schować nic nie mówiąc Deanowi, a następnie odwiedzić ponownie kobietę aby oddać niepotrzebne przedmioty dołączone do paczki.
                                 *
Po skończeniu całego rytuału, byłam bardzo zmieszana wynik zaklęcia był inny od spodziewanego. Morthon nie był abuminacją, tylko bardzo potężną mieszaniną demona i wampira czego kompletnie się nie spodziewaliśmy.

- I co? -spytał blondyn na co podskoczyłam w miejscu.

- Nic nowego. Tak jak się spodziewaliśmy abuminacja -skłamałam, nie chciałam wciągać ich w to wszystko. To nasza sprawa. Moja i Kate.

-To co wezmę tylko kilka potrzebnych rzeczy i idziemy?

-Próbowałam już go namierzyć, rozpłynął się w powietrzu -kolejne kłamstwo - wracamy do bunkra zajmiemy się tym później.

-Chcesz narażać kolejnych ludzi?!

-Nie, nie chce, ale niewiem gdzie znajdziemy tę wywłokę. Jeśli tego nie chce to go nie znajdziemy- powiedziałam spokojnie, gdy tym czasem w mojej głowie widniała tylko jedna myśl :

Wiej stąd!

Tak strasznie nie chce uciekać, ale jeszcze bardziej się boję. Przecież nie jesteśmy jedynymi łowcami prawda?! Ktoś inny się tym zajmie. Kogo ja oszukuję...

-Pojedziemy jutro rano, niedługo będzie ciemno nie opłaca się teraz jechać- oznajmił męższczyzna -Idziemy na drinka?

-Jest chwilkę po trzynastej Dean...

-To co masz zamiar robić, hy? -powiedział otwierając lodówkę i wyjmując piwo

-Pojedźmy nad jezioro. Ładna pogoda - stwierdziłam wyjmując butelkę z jego ręki a następnie wylewajc do zlewu  jej zawartość. 

Hunters reality | Supernatural Where stories live. Discover now