Żal

476 54 51
                                    

Hiszpanię z powrotem znowu wrzucono do jego celi, w której ostatnio ciągle przesiadywał. Latynos wiedział, że czekały go takie, a nie inne tortury, ale nie spodziewał się, że będą aż tak bolesne. Mężczyzna, który wykonywał je na nim, był całkiem niezły, a nawet bardzo dobry w tym, co robił. Podobało się to Hiszpanii, sam załatwiłby sobie takiego fachowca w tej dziedzinie.

- Ajć – syknął pod nosem i podniósł się z ziemi do pozycji siedzącej. Bolało go dosłownie wszystko, był w jeszcze gorszym stanie fizycznym niż przedtem. Ledwo się ruszał, a jego bezwładna noga i kajdanki na nadgarstkach nie pomagały mu w tym. Chciałby się oprzeć o ścianę, albo przynajmniej położyć na pryczy, która teraz wydawała mu się niezwykle wygodna, ale niestety nie mógł. Ból nazbyt go otępiał. Z powrotem położył się na zimnej, kamiennej posadzce na plecach i zamknął oczy.

Kap, kap.

Usłyszał kapanie wody. „To to jeszcze nadal skapuje?" – zdziwił się. Myślał, że już woda cała się wylała. Uchylił lekko powieki i spojrzał w stronę zakratowanego okienka. Faktycznie, na parapecie nadal było dość sporo wody, nawet więcej niż przedtem. Musiało troszkę napadać, gdy Anglia wyciągnął go z celi. Ach ta angielska pogoda, taka kapryśna.

Nagle Hiszpania zaśmiał się nerwowo. Czyli co... Czekał go los wiecznego więźnia w angielskich celach? Już na wieki miał obserwować iście interesujące kropelki brudnej wody, które skapywały do kałuży, która wcale nie malała a wręcz rosła w oczach? Nie podobało się to Latynosowi, ale cóż mógł począć? Nic nie mógł. Nawet nie mógł zjeść porządnego śniadania, tylko jedynie jakieś niedobre i spalone, typowe angielskie jedzenie.

„Ciekawe, co by Romano powiedział..." – zamyślił się. ,,Pewnie dostałbym do niego ochrzan, że nic nie robię, tylko siedzę na dupie i obserwuję krople wody."

Hiszpania po raz drugi mimowolnie się zaśmiał.

Ach... Jak on tęsknił za Romanem, za domem, gdzie mógłby w spokoju odpocząć w czasie sjesty, a potem zająć się pomidorami, którymi tak dobrze się pielęgnował. Brakowało mu nieznośnych uwag, jego wychowanka, pełnych pogardy i przekleństw. Wolał już zmienić zmoczoną pościel Włoch Południowych i stać się ofiarą jego gniewu, niż wracać z powrotem do tych tortur...

Kap, kap.

Ale czy tortury nie były lepsze niż to, co robił? Z drugiej strony, gdyby tutaj został, jego wychowankowie w Nowym Świecie, nie cierpieli by przez niego. Nie zagrażałby nikomu, a młode personifikacje pierwszy raz od dłuższego czasu byłyby naprawdę szczęśliwe.

Uśmiechnął się na samą myśl o tym. Może nikt tego nie wiedział, ale nienawidził się za to, że gdy był w Nowym Świecie, przy swoich koloniach, zmieniał się. Nie wiedział dlaczego tak się działo, ale tracił panowanie nad sobą i krzywdził innych, tych, których najbardziej kochał. Chciał, by to się zmieniło, ale jak? Było to przecież niemożliwe.

Kap, kap.

Poczuł, że po jego policzkach mimowolnie spłynęły łzy. Gdy to zauważył po raz kolejny zaśmiał się nerwowo. Co się z nim do cholery działo?

Usłyszał, jak drzwi do jego celi otwierają się. Nawet nie raczył spojrzeć, kto go odwiedził, wiedział, że za chwilę się tego dowie, ale i tak przewidywał kto to mógł być. Uśmiechnął się lekko pod nosem i zasłonił oczy dłonią, by przybysz nie mógł zobaczyć jego łez.

Kap, kap.

Minęła już dłuższa chwila, a nikt nadal nic nie powiedział. Hiszpania nie chciał zaczynać rozmowy, uparcie czekał na ruch drugiego człowieka. Spodziewał się, że tamten pierwszy coś powie, ale tak się nie stało. Zamiast tego mężczyzna, który stał przy drzwiach podszedł do niego i lekko go podniósł do pozycji siedzącej, by następnie ostrożnie podnieść go i pomóc mu usiąść na pryczy. Zaskoczony Latynos nie zrobił nic, oddał się woli Anglii, który chyba nie zamierzał się tłumaczyć. Kiedy Hiszpania wygodnie usiadł na pryczy, blondyn usiadł koło niego. Przygryzł dolną wargę i zaczął bawić się białą chusteczką, którą wyciągnął z rękawa.

- Co ty robisz? – spytał Hiszpania, nie wytrzymując tej ciszy pomiędzy nimi.

- Ja... - Arthur urwał, a następnie westchnął. – Nie wiem.

Antonio prychnął w odpowiedzi. Spodziewał się jakiegoś podstępu ze strony wroga, czy coś w tym stylu. Po Anglii można było się wszystkiego spodziewać, ale nie tego, że przyjdzie do niego, by pomóc mu przejść na prycze i że będzie siedział w ciszy. Hiszpania doprawdy był tym bardzo zdziwiony.

Kap, kap.

Siedzieli w ciszy już od dłuższego czasu. Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny. Przynajmniej Antonio tak sądził. Latynos nie miał pojęcia ile już tam siedzieli, ale wiedział, że bardzo długo. Tak mu się od tego nudziło, że miał ochotę zamknąć oczy i zasnąć, ale nie potrafił, nie chciał, bał się. Więc skoro nie mógł się zdrzemnąć, miał ochotę odpłynąć myślami gdzieś daleko, lecz przy Anglii nie potrafił myśleć o swoich prywatnych sprawach. Denerwowało go jego towarzystwo, chciał by sobie poszedł i go zostawił samego. Może chciał tego dlatego, że mu to zrobił...? Nie był pewien, ale to musiało być to, no bo cóż by innego?

Przygryzł dolną wargę i usadowił się wygodniej na pryczy. Miał dość tej ciszy pomiędzy nimi, ale nie chciał zaczynać rozmowy. Wolał, by Arthur to zrobił. Więc czekał, znowu.

[APH] KlęskaWhere stories live. Discover now