rozdział 5

89 16 8
                                    

(od autorki: Nie wiem czy ktoś tu jeszcze jest, bo mnie nie było bardzo długo...
Wyrwana w brutalny sposób ze swojego poukładanego świata musiałam stawić czoła demonom jakich chyba nikt nie chce spotkać w swoim życiu, jednak nie poddałam się i silniejsza wracam na wattpada by skończyć swoje prace i dać wam coś od siebie.
Trzymajcie się Kochani i życzę miłego czytania.
Wasza Geo)

***

HARRY

Po wczorajszej wizycie w Tomlinson Academy of Arts czułem się jak na kacu. Miałem tak sprzeczne myśli, że głowa bolała. Naprawdę myślałem, że to będzie dla mnie szansa a okazało się totalną pomyłką. Mimo, że jeszcze nic się nie wydarzyło już wiedziałem, że to będzie najtrudniejszy rok dla mnie a przeprawa z depresją Gammy to sielanka. Ja sam byłem pokiereszowany psychicznie a wystawiony na taką próbę polegnę szybciej niż się mogło wydawać.

Moim opiekunem miał być syn właścicieli ale nikt nie ostrzegł mnie, że będzie to Bóg w ludzkiej skórze. Gdy wczoraj go zobaczyłem zmiękły mi kolana. Przystojny, średniego wzrostu mężczyzna przywitał mnie z poważną miną i wpatrywał we mnie jakby zobaczył ducha. Jego niebieskie oczy przypominały niebo w słoneczny dzień nad morzem, a usta były tak idealne jak tylko można było sobie wyobrażać. Jeśli on miał być blisko mnie każdego dnia w tej szkole to byłem stracony. Moment kiedy dotknąłem jego ramienia i iskry drażniące moje palce nie wróżyły nic dobrego.

Leżąc na łóżku dzisiejszego poranka zastanawiałem się jak rozwiązać całą tą sytuację i jak poprosić o zmianę opiekuna stażu. Nie byłoby to odpowiednie z mojej strony, tym bardziej że odbycie praktyki w tej szkole zawdzięczałem rodzinie Tomlinson'ów bez dwóch zdań. Gdyby nie zgodzili się na przyjęcie mnie do grona pedagogicznego, nigdy nawet nie wpadłbym na pomysł, by spróbować właśnie tam. Byłem między młotem a kowadłem, z jednej strony pragnąłem dalej się kształcić i dzielić się swoją wiedzą z młodymi, utalentowanymi ludźmi a z drugiej, rok u boku kogoś takiego jak Louis napawał mnie strachem, strachem przed tym co poczułem widząc i dotykając tego faceta. Miałem wrażenie, że wiąże nas jakaś niezwykła siła, która oboje nas zepchnie w przepaść, a później już nic nie będzie takie samo. Rozmowa z nim była tak trudna a jednocześnie tak ciekawa, że sam nie wiedziałem jak byłem w stanie odpowiadać na pytania i sam je zadawać.

- Harry, kochanie chcesz kawy? - z zamyślenia wyrwał mnie głos babci, więc odwróciłem się do niej z uśmiechem na twarzy.

- Chętnie się napiję. Nie wiem czy w szkole będę miał na to czas. - odpowiedziałem i posmarowałem tosta marmoladą morelową.

- Denerwujesz się?

- Naturalnie, ale bez przesady. Po prostu muszę się przyzwyczaić do nowej sytuacji. - chyba nie byłem zbyt przekonujący, bo babcia bacznie mnie obserwowała a jej twarz zmieniała się z sekundy na sekundę.

- Po wczorajszej rozmowie nie wyglądałeś na przekonanego co do tej pracy.

- Nie martw się, poradzę sobie. - westchnąłem i odebrałem od babci filiżankę espresso.

Po śniadaniu poszedłem do swojego pokoju i przebrałem się z piżamy w strój do pracy a potem chwyciłem torbę i pożegnawszy się z babcią i siostrą, która właśnie wcinała śniadanie, wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i ruszyłem ulicami Londynu. Ręce mi się trzęsły i miałem wrażenie, że nim dojadę pod budynek akademii będę spocony jak szczur.

Gdy zaparkowałem swój pojazd i wysiadłem, chłodny wiatr otulił moje ciało. Pogoda w w tym mieście zmienia się jak w kalejdoskopie i zawsze trzeba było być gotowym na deszcz lub gorące promienie słońca. Zarzuciłem ramiączko torby na ramię i sprawdziłem swój plan zajęć, który dostałem wczoraj od Tomlinson'a. Musiałem najpierw zajrzeć do pokoju nauczycielskiego, a potem prosto do sali instrumentów. Zapowiadał się ciekawy dzień.

Po wejściu do twierdzy grona pedagogicznego wszystkie oczy wpatrzone były we mnie i czułem jak robię się czerwony.

- Dzień dobry. - burknąłem i miałem nadzieję, że nikt nie zacznie teraz jakiejś rozmowy. Niestety moje nadzieje okazały się płonne.

- Witamy, panie Styles. - usłyszałem głos niebieskookiego mężczyzny, a moje serce zaczęło przyspieszać. Nie wiem dlaczego tak na niego reagowałem i chyba nie chciałem wiedzieć. Odwróciłem się w jego kierunku i uśmiechnąłem serdecznie.

- Panie Tomlinson, miło znów pana widzieć. Zaraz idę na zajęcia. - powiedziałem i chciałem jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.

- Spokojnie kolego, nie ma pośpiechu. Nasi studenci to rozsądni ludzie, wiedzą co mają robić gdy się spóźniamy. A teraz zapraszam do mojego gabinetu. Musimy omówić jeszcze kilka spraw. - odpowiedział patrząc mi prosto w oczy. Zrobiło mi się gorąco, bo ten facet naprawdę mnie pociągał i gdyby szkoła była klubem, a on spotkanym tam chłopakiem nie miałbym nic przeciwko sam na sam w jakimś pokoju hotelowym, jednak był moim opiekunem a ja byłem jego podwładnym, w dodatku nauczycielem, mieliśmy ze sobą wytrzymać rok, więc nic takiego nie wchodziło w rachubę.

Poszedłem za Louis'em choć tak naprawdę chciałem uciekać gdzie pieprz rośnie. Ta sytuacja była dla mnie trudna. Nie miałem pojęcia co myśleć i po co chce mnie widzieć u siebie skoro powinienem zacząć już zajęcia. Moje głupie myśli błądziły w kierunkach jakich nie powinny.

- Siadaj. - powiedział twardo Tomlinson gdy tylko zamknęły się za nami drzwi jego gabinetu. Ton jego głosu nie był już tak przyjazny i trochę mnie to zdziwiło. - Nie będę ukrywał, że nie jest mi na rękę, że się tu pojawiłeś. Mogłem teraz grzać tyłek na jakiejś rajskiej wyspie ale obiecałem przyjaciółce, że cię poniańczę, więc proszę byś zachowywał się profesjonalnie i zgodnie z regulaminem a ten rok jakoś zleci. - poczułem jakbym z każdym słowem dostał policzek. Było mi przykro, że z tak miłego gościa jakim się wydawał stał się oschły i nieprzyjemny, jednak musiałem to przyjąć i szczerze powiedziawszy to chyba było lepsze. Wiedziałem na czym stoję nim zrobiłem jakiś ruch, który przekreśliłby to wszystko co mogłem zyskać dzięki pobytowi tutaj. Gdy mężczyzna odwrócił się w stronę okna uznałem naszą rozmowę za zakończoną

- Oczywiście, panie Tomlinson. - odpowiedziałem a następnie udałem się do sali gdzie powinienem kształcić młodych ludzi od kilku minut.

Szedłem korytarzem nieco zawiedziony. Louis Tomlinson wydawał mi się świetnym człowiekiem, a okazał się zadufanym w sobie dupkiem. Nie chciał mnie tu i jasno dał to do zrozumienia. Miałem ochotę zadzwonić do Yo i powiedzieć jej co sądzę na temat tego typka i zapytać po jaką cholerę mnie w to wpakowała, ale zacisnąłem tylko zęby i wszedłem z rozmachem do sali, w której miałem zajęcia.

Dziesięcioro par oczu spojrzało na mnie i zaprzestało trenowania gardeł a ja zacząłem się śmiać. Zrobiłem wrażenie i nie było co do tego wątpliwości, tylko dlaczego mnie to nie cieszyło.

the intern || Larry StylinsonWhere stories live. Discover now