Głębia

473 55 11
                                    


Obcasy Anglii mocno stukały po pustym korytarzu, prowadzącym do sali waszej wysokości - królowej Elżbiety I. Szedł szybkim krokiem pomiędzy burgundowymi ścianami, co jakiś czas omijając jakiegoś gwardzistę, drzwi czy roślinę w barwnej doniczce. Anglia nie chciał jakoś bardzo spotkać się z królową, bo wiedział, że dostanie ochrzan, za to, iż jeszcze nie wyciągnął od Hiszpanii ani słowa, ale musiał się do niej stawić, bo gdyby tego nie zrobił, nie skutkowałoby to niczym dobrym.

Kiedy dotarł już na miejsce przełknął ślinę w gardle, otworzył masywne dębowe drzwi i wszedł do środka. Sala tronowa, w której się właśnie znalazł, była ogromna. W pomieszczeniu było mnóstwo szarokremowych kolumn o pozłacanym stylu korynckim u samej góry i podstawą na dole. Ściany oraz marmurowa posadzka były w różnych odcieniach czerwieni, a kamienne sklepienie kontrastowało z resztą jasnym kolorem bieli. Do niego był przymocowane dwa ogromne kryształowe żyrandole, które w jakimś stopniu odbijały resztę sali. Po prawej stronie, na ścianie, znajdowały się wysokie okna ukazujące wspaniały krajobraz za nimi; okna posiadały złotobrązowe zasłony w różne wzory, uszyte z najdroższych materiałów. Oczywiście tym, co najbardziej rzucało się w oczy był tron, na którym siedziała kobieta w średnim wieku. Tron miał pozłacany drewniany szkielet i bordowy materiał wokół siedzenia i oparcia, a kobietą na nim była samą królową Elżbieta I! Jak zawsze bogato wystrojona o dumnej postawie. Anglia podszedł do władczyni, głęboko ukłonił się przed nią i ucałował jej wierzch dłoni.

- Jak tam nasz więzień? - spytała z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Nic jeszcze nie powiedział... - odpowiedziała jej personifikacja państwa, którym władała.

- Jak to? Już dawno powinniśmy wiedzieć o planach króla Hiszpanii! - wydarła się na niego. - Dawno! Rozumiesz? - kobieta wzięła głęboki oddech i kontynuowała. - Arthurze, proszę, przestań go faworyzować. Gdyby to był inny więzień, już dawno by nie żył.

Anglia połknął gulę, która stanęła mu w gardle.

- Oczywiście, wasza wysokość - skłonił się, by móc następnie wyjść, ale królowa mu przerwała.

- I jeszcze jedno, Arthurze. Wrzuć go do morza, gdy z nim skończysz. Przecież dobrze wiesz, że państwo bez swojej personifikacji jest mocno osłabione.

- Oczywiście zrobię to, królowo - skłonił się jeszcze raz i szybkim krokiem wyszedł z sali, powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami, co byłoby niemożliwe w jego wykonaniu, bo przecież były ogromne.

Ze zgrzytaniem zębami wrócił do celi swojego jeńca. Jak zwykle zastał go z zamkniętymi oczami, opierającego się o zimną, kamienną ścianę i trzymającego w ręku swój krzyżyk. Westchnął. Anglia już dawno przeszedł na anglikanizm i od tamtego czasu nie nosił krzyżyków na szyi, co kiedyś to było dla niego codziennością. W sumie dziwił się, że tak mało było hiszpańskich protestantów. Nie spodziewał się, że tak mocno i głęboko wierzyli w swój katolicyzm.

Przybrał na twarz kpiącą minę i wszedł do środka. Hiszpania od razu schował krzyżyk za kołnierz i spojrzał na niego z nienawiścią i pogardą. Anglia doskonale się tego spodziewał, on zawsze tak robił. Blondyn przybliżył twarz do jego i wyszeptał:

- I co tym razem, Hiszpanio? - przekrzywił głowę lekko w lewą stronę. - Powiesz mi, co tym razem, czy może jednak nie?

Hiszpania zawzięcie patrzył się w coś, za plecami Arthura. Nawet na dowód swojej upartości, przygryzł dolną wargę, która już w sumie była czerwona od krwi, przez to przygryzanie.
Anglia westchnął, zawsze było tak samo.

- Hiszpanio... - szepnął jeńcowi do ucha.

- Myślałem, że dziś już nie przyjdziesz - warknął jedynie cicho.

Anglik zaśmiał się mu w twarz. Był to po części śmiech fałszywy, lecz nikt, kto nie znał tak bardzo blondyna, nie mógł się tego nawet domyślić.

- A jednak się zjawiłem - odparł z kpiącym uśmiechem. - A teraz chodź, królowa i ja również, mamy dość twojej upartości oraz zawziętości - złapał jeńca za kark i pociągnął w swoją stronę. Wiedział, że ten długo nie postoi z bezwładną nogą, więc oparł go o siebie i razem wyszli z celi, a gdy już wyszli, przekazał go jednemu ze strażników. Anglia nie miał zamiaru taszczyć ze sobą Hiszpanii.

- Chodź za mną - rozkazał mężczyźnie, któremu przed chwilą przekazał personifikację.

Anglia ruszył wolnym krokiem do sali, gdzie człowiek, który jest jednym z lepszych w swoim fachu, miał w dość brutalny sposób wydostać od Antonia informację. Arthur wiedział, że nie będzie to gorsze niż to, co on robił Hiszpanii, lecz jednak bardziej bolesne i jednocześnie skuteczne. Przynajmniej na większą ilość więźniów to działało... Blondyn wiedział, że Latynosowi potrzeba czegoś więcej niż to, by się poddał.

Kiedy dotarli już na miejsce, Anglia ni myślał, by wejść do środka. Mruknął jedynie coś pod nosem i poszedł w inną stronę, niby coś załatwić. W sumie miał dużo pracy, ale doskonale wiedział, że potrafił się wyrobić.

_________
Miał być one-shot, ale xD
Proszono to napisałam ciąg dalszy~

[APH] KlęskaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt