Prolog

1.8K 101 20
                                    

    Dni tak beztrosko mijały. Kolejne wyprawy nie wnosiły żadnych efektów.
Ludzie tylko ginęli. "Co robić?" to pytanie zadawali sobie na każdym kroku.

Porzucono nadzieję. Porzucono wiarę.
W mieście panował niepokój. "Nigdzie nie jesteśmy już bezpieczni!"
"To wszystko nie ma sensu"
"Jesteśmy zgubieni"
"Nie ma dla nas ratunku"
"Mamo... boje się"

Co robić w tak okrutnym świecie?
Czy wieczna walka ma jakiś sens?

   Owszem ma.
Nie ważne w jakiej sytuacji się znajdziemy.
Nie ważne co będziemy musieli poświęcić.
Musimy walczyć, walczyć do końca.
Niech każda porażka będzie naszą siłą.
Żadna śmierć nie pójdzie na marne.

Wygramy...
Nie traćmy nadziei, czasami tylko ona pozostaje.

   Chmury już całkowicie przysłoniły niebo nie dopuszczając nawet najmniejszych promieni słońca. Dzień nie zapowiadał się miło. Wybijało dopiero południe, a nikomu nic się już nie chciało.
"Skoro jest tak źle to po co jeść? Po co wstawać?"- powtarzał Erwin Smith. Było w tym trochę racji, a może i nawet więcej niż im się zadawało.
-Jak dowódca ma w sobie tyle pozytywnej energii to niech sam idzie na zakupy- skarżył się Connie niosąc wór ziemniaków, który zasłaniał mu całą drogę.
-Dowódca na pewno wie co robi- mruknął Eren. Właściwie mu samemu nie chciało się spędzać czasu na zakupach. Chętnie wyrżnąłby kilku tytanów, ale nie wolno mu było wyjeżdżać na samodzielne misje.
Armin idący z boku sprawdził jeszcze raz listę zakupów. Myślał coś chwilę i prawie potykając się o jakiś kamień rzekł:
-Mamy wszystko... ajć! Musimy tylko zgarnąć dziewczyny i do domu.
Chłopcy mięli już wyrażać swoje niezadowolenie, w końcu dziewczyną zwykle zajmuje najwięcej czasu na zakupach. Zwykle chodzą między stoiskami na targu i oglądają rzeczy które i tak nie kupią. Ostatnio nawet i Mikasa spędza coraz więcej czasu na zakupach. Bardzo cała ta sytuacja dziwiła Jaegera. Choć dobrze on zdawał sobie sprawę z tego, że Mikasa także jest dziewczyną, a nie jakimś terminatorem jak myślał za dziecka, to i tak tego nie rozumiał. Ludzie się zmieniają i to fakt, ale nie Mikasa. Ona zawsze była opanowana, nie mówiła za dużo i nigdy się nie uśmiechała, zawsze była przy nim. Taką pamiętał ją od dziecka, a teraz? Chodzi na zakupy z dziewczynami, coraz mniej podąża zanim jak cień, nawet zapomina jej się poprawić mu koszuli gdy nie jest w najlepszym wyglądzie. Przez odział przeszła nawet plotka, że się zakochała. Ta teoria została szybko obalona. Przecież Mikasa to Mikasa.

   Nagle usłyszeli głos Sashy, po chwili ona i wcześniej wspomniana Szatynka pojawiły się w polu widzenia chłopców. Uśmiechnięta od ucha do ucha brunetka założyła Conniemu i Arminowi po wianku niebieskich kwiatów. Druga dziewczyna założyła Erenowi także wianek, lecz w tym wypadku czerwonych, a może i nawet lekko różowych kwiatów.
-Wyglądacie ślicznie- zaśmiała się Christa, która wyłoniła się z pomiędzy stoisk.
-Babskie wianki... - mruknął Eren. - Gdzie Ymir? Skoro się znlalazłyście, to możemy wracać.
Dziewczyna do której skierowane było pytanie odwróciła wzrok, jakby bała się powiedzieć, albo po prostu nie chciała. Po jej zachowaniu każdy wiedział o co chodzi. Ymir na pewno spuszczała łomot następnej osobie, która spojrzała na Christę.

   Wrócili na długo przed zachodem. Przynajmniej niebo takie sprawiało pozory, nie chcąc wciąż pokazać wszystkim słońca. Trafili idealnie na obiad przygotowany przez Jeana, Bertholdta i Reinera. Odłożyli zakupy do spiżarni i zasiadli przy wspólnym stole wymieniając się to coraz ciekawszymi nowinami. Najciekawsze historie, które padły przy stole to "Armin zagubiony wśród kobiecych perfum", "Jean siodła samego siebie", "Brak ziemniaków, nadszedł koniec ludzkości", "Eren co pomylił staruszkę z Connim". Śmiechy i dobra zabawa dopiero się zaczynały. W końcu reszta dnia była dla wszystkich wolna. Kapral musiał wyjechać na trzy dni, ale dobroduszny Erwin, nie nakazał im wiele pracować. Ich zadaniem było jedynie zrelaksować się i sprawić, by budynek jeszcze gdy wrócą. Nagle od stołu wstała Mikasa. Posprzątała ze stołu po tych co zjedli i jak gdyby nigdy nic wyszła z jadalni. Choć nie jedna osoba chciała ją zatrzymać i nie jedno słowo padło w jej stronę, to ona nie wzruszona jakby nie słyszała wyszła, ani razu nie odpowiadając ani nie rzucając wzrokiem na nic innego niż droga którą ma podążać.
-Ostatnio tak dziwnie się zachowuje... - zaniepokoił się Armin. On zawsze jako pierwszy martwił się o wszystkich.
-To prawda, nikt nie wie co się z nią dzieje - odezwał się Reiner zamyślonym głosem. Nigdy nie widać było, by rozmawiali, ale jakoś dziwnie przejął się sprawą. Może miał kruche serduszko, tak jak Armin?

   Szybko jednak zapomnieli o dziewczynie. Nie można marnować ani jednej chwili wolnego. W końcu tych dni ma się tak niewiele. Levi na 100% procent będzie chciał odpracować wszystkie dni, w których go nie było potrójnym treningiem i dużo większymi obowiązkami. Można jedynie było się modlić, że będzie wyprzedaż na płyn do mycia okien, albo zje go coś po drodze. Obie opcje zapewniłyby im spokój na przynajmniej kilka dni.

   Tymczasem Mikasa jak zwykle powinna oddać się cała treningom, tak jak podejrzewali wszyscy. Jednak nie dziś. Dziś miała ważniejsze rzeczy na głowie. Zamknęła swój pokój na klucz, w razie gdyby ktoś chciał sprawdzić co u niej. Następnego dnia z pewnością, będzie bronić się złym samopoczuciem, by prawda nie wyszła na jaw. Gdy została sama w swym pokoju, uchyliła cicho okno i jak gdyby nigdy nic - wyszła.

Gdzie poszła? Co będzie robić? Tego nie wie nikt.

***
I stało się! Powstał prolog! Następne części pojawią się niebawem. Zapinaj pasy i ruszaj z nami w podróż, która mam nadzieję, wszystkich usatysfakcjonuje i nie umrze jak poprzednia. 
Spodobało się? Poleć znajomym! Daj gwiazdkę! Skomentuj! 

    Do miłego, no i hej!

Ps. Wattpad ze mną nie współpracuje D:

Czas kiedyś musiał nas złączyć [EreMika] [SnK]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora