Rozdział XXXVII

242 29 0
                                    


Luke był bardzo dumny ze swojego maleństwa. Nie spodziewał się nawet, że na tym pikniku tak wiele się wydarzy. To wszystko przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania. Po tym, jak nacieszył się widokiem swojej pociechy, która zaczęła raczkowac, zadzwonił do swojej mamy i pochwalił się tym, co właśnie zrobiła Nadia. Cała rodzina jest szczęśliwa, że los Nadii i Luke'a w końcu jest na tej właściwej drodze i układają swoje życie na nowo, juz bez Chloe. Bez niej wszystko jest kompletnie inne. Jej śmierć zmieniła wiele w życiu każdego z nich. Luke, zmienił swoje podejście do życia, pogodził sie z niedoszłymi teściami i zaczyna nowy rozdział. To właśnie chyba jest jego nowy start, początek nowego życia razem z Nadia, Alison i Księciem. Wszystko zaczęło isc w dobrym kierunku. Jak to mówia.. "co nas nie zabije, to nas wzmocni". Ich życie, to idealny przykład na to. Jeszcze troche i Nadia zacznie chodzić, mówić. Wyrośnie z niej mały urwis, za którą będą szaleć tłumy facetów, a Luke bedzie starał sie odpędzić adoratorów od swojej córeczki. Luke uśmiechnął się na te myśl i spojrzał na swoja córeczke. Coraz bardziej przypomina swoją mame, wyglada praktycznie identycznie, jak malutka Chloe ze zdjęć. To utwierdza tylko jego w przekonaniu, że jego narzeczona wciąż tutaj gdzieś z nimi jest i ich wspiera.


***

Wrócili wszyscy do domu, zjedli pyszny obiad, który przygotowała Alison. Luke zabrał malutką i poszedł się z nią bawić do salonu. Za nimi ruszył Książę, jako ich wierny kompan, zawsze noga w noge z nimi. Alison przyglądała się chwilę temu pięknemu widokowi. Wygladali tak beztrosko i uroczo, jakby nie bylo żadnych problemów wokół. Podeszła do Luke'a, objęła delikatnie swoimi ramionami jego szyję i spojrzała na niego.

-Niedługo muszę już iść. Jutro mam pierwszy dzień w pracy.

Luke uśmiechnął się szeroko.

- Dlaczego nic nie mówiłas? Trzeba to opić.

Zaśmiał się.

-Może innym razem, nie chce rozpocząć pierwszego dnia w pracy z kacem.

Złożyła lekki pocałunek na jego policzku.

-Racja, Pani Dotkor, nie ładnie tak przyjmować pacjentów z boląca głową.

Uśmiechnął się szelmowsko.

- No przynajmniej ja bym nie chciał, żeby mnie Pani w takim stanie przyjmowała.

Zaśmiali się oboje.

- Jeszcze przyjdziesz do mnie poobijany po meczu Panie Siatkarzu.

-Racja, lepiej nie kłócić się z jedyną Panią Doktor, która zawsze mnie przyjmie z moimi problemami.

-Oczywiście, dla ciebie wszystko Luke.

Uśmiechnęła się szeroko, ukazując swoje idealnie białe zęby.

-Kiedy wracasz do grania? Chcesz do tego wgl wrócić?

-Bardzo, nawet nie wiesz jak mi tego brakuje, tej rodzinnej atmosfery w naszym składzie, wszyscy są dla mnie jak bracia, cała drużyna i ogólnie kocham grać w przeróżnych meczach z przeciwnymi klubami. Ta adrenalina, wola walki i chęć wygranej.. coś cudownego i nie do opisania.. A kiedy wracam..? nie wiem.. do końca zwolnienia mam jeszcze 2 miesiące, ale chyba wrócę wcześniej do tereningów, żeby być w jak najlepszej formie na sezon... Jest tylko jeden problem. Nie mam z kim zostawić Nadii, a nie chce zostawiać ja na cały dzień z obcymi ludźmi..

- Ja moge się nią zajmować w wolnych chwilach, ale może twoja mama mogłaby się nią opiekować? Albo poszukaj jakiejś niani, tylko musiałbyś ją sprawdzić wcześniej, czy nie zrobi krzywdy malutkiej.

Uśmiechnęła sie Alison

-Jakoś damy rade, bo jak nie my to kto?

Usmiechnęła się, a Luke zaraz pocałował ją z pasją.

Siedzieli tak jeszcze dobre kilka godzin, aż malutka dziewczynka zasnęła, a Alison musiała wracać do swojego mieszkania.




Single Father (L.H)Место, где живут истории. Откройте их для себя